Rozdział 2

960 54 3
                                    

Z Jiminem kochaliśmy się dość długo. Chciałem to wykorzystać dopóki miałem na niego wielką chęć, a nie chciałem marnować takiej wielkiej szansy!

Obudziłem się na następny dzień o dziesiątej. Przetarłem oczy piąstkami, a następnie odwróciłem wzrok na śpiącego chłopaka obok.
Pewnie był bardzo wyczerpany, no nie dziwię się.
Pogłaskałem dłonią po jego policzku uśmiechając się przy tym.
Czarnowłosy mruknął coś niezrozumiałego i przewrócił się na drugi bok. Zaśmiałem się przez to.

Patrzyłem w sufit czekając nie wiadomo na co. Przecież nie będę tak leżeć. Westchnąłem podnosząc się do pozycji siedzącej. Sięgnąłem po bokserki i spodnie zakładając na siebie. Ból dolnych partii powinien już minąć po tylu godzinach snu. Stanąłem na nogach czując ból, ale nie taki już duży. Schyliłem się jeszcze po bluzkę leżącą na podłodze. Wtedy dostałem klapsa, dlatego podskoczyłem odwracając się do chłopaka.

-Nie musiałeś tego robić.- powiedziałem z uśmiechem

-Kusiło mnie- zagryzł wargę- I to bardzo- szepnął wysyłając całusa w powietrzu. Zaśmiałem się. Wszedłem na łóżko siadając na biodrach starszego. Przybliżyłem się i musnąłem jego usta, lecz chłopak pogłębił pieszczotę przewracając nas tak bym leżał pod nim.

-Muszę iść- oznajmiłem odrywając się od niego. Wstałem z łóżka.

-Już uciekasz?- spytał ze smutkiem- Szkoda.

-Wybacz, ale spieszę się.- mruknąłem

-Gdzie?

-Na trening.- westchnąłem zakładając koszulkę

-A śniadanie? Jadłeś?

-Nie mam czasu, bo jestem prawie spóźniony. Zjem na mieście.- powiedziałem podbiegając do szafy. Wyciągnąłem z niej ciuchy na przebranie i włożyłem do torby.

-Nie ma mowy.- wstał ubierając swoje bokserki i podszedł do mnie- Albo zjesz teraz, albo cię nie puszczę.- złapał za nadgarstek

-Muszę tam być i to migiem inaczej oberwę za to od trenera.- wyrwałem się

-Chociaż małą kanapę.

-Nie. I tak nie jestem głodny.

-Zemdlejesz mi tam! Martwię się o ciebie.

-Nie musisz. Jestem wytrwały.

-Zawsze tak mówisz i co z tego jest? Szpital.

-Dobra idę. Pa- dałem mu buziaka i wyszedłem z pokoju.

-Jungkook!!!- krzyczał

Nie zwracałem uwagi na jego wołania. Uszykowałem się w trybie ekspresowym i wybiegłem z domu lecąc na boisko, bo miałem pięć minut. Oby trener mnie nie zabił za wczoraj i dzisiaj.

***

Wbiegłem na stadion zatrzymując się tuż przy trenerze.

-Patrzcie kto nas odwiedził. Jungkook, spóźniony. Znowu.- warknął

-Przepraszam, ale zaspałem.- wytłumaczyłem

-Też mi coś. Ciągle te same wymówki. Idź się przebrać.- skinąłem głową idąc do szatni, gdzie była reszta drużyny.

-Jeon!- krzyknął Hobi.

-Czego?- mruknąłem zaczynając się przebierać

-Gdzie cię wczoraj wywiało?

Piłka to nie wszystko 2 /JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz