13. Więc czego chcesz?

1K 73 16
                                    



— Przenieś się do nas. Tylko o to cie dzisiaj poproszę. - stary Smoliński wzdycha i składa ręce na blacie stołu. Jego blade czoło odbija promienie lampy świecącej z góry.

— Po moim trupie. - prycham i zsuwam okulary z nosa. Teraz wzrok wbity mam w jego twarz. Czuje jak moje czyste białka, pozbawione tęczówek i pusty wzrok podnoszą mu ciśnienie we krwi.

— Dobrze płacę. Wiesz o tym, Bugajczyk. - unosi brwi ale zachowuje spokój tak jak to ma w zwyczaju.

— I ty myślisz ,że potrzebuje teraz twoich pieniędzy? - uśmiecham się sztucznie przez słowa. No teraz to mnie naprawdę rozśmieszył. Pff.

— Wszyscy ich potrzebujemy. — odpowiada zdecydowanie. — Czego chcesz w takim razie? - po chwili ciszy pyta unosząc na mnie wzrok.

— Spokoju. - wstaje od ogromnego stołu.

Aleksandra

Zostaje dobrze ugoszczona tak jak u Pani Płotkowskiej zwykle bywa.

Chuda postać pani profesor podaje mi filiżankę z ...? Wącham ciecz. Z rumiankiem? W myślach wybucham śmiechem.

Ta kobieta ma świra. Po chwili jednak przypominam sobie jej poważną minę gdy poprosiła mnie o to spotkanie i ja sama poważnieje na te myśl.

Mam nadzieje ,że to nic przerażającego.

— W jakim celu jest to spotkanie? - pytam czekając aż kobieta mi odpowie. Lecz zamiast odpowiedzi do moich uszu dociera świst powietrza z jej ust.

— Zauważyłaś jak zawsze traktowałam cię wyjątkowo? - kompletnie zmienia temat i poprawia się na beżowej kanapie ,ale nie irytuje mnie to.

— Jasne ,że zauważyłam. - odruchowo skinam głową. Biorę łyk gorącego naparu z rumianku ,jednak ułamek sekundy po tym przypominam sobie ,że ja nawet nie lubię rumianku. Krzywię twarz w grymas odstawiając kubek na stolik.

— Nie uważałaś nigdy ,że to nie na miejscu? Że tak nie powinno być, zważając że jestem twoją nauczycielką? - pyta ,a ja zauważam jak opuszcza ją uprzedni spokój i zaczyna się stresować. Tymczasem we mnie też powoli narasta niepokój.

— Zastanawiałam się nad tym, ale nigdy nie widziałam w tym niczego złego... - sama zaczęłam się zastanawiać co teraz o tym tak na prawdę myślę.

— Nie wiem czy jesteś gotowa to usłyszeć, ale wiem ,że jesteś na tyle dorosła aby o tym wiedzieć. To czy ta informacja cie zmieni zależy tylko od ciebie i twojego charakteru. - wzdycha. — Zrozum tylko ,że mnie też ciężko o tym mówić ,ale to mój obowiązek aby powiedzieć ci prawdę. - łapie moją dłoń i delikatnie ją masuje.

Czuje jej dłonie, które są rozpalone do cna. Moje także zaczynają absorbować coraz więcej ciepła i drgawek.

— Mam 19-naście lat, dam radę. Cokolwiek to nie będzie. - co mi strzeliło do głowy ,aby teraz udawać odważną. — Proszę powiedz o co chodzi. - moja mina poważnieje.

— Jesteś.. moją c-córką. -spuszcza wzrok na nasze ręce a z pod jej powiek wypełzają pojedyncze łzy. Od samego patrzenia na nią i zdania które wypowiedziała mi też zbiera się na płacz. Jednak próbuje być silna.

— Naprawdę? - szczeka opadła mi z niedowierzania. Kobieta wręcza mi jakieś kartki. Czytam z jednej nagłówek. „Akt urodzenia". Jest tam wszystko
; moje imię, data urodzenia, jest nawet waga po urodzeniu. Teraz jak tak na to patrze to faktycznie jestem trochę podobna do pani profesor.

Chociaż nie przestaje kochać mojej dotychczasowej matki coś mówiło mi ,że ona jest tą biologiczną.

To całkiem śmieszne ,ale chce być teraz sama. Jedna rzecz jednak każe mi z nią zostać. W mojej głowie zdążyło się skłębić już milion pytań na które właśnie chce aby mi odpowiedziała.

schizy. retoWhere stories live. Discover now