Rozdział 1

4.9K 167 70
                                    


Sowa z listem, zgodnie ze słowami Dumbledore'a, przyleciała równo o czternastej. Wpadła przez okno, przekoziołkowała przez stół zastawiony książkami i pergaminami, po czym wstała, otrzepała się i uniosła nóżkę z listem stronę kobiety.

Danielle Rawberth była zbyt zajęta przepisywaniem starej księgi, której kartki kruszyły się przy każdym dotyku, aby zauważyć, że jakiś nieproszony ptak zakłócił jej spokój. Co jakiś czas upijała łyk herbaty i wpatrywała się w okno, chcąc dostrzec cokolwiek zza tej szarej, brudnej szyby. Była to najprawdopodobniej jednoznaczna sugestia, by nie odkładać wiosennych porządków w nieskończoność.

Odwiązała liścik i wcisnęła do dzióbka sowy krakersa. Miała w zwyczaju nagradzać każdego ptaka, który przyleciał z listem i nie zdemolował wcześniej jej niewielkiego mieszkania. A było naprawdę małe. Składało się z jednego pokoju połączonego z kuchnią i mikroskopijnej łazienki, gdzie umywalka, prysznic i sedes praktycznie nachodziły na siebie. Parodia balkonu wychodziła na zaniedbane podwórze otoczone ścianami kamienic, po którym nieustannie przechadzały się wygłodzone koty, na każdym kroku zawodząc przeraźliwie nad swoją niedolą. Danielle była bliska dołączenia do nich.

Ostrożnie rozwinęła list i ze zmarszczonymi brwiami zaczęła go czytać. Nie, zdecydowanie nie podobało jej się wiadomości w nim zawarte. Gdyby mogła, zarzuciłaby wszystkie wcześniejsze ustalenia i gdzieś uciekła. Słoneczne Hawaje? Może lazurowe Malediwy? Byle jak najdalej. Ale na pewno nie Anglia. Dłużej nie potrafiła znosić tego kraju – ciągłe deszcze, częsty brak słońca i przenikliwy, chłodny wiatr nawet w ciepłe dni, a na dodatek jest Voldemort i jego poplecznicy niemal na każdym rogu. Tylko żyć, nie umierać. Co i tak było trudne.

Naskrobała szybko odpowiedź na pergaminie, gwizdnęła, a na jej ramieniu w mig pojawił się duży puchacz. Przywiązała mu odpowiedź do nóżki. Ptak wzbił się w powietrze i po chwili już go nie było. Patrzyła za nim, aż zniknął za horyzontem.

***

Danielle szybkim krokiem przemierzała korytarze Hogwartu. Towarzyszył jej jedynie trzepot szat, cień rzucany na ścianę i stukot obcasów własnych butów. Mimo, że czuła się niepewnie, szła wyprostowana, z uniesioną głową, starając się zachować jakiekolwiek szczątki odwagi i godności, gnieżdżące się na samym dnie jej duszy. Swój irracjonalny lęk mogła usprawiedliwiać jedynie tym, że nie była Gryfonką. Samo wytłumaczenie wywoływało w niej pełen pożałowania chichot.

Miała to szczęście, że nie zaczął się jeszcze rok szkolny i żaden tłum ciekawskich oczu nie wgapiał się w jej osobę. Wtedy pokonałaby drogę od bram zamku, aż do gabinetu dyrektora sprintem, ustanawiając nowy rekord w bieganiu po schodach. Teraz miała ten wątpliwy luksus poruszania się samotnie po zamku zamieszkanym przez duchy, hybrydę Świętego Mikołaja z Merlinem, Filcha z kotem i Nietoperza okupującego lochy. Do lepszego przybytku absurdu trafić nie mogła.

Stanęła przed kamienną chimerą i wyjęła z kieszeni skrawek pergaminu, na którym było napisane hasło do gabinetu Dumbledore'a. Kiedy wypowiedziała je głośno, papierek zapalił się w jej dłoniach i przestraszona upuściła go na ziemię. Tam spopielił się do końca. Zdegustowana własną bojaźliwością, weszła ostrożnie po schodach, spodziewając się kolejnych niespodzianek. Potok gorącej czekolady spływającej po stopniach wcale by jej nie zaszokował, zważając na fakt, kto jest dyrektorem Hogwartu.

Delikatnie zapukała w drzwi. Weszła dopiero, gdy odpowiedziało jej pełne serdeczności, stłumione przez drzwi zaproszenie. Zanim nacisnęła klamkę i przekroczyła próg gabinetu, zamarła, Teraz wiedziała, że nie ma odwrotu. Jakkolwiek by próbowała się wywinąć, skończyłoby się to dość marnie. Dla niej samej i tego zamku, ale do odważnych świat należy. Problem był tylko taki, że ona nie była odważna.

Wielki powrót do Hogwartu | S. SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz