KWD - Epilog: Normalność

2.8K 244 7
                                    

Historia powinna kończyć się w ten sam sposób, co zaczynać. Zdaniem, które przyciągnie uwagę i jednocześnie podsumuje wszystko, co zostało powiedziane wcześniej.

Ostatni akt.

Zakończenie.

Najsłynniejsze z nich używane było w niezliczonej ilości historii, przez niezliczoną ilość lat i znane jest w kilkunastu językach i kulturach. Klasyka.

„I żyli szczęśliwie do końca swoich dni."

Zdanie to, jest zakończeniem, które utożsamiamy z bajkami. Tam, gdzie bohater zawsze wygrywa, gdzie słoneczko zawsze świeci i wszystko jest tak słodkie, że czasem potrzebna jest wizyta u dentysty. I czy wam się to podoba czy nie, tutaj mamy bajkę, a żeby być dosłownym ― bajkę o pewnym zielonookim wróżku. Ale czy właśnie to zakończenie pasuje tutaj najlepiej? Przecież coś takiego jak „I żyli szczęśliwie do końca swoich dni" nie istnieje. Nie może.

Ale zanim zostanę wysmarowana smołą, obrzucona piórami i nazwana nieromantycznym głazem, pozwólcie, że coś wyjaśnię. „Do końca swoich dni" to tak jakby powiedzieć: „zawsze" i „nigdy". Świat nie jest tylko czarno–biały. Aby życie miało swój smak, musi w nim istnieć zarówno dobro jak i zło. Yin i yang.

Równowaga.

Ale wciąż stoimy w miejscu, szukając tego najlepszego zakończenia. Jeśli nie jest to „do końca swoich dni", to co w takim razie?

To proste.

Co powiecie na to:

Każdy może pragnąć ― co jest jedną z najpiękniejszych rzeczy na świecie – aby być po prostu szczęśliwym w danym momencie życia. Co prawda, nie wszystkie chwile są dobre (a prawdę mówiąc, niektóre są cholernie nędzne), ale jeśli potrafimy znaleźć dobrą stronę nawet w najgorszej sytuacji, jest to lepsze od wszystkich szczęśliwych dni świata. Bo zastanówcie się: jeśli wszystko byłoby takie tęczowe i puchate, szybko stałoby się również nudne. Zgubilibyśmy to prawdziwe uczucie szczęścia, jeśli czulibyśmy się tak cały czas.

Szczęście znajduje się w tych momentach. Maleńkich chwilach.

A więc przejdźmy teraz do końcowej części naszej opowieści. Do momentu w nie tak bardzo dalekiej przyszłości.

Pierwsze promyki słońca wpadały przez okno sypialni małego domku na obrzeżach Hogsmeade, którego od niedawna właścicielem był pewien niski wróżek o imieniu Harry. To był wczesny poranek i właśnie zaczynał się budzić.

A on nienawidził poranków.

Słyszeliście już to, ale nie zaszkodzi tego powtórzyć. A więc dlaczego został zbudzony z przyjemnej drzemki? Odpowiedź jest bardzo prosta:

Jego materac się ruszał.

Chwila... materace się nie ruszają... pomyślał sennie, powoli odzyskując świadomość. A przynajmniej nie te dobrej jakości. Może sobie coś wyobrażam... Poranki to pora samego szatana. Tak, na pewno chodziło właśnie o to.

Materac znów się poruszył.

Czy to na pewno ranek robi mnie w balona? Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Dziwne rzeczy w jego życiu to coś normalnego, ale nie pamiętał, aby jakiś martwy obiekt nagle zaczął się ruszać. No cóż, mógł się tego spodziewać wcześniej czy później.

I znów to samo!

Mam nadzieję, że po prostu oszalałem. Harry w końcu otworzył oczy. Uniósł głowę, odwracając ją i odkrył, że wczesne godziny nie robiły go w balona, a on wcale nie oszalał.

Jego materac żył.

Chwileczkę...

I miał czarne oczy, które patrzyły prosto w jego zielone.

Materace nie mają oczu. A przynajmniej nie te normalne.

― Dobrze spałeś? ― zapytał Severus.

Może poranki nie są takie złe. Zwłaszcza, jeśli zaczynają się w ten sposób. Poza tym bardzo lubił ten materac, więc nie poruszył się, leżąc na swoim oddychającym łóżku.

― Świetnie... naprawdę świetnie. A ty? ― Głos Harry'ego był zachrypnięty od snu.

― Poza faktem, że przez twoje cudowne kilogramy zdrętwiała mi noga, to nie mogę narzekać.

Chłopak jęknął.

― Mówisz zbyt dużo jak na tak wczesną porę.

― Wybacz mi to ― odparł Severus, przesuwając dłonią wzdłuż boków Harry'ego. Nasz wróżek wciąż czuł małe ukłucia energii za każdym razem, gdy mężczyzna dotykał czarnego wzoru na jego ciele. ― Czy wiesz, że spałeś ze skrzydłami na wierzchu? ― Chłopak zatrzepotał nimi lekko. Dłoń Severusa kontynuowała swoją wędrówkę i Harry zarumienił się, wiedząc, że jedyną rzeczą jaką ma na sobie, jest naszyjnik, który dostał od niego w prezencie. Jednak nie oderwał wzroku od oczu mężczyzny, który nie przestawał delikatnie gładzić jego boku. W końcu jednak Severus przerwał ciszę. ― Czy wiesz, że nucisz, kiedy śpisz?

Harry uśmiechnął się od ucha do ucha. Zachichotał i przerwał kontakt wzrokowy, kładąc głowę na piersi Mistrza Eliksirów. Poczuł jak usta muskają wierzch jego głowy.

― Taak ― powiedział w końcu. ― To normalne.

I żyli szczęśliwie właśnie w tym momencie.

KONIEC I CZĘŚCI


Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)

Klaśnij w dłonie, Perfekcyjna Dziwaczność | SnarryWhere stories live. Discover now