Eskapada Wężowego Syndykatu

123 4 19
                                    

Ciemną uliczkę w slumsach Southterii, rozświetlała jedynie migająca lampa. Kilku nędzników stało w jej pobliżu ogrzewając się przy koksowniku. Nagle jeden z nich spostrzegł, że ktoś się zbliża. Zza rogu wyszedł wysoki mężczyzna. Był otyły i dostojnie ubrany. Gładząc swoje brązowe wąsy podszedł do szwankującej lampy. Tuż za nim unosili się w powietrzu Orbot i Cubot, a także szło kilka brązowych robocików zwanych Enforcer Pawnami. Odziani w łachmany ludzie zaczęli coś szeptać między sobą. Nagle z cienia za nimi wyszedł pies o czerwonym kolorze sierści. Ta była najeżona na czubku głowy tworząc swoistą czuprynę. Uszy miał oklapnięte, a jego oczy były dwukolorowe - prawe niebieskie, lewe zielone. Usta zasłaniała mu bandana z rysunkiem zębów. Naciągnął swoje czarne rękawiczki bez palców z kolcami umiejscowionymi na knykciach i chowając ręce do swojej czarnej kurtki podszedł do wąsatego mężczyzny. 


- Chyba pan nie zabłądził doktorze? - odezwał się zachrypniętym głosem. 

- Nie, jestem tu w pewnej sprawie. Właściwie w interesach. 

- Do interesów jest specjalne miejsce - powiedział pociągając za ukrytą za panelem dźwignię. W tym momencie jedna ze ścian rozstąpiła się ujawniając długi i dobrze oświetlony korytarz. Doktor Eggman chciał wejść razem z robotami, ale pies go zatrzymał. - Wolelibyśmy gdybyś nie wprowadzał tu swoich robotów.

- Tylko te dwa - wskazał na Orbota i Cubota - Mają potrzebne dane. Poza tym są zbyt głupi żeby być groźni. 

- Niech tak będzie. 


Eggman machnął ręką w stronę Enforcer Pawnów i te zostały przy wejściu. Cała czwórka ruszyła korytarzem. Po chwili ściana za nimi zamknęła się. Gdy doszli do końca wyszli na placyk po którym kręciło się kilku uzbrojonych zakapiorów, zarówno ludzi jak i antropomorficznych zwierząt. Niektórzy siedzieli przy stole grając w karty, inni ćwiczyli rzut nożami na pobliskich pachołkach. Gdy tylko pojawił się doktor odwrócili wzrok. Kilku z nich wstało, ale pies dał znak ręką by nic nie robili. 


- Szef pana oczekuje. Niech się pan nie martwi. 

- Nie martwię się. Choć to prawda, miejsce mogło być przyjemniejsze - zmarszczył brwi patrząc na grupkę ludzi krzyczącymi "Popełniłeś wielki błąd doktorku!" szyderczo się przy tym uśmiechając. - Całkiem nieźle. Niczego sobie kompleks budynków w centrum slumsów. A po drugiej stronie tego muru jest praktycznie centrum miasta. Rozumiem, że nie musicie za każdym razem zmagać się z tymi pijackimi bandami. 

- Sposób działania naszej organizacji nie powinien cię interesować - powiedział otwierając drzwi do jednego z budynków. Następnie wskazał gestem ręki by Eggman szedł przodem. Doktor pewnym krokiem ruszył, a za nim Orbot i Cubot. Idąc korytarzem widzieli przez uchylone drzwi kilka grupek siedzących przy stołach. Gdy przeszli kawałek dalej zorientowali się, że kilku z nich opuściło salę i idzie za nimi. Gdy doszli do kolejnych drzwi czerwony pies zatrzymał ich. 

- Pański pistolet doktorze - wyciągnął dłoń. Eggman zmarszczył brwi, ale podał pistolet. Wtedy pies uchylił drzwi i cała grupa wkroczyła do przyciemnionej sali. Za luksusowym biurkiem zrobionym z najrzadszych drzew z Mazuri siedział kot w średnim wieku o kremowym kolorze futra. Jego oczy były koloru brązowego, a uszy lekko zagięte. Odziany był w zieloną kamizelkę i śnieżnobiałą koszulę. Zielone spodnie podtrzymywane były przez skórzany pas. Wokół prawego nadgarstka miał owiniętego węża wykonanego ze złota. Na biurku leżał czarny cylinder, o który opierała się, zdająca się być niekompletna, laska pokryta rysunkami węży. Kot uśmiechnął się widząc wchodzącą do pokoju grupę. 

Sonicze One-shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz