Rozdział 4

42 7 0
                                    

Tydzień zleciał zadziwiająco szybko, a ja byłam zbyt zajęta pracą żeby myśleć o Jinie. Pewnie dlatego tęskniłam za nim trochę mniej. Niesamowicie cieszyłam się nadchodzącym weekendem. Przez kilka ostatnich godzin w pracy skupiona byłam tylko na tym, że niedługo już będę w domu i zaznam chwili relaksu. Planowałam rozsiąść się na kanapie z paczką ulubionych chipsów, oglądając wszystkie dramy, które zaniedbałam. Czekał na mnie cudowny wieczór, gdyż pierwszy raz od dawna miałam wolną chatę. Kate razem ze swoimi rozpuszczonymi koleżankami postanowiła wybyć na imprezę. Wiem, że jako starsza siostra powinnam jej pilnować, jednak Kate miała swoje zasady, których stanowczo przestrzegała, dlatego nie musiałam się martwić.

Szybciorem dokończyłam sprzątanie, ostatni raz omiotłam wzrokiem lokal i nareszcie byłam wolna. Weekend czas zacząć!

Wieczór był chłodny, więc gęsia skórka automatycznie pojawiła się na moich odkrytych ramionach. Gdybym tylko nie zaspała do pracy pewnie pamiętałabym, żeby wziąć z domu jakiś sweter. No cóż, za błędy się płaci.

Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę domu. Zdążyłam zrobić kilka kroków, gdy w oddali zauważyłam zakapturzoną postać stojącą w mroku. Momentalnie obleciał mnie strach. A co jeśli to jakiś pedofil? Albo morderca? Bałam się przejść obok niego, ale niestety byłam do tego zmuszona, gdyż nie było innej drogi.

Zanim zdążyłam się zorientować koleś zrobił w moim kierunku kilka kroków. O cholera, chyba czas wiać Inia.

Chciałam się cofnąć, lecz nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Sparaliżowana strachem obserwowałam jak postać wolno się do mnie zbliża. W głębi duszy zaczęłam się gorliwie modlić, bo co innego mi pozostało? Czekałam tylko aż napastnik wyjmie nóż lub jakieś inne narzędzie i pozbawi mnie tchu. Wyobraźnia podsuwała mi najgorsze scenariusze.

No fajnie, zaraz zostanę zabita przez przypadkowego typa na ulicy. A może jeśli do niego zagadam i przedstawię kilka słusznych argumentów to odpuści sobie morderstwo? Byłam za młoda żeby umierać, do jasnej anielki!

Postać niespiesznie wyszła z mroku ukazując mi swoją zakrytą kapturem twarz. Moment, moment, ja już gdzieś widziałam tą szarą bluzę.

Właśnie wtedy chłopak odsłonił swoją przystojną buzię.

- No siemasz, mała. - rzucił wesoło Jin.

Nagle cały strach gdzieś się ulotnił. Czy ten idiota zrobił to specjalnie? Nie mógł poczekać na mnie w jakimś innym, mniej strasznym miejscu?

- Przestraszyłeś mnie, głupku. Myślałam, że jesteś jakimś pedofilem lub mordercą.

Chłopak roześmiał się głośno, a po chwili stanął kilka centymetrów ode mnie, kładąc mi swoją ogromną dłoń na ramieniu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Chłopak roześmiał się głośno, a po chwili stanął kilka centymetrów ode mnie, kładąc mi swoją ogromną dłoń na ramieniu.

- Wybacz, po prostu nie chciałem rzucać się w oczy.

- Eh, okej. - przewróciłam oczami. - A tak w ogóle to co tutaj robisz?

- Czekałem na Ciebie.

C-co? Mam jakieś omamy, prawda? Spodziewałam się bolesnej śmierci, a tu jednak los w końcu mnie zaskoczył. Powinnam przestać oglądać kryminały, bo niedługo każdy stanie się pedofilem.

- Muszę Ci coś pokazać.

Jin złapał mnie mocno za dłoń, a rumieniec natychmiast rozkwitł mi na policzkach. Ciągnął mnie przed siebie w milczeniu, a ja z całych sił starałam się nie potknąć o własne nogi. Czyżby stało się coś bardzo ważnego, że postanowił się ze mną spotkać? Musiałam tylko cierpliwie poczekać aż sam mi o tym opowie.

Zaciekawiona rozglądałam się dookoła. Doszliśmy na obrzeża miasta, a wkoło rozciągały się piękne widoki. Uniosłam głowę by przyjrzeć się niebu, jednak korony drzew skutecznie mi je przysłaniały. Byłam nieziemsko podekscytowana, w końcu nie codziennie facet, w którym jestem zakochana postanawia porwać mnie w zapomniane przez Boga miejsce.

Maszerowaliśmy w tej głuchej ciszy jeszcze chwilę. Moje nogi miały już kompletnie dosyć tej pielgrzymki, lecz nie chciałam wyjść na marudę, więc przełknęłam wszystkie zbędne komentarze na temat zmęczenia. Po chwili przekonałam się, że warto było przemilczeć ból.

Znajdowaliśmy się na wzgórzu otoczonym zielenią, wszędzie rosły drzewa i prześliczne polne kwiaty. Na środku tego niesamowitego miejsca stała drewniana ławeczka, która musiała spędzić tu kilka ładnych lat. Szczerze powiedziawszy spodziewałam się wszystkiego tylko nie tego. Nie sądziłam, że Jin zna takie miejsca.

Nieśmiało podeszłam do starej, lekko zniszczonej ławki i delikatnie przesunęłam po niej palcami. Była niesamowita w swej prostocie.

- Podoba Ci się? - zapytał chłopak podchodząc do mnie bliżej.

- Przepięknie tu...

Kąciki jego ust leniwie uniosły się ku górze.

- Tak? To spójrz przed siebie.

Z wrażenia aż usiadłam na ławce. Przede mną rozciągał się przepiękny widok na Seul. Rozświetlone miasto właśnie zaczynało swoje nocne życie. Mieszkałam tu od dawna i nigdy nie widziałam stolicy Korei z tej strony. Ponownie zakochałam się w moim małym świecie.

- Dziękuję. - mruknęłam cichutko, patrząc na chłopaka, który rozsiadł się obok mnie. - Czym sobie na to zasłużyłam?

- Tym razem chciałem porozmawiać na moim terenie. No i wiedziałem, że Ty jako jedyna docenisz moją kryjówkę. - nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc kontynuował. - Czasem tu uciekam, kiedy mam jakiś problem.

- A teraz? Masz jakiś problem?

Jego oczy spoczęły na mojej twarzy. Przez chwilę bił się z myślami, gdy w końcu wypalił:

- Ty nim jesteś Ina. - zamrugałam zaskoczona. - Chyba mi się podobasz.

Zanim zdążyłam wymyślić jakąś inteligentną odpowiedź jego usta odnalazły niezbyt skomplikowaną drogę do moich warg. Przed oczami rozbłysły mi fajerwerki i właśnie wtedy przepadłam.

Czarne szczęścieWhere stories live. Discover now