KWD - 7. Świąteczny Skorupiak

4.4K 239 113
                                    

Świąteczny czas wstąpił do Hogwartu w ten sam sposób, co na całym świecie - podczas tych jeszcze ciepłych miesięcy wlókł się ślimaczym tempem tylko po to, by przyśpieszyć na początku grudnia i nim zdążyłeś powiedzieć: „Ale jeszcze nie zrobiłem wszystkich zakupów!" rozpoczął się w całej swej okazałości.

Harry kochał święta. A przynajmniej od jakiegoś czasu. Boże Narodzenie u Dursley'ów oznaczało jeszcze więcej obowiązków, zero dobrego jedzenia i żadnych prezentów. Przez długie lata gardził tym świętem i cieszył się, gdy nadbiegał jego koniec, ale czas spędzony w Hogwarcie zupełnie zmienił jego pogląd na tę sprawę.

Sześć lat temu Harry zjadł swój pierwszy świąteczny posiłek. Do tej pory tylko go widział - przygotowywał go i po nim sprzątał, co następowało po tym, gdy zjadała go reszta rodziny. Jeśli nie możecie wywnioskować tego z ich rozmiarów to wspomnę tylko, że Vernon i Dudley z łatwością potrafili zmieść jedzenie ze stołu. Harry'emu zostawało zazwyczaj trochę tłuczonych ziemniaków i kanapka z resztkami pieczonego kurczaka. Również w Hogwarcie otrzymał swój pierwszy prezent. Był tamtego ranka tak tym zaskoczony, że był pewien, iż Ron coś podejrzewał, ale na szczęście nic o tym nie wspomniał. Bo jak w wieku jedenastu lat można przeprowadzić rozmowę w stylu: „Przez całe moje życie krewni dawali mi tylko znoszone ubrania i skarpetki."? Odpowiedź brzmi: nie można. Zbyt dziwacznie. Poza tym nie zdarzyło się to już nigdy więcej. Harry zawsze znajdował stosik prezentów i każdego roku napełniało go to uczuciem wdzięczności i uznania dla swoich przyjaciół i przyszywanej rodziny.

Rokrocznie Harry odkrywał również u siebie niezmierzone pokłady dziecinnego zdumienia, które zdało się zbladnąć u jego szkolnych kolegów. Szeroko otwartymi oczyma przyglądał się choinkom, które przybierali Hagrid oraz profesor Flitwick. Nucił kolędy, które duchy śpiewały na korytarzach, a kiedy kończył mu się repertuar, wybierał jedną z nadawanych przez magiczną radiostację w Pokoju Wspólnym. Ron uważał to za wkurzające, a Harry w takich momentach zaczynał tylko nucić głośniej. Ten rok nie był wyjątkiem.

Grudzień zawitał w Hogwarcie ze swoimi dekoracjami i piosenkami, co zrobiło z Harry'ego kłębek podekscytowania. Dodajcie do tego jego nadpobudliwość z powodu spadku, a wyjdzie wam młody mężczyzna, który swoją energią mógłby napełnić całą wioskę, jednak w jakiś sposób nauczył się ją kontrolować. Nie miał innego wyjścia.

Po pamiętnej kolacji, kiedy pokazał swoje skrzydła – po raz pierwszy celowo – wiedział, że musi coś zrobić. Ludzie ciągle zapraszali go na randki i gapili się na niego. Na początku miał nadzieję, że o tym zapomną, ale szybko się okazało, że to nie był tylko tymczasowy wymysł.

- Może on ma moc kuszenia ludzi tak jak Człowiek Fretka? – zapytał Ron któregoś wieczoru w Pokoju Wspólnym. Właśnie wrócili z biblioteki i Harry rozwinął skrzydła, by pozbyć się bólu pleców. Na randkę zaprosiły go cztery osoby. Na szczęście żadna z nich go nie dotknęła.

Harry'emu nie podobała się ta cała sprawa z kuszeniem. Malfoy wyglądał na przygnębionego mając chodzący za nim wianek dziewczyn, więc biorąc pod uwagę fakt, że jego zapraszały zarówno one jak i faceci, nie chciał myśleć o grupie, która mogłaby się z tego utworzyć.

- A więc dobrze. Nie będę rozwijał skrzydeł, a przynajmniej nie w dużych grupach.

- Nie wydaje mi się, żeby to było to – powiedziała Hermiona. – Książka McTorninga nic nie wspominała o kuszeniu...

- Nie mówiła też nic o jedzeniu cukru i tym – Harry przeczesał dłonią swoje kolorowe włosy. – Najbezpieczniej będzie przypuszczać, że nie ma tam wszystkich informacji.

Klaśnij w dłonie, Perfekcyjna Dziwaczność | SnarryWhere stories live. Discover now