Rozdział 24

1.3K 79 58
                                    

Hermiona często posiadała ten luksus siedzenia w ciszy i uczenia się jedynie przy blasku świec w całkowicie pustym pokoju wspólnym. Nocą nie było gwaru, nie istniało ryzyko, że ktoś potrąci jej rękę, przez co na pergaminie pojawi się długa, nieregularna krecha z atramentu ani że przez przypadek wyleje coś na jej pracę. To z pewnością były zalety. Wadą natomiast było niszczenie wzroku i lekka samotność. Nie miała się do kogo odezwać, a przynajmniej nie do kogoś o podobnym ilorazie inteligencji, bo reszta Gryfonów spała, a Krzywołap ją często osieracał na rzecz nocnych wędrówek po zamku i połowów myszy. Wstrętny, rudy okrutnik.

Z rozmachem podpisała się na górze wypracowania i podniosła je na wysokość oczu, przekrzywiając lekko głowę, by przyjrzeć mu się dokładniej. Idealne, jak zwykle. Estetyczne, niezachlapane atramentem, bez pozaginanych rogów, staranne i dopracowane. Z czego jak z czego, ale ze swoich wypracowań zawsze mogła być dumna. Były chwalone przez wielu nauczycieli, pokazywane jako wzór dla innych, zazwyczaj oceniane na najwyższe stopnie. Jedynie profesor Snape wychodził przed szereg, nigdy nie stawiając jej tego upragnionego wybitnego. Z eliksirów nigdy go nie miała i to niezmiernie ją irytowało.

Ostatni raz spojrzała na esej i ze starannością, aby się nie pogiął, włożyła go do torby. Spakowała do niej również pióro, kałamarz oraz dwie księgi, które przeczytała przed napisaniem wypracowania, a które pomogły jej je udoskonalić i wpleść kilka dodatkowych informacji, których nie było na lekcji. Nie widziała możliwości, żeby nie dostać najlepszej oceny z Zielarstwa.

Wstając, zarzuciła torbę na ramię. Zgasiła święcę stojącą na stoliku i już miała udać się do dormitorium, gdy usłyszała, jak wejście do pokoju wspólnego otwiera się z cichym zgrzytem zawiasów, a ktoś, starając się robić jak najmniej hałasu, idzie na palcach w stronę schodów prowadzących do pokoi chłopców. Hermiona przystanęła w miejscu, mrużąc oczy, by w półmroku zobaczyć, komu o północy zebrało się na powroty z nocnych eskapad.

— Neville? — Nie mogła ukryć zdumienia w głosie. Mogłaby się spodziewać wszystkich, nawet jakichś pierwszorocznych, ale nie Neville'a.

Chłopak zamarł, powoli obracając się w stronę Gryfonki.

— Eee... cześć, Hermiono?

Dziewczyna w kilku krokach znalazła się przed chłopakiem, zakładając ręce na piersi i robiąc niezadowoloną minę. Ze zdenerwowaniem tupiąc nogą, bacznie przyglądała się koledze, który pod wzrokiem Granger skulił się w sobie, z zakłopotaniem pocierając dłonią kark.

— Powiedz mi Neville, gdzieś ty był i z jakiego powody czuć od ciebie papierosy z kilku metrów? — Blondyn już otwierał usta, żeby się usprawiedliwić, lecz dziewczyna nie dała mu dojść do słowa. — No już, pokazuj, to trzymasz w kieszeniach płaszcza. Jeżeli są to papierosy, masz w tej chwili je wyrzucić do kosza albo wrzucić do kominka. Nie będziesz się truł, mój drogi — mówiła, grożąc mu palcem.

Gryfon z zakłopotaniem wywrócił kieszenie na drugą stronę i rozłożył bezradnie ręce.

— Hermiono, ja...

— Wszystkie już wypaliłeś? Świetnie! Po prostu cudownie! Czy ty wiesz, że przez to możesz zachorować na nowotwór? Jaka śmiertelność jest wśród osób palących papierosy? Ile z nich umiera szybciej niż gdyby nie palili? Neville, czy ty zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawę?! — mówiła wzburzona, żywo gestykulując rękoma. — Nie, oczywiście, że nie wiesz! Nie czytałeś żadnych badań prowadzonych na grupach palaczy ani nie zainteresowałeś się zagrożeniem związanym z paleniem! Czy wiesz, że...

— Hermiono...

— ... na świcie co 6 sekund umiera osoba w wyniku chorób spowodowanych paleniem papierosów? Że rocznie...

Wielki powrót do Hogwartu | S. SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz