KWD - 2. Kto w ogóle chce się przyjaźnić z ogromnym wombatem?

4.9K 267 156
                                    

- Wiesz – szepnęła do niego Hermiona w drodze na transmutację – braliśmy pod uwagę klątwy i uroki, ale są też inne rzeczy, które mogły przyczynić się do tego, że się zmniejszyłeś.

Harry rozejrzał się szybko upewniając się, że Seamus i Dean nie będą mogli ich podsłuchać. Może i wiedzą już, że jest karłem, ale wolał nie słyszeć ich teorii na ten temat. Zadowolony z faktu, że Ron zajmował ich rozmową o quiddtichu, odwrócił się w stronę przyjaciółki.

- Co masz na myśli? – zapytał.

- No więc próbowałam sobie przypomnieć wszystkie książki, które przeczytałam o czarnej magii i te które mogłyby być pomocne w... - zamilkła widząc spojrzenie Harry'ego. – No co? Powinieneś być zadowolony z tego, że jestem taka oczytana! W każdym bądź razie, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że zachowywałeś się dziwnie na wczorajszej uczcie, to mógł być jakiś eliksir, który ktoś dodał do twojego jedzenia.

- Ale wszystko smakowało normalnie...

- To nic nie znaczy, Harry. Są eliksiry, które nie mają smaku.

- No dobrze, więc eliksiry to też jakaś opcja. Skąd dowiemy się więcej?

- Porozmawiamy z profesorem Snape'em.

- Ummmm...

- Och, Harry, profesor Snape nie jest taki zły. Poza tym pracowałeś z nim cały zeszły rok na rzecz wojny, a on jest najbardziej doświadczoną i godną zaufania osobą, jeśli chodzi o eliksiry.

Nie chodziło wcale o to, że Harry nie zgadzał się z tym, co powiedziała Hermiona. Wręcz przeciwnie. Snape wcale nie był taki zły i podczas tych wszystkich przygotowań do wojny zrodziło się pomiędzy nimi coś w rodzaju... pozrozumienia. W zasadzie Gryfon nauczył się szanować i podziwiać byłego szpiega oraz polubił przebywanie w jego towarzystwie. I właśnie dlatego chciał teraz trzymać się od niego jak najdalej. Wiedział, że Snape najprawdopodobniej zruga go za wzięcie jakiegoś nieznanego eliksiru i będzie szydził z jego niewiedzy. Tak, najlepiej odwlec to jak najdłużej się da.

- Proszę, Hermiono, czy jest jakaś inna opcja?

- Oczywiście. Możemy odwiedzić Madam Pomfrey.

- A więc wybieram bramkę numer trzy – wymruczał posępnie. Nienawidził skrzydła szpitalnego. Po wojnie spędził tam całe trzy tygodnie, będąc pod opieką dozorcy więziennego i pielęgniarki w jednym – Madam Pomfrey. Poprzysiągł sobie, że nigdy tam nie wróci, chyba że sytuacja będzie naprawdę kryzysowa. Jego przyjaciele wiedzieli, co myśli na ten temat. To był bunt – proste i logiczne.

- To nie jest żaden bunt – sapnęła Hermiona. Harry nie był świadomy, że ostatnie zdanie powiedział na głos i posłał jej przepraszające spojrzenie. – Posłuchaj, ta utrata wzrostu może odbić się na twoim zdrowiu i wizyta w skrzydle szpitalnym to dobry pomysł. Wiem co o tym myślisz i prędzej zjadłbyś sowie przysmaki niż...

- I to z przyjemnością!

- Nieważne, Harry. Ktoś mógł cię otruć lub Merlin jeden wie co jeszcze zrobić.

Ach, więc doszliśmy i do tego. Myśliciel Hermiona rozważyła wszystkie naukowe opcje, proces, który z każdym dniem zabierał coraz więcej czasu i w końcu mogła wejść w skórę Hermiony - Najlepszej – Zmartwionej - Przyjaciółki. Szkoda tylko, że ta cała naukowa wiedza sprawiała, że dziewczyna była coraz bardziej przewrażliwiona. Harry czuł się świetnie. Naprawdę. No bo, powiedzmy sobie szczerze, czy takie rzeczy w życiu Harry'ego Jamesa Pottera nie zdarzają się na porządku dziennym? W ciągu sześciu lat pięć razy walczył z Voldemortem, bił się ze smokiem, był na imprezie z duchami i usypiał trójgłowego psa – Puszka. To tylko część całej zabawy, więc utrata wzrostu była w zasadzie czymś... normalnym. To co robimy dzisiaj po śniadaniu? zastanowił się. Aha! Utrata wzrostu. Świetnie. Zostanie jeszcze trochę czasu na połaskotanie sklątki tylnowybuchowej przed obiadem.

Klaśnij w dłonie, Perfekcyjna Dziwaczność | SnarryWhere stories live. Discover now