Polly/Mike - 21

38 17 2
                                    


Była niedziela. Polly ledwo odnalazła rankiem energię na wstanie z łóżka. Czuła się jeszcze bardziej przygnieciona niż za pierwszym razem, kiedy to podczas wakacyjnej imprezy, na którą udała się wraz z Anną, ręce jakiegoś kompletnie nieznanego jej chłopaka zaczęły w ciemności snuć się po jej ciele. Wspomnienia, które Polly usilnie próbowała wyrzucić ze swej głowy wrzucając się w wir codzienności, powróciły ze zdwojoną siłą. Teraz widziała wyraźniej swoje spodnie leżące obok niej na ziemi. Zdawało się jej, iż niemalże namacalnie słyszy sapanie oraz jęki blondwłosego chłopaka.

To był koszmar. Podczas ostatnio minionych nocy nie mogła usnąć. Gdy tylko zamykała oczy, słyszała Mike'a, przemawiającego niby zwyczajnie normalnym głosem „Spokojnie, skarbie”.

Tamten chłopak był jej zupełnie obcy, nie poznała nawet jego imienia. Jego rysy tkwiły w jej pamięci, aczkolwiek napotkała go w swoim życiu jedynie jeden raz. A Mike'a? Może i nie znała go zbyt dobrze, lecz nie podejrzewałaby go o nic złego. Pomimo tego, iż brunet był roztrzepany, wydawał się jej być miły. Przyjęła go przecież nawet pod dach swojego domu, kiedy nie miał się gdzie chwilowo podziać. Więc czemu jej to zrobił? Jak ma teraz znieść codzienny widok jego twarzy na szkolnych korytarzach? Jak ma funkcjować kolejnego dnia, kiedy stale przypomina sobie moment, w którym poczuła opuszki palców Mike'a na swoim brzuchu?

Polly wybiegła do łazienki, zaraz potem wymiotując do klozetowej muszli. W jej głowie stale przewijał się obraz czyichś rąk wędrujących po jej ciele.

***

Mike wsłuchiwał się w szum signalizujący, że jego telefon próbuje wykonać połączenie. Był niemalże pewien, że dziewczyna nie odbierze. Aczkolwiek mogła ona być obecnie jego jedyną oporą — musiał więc chociażby spróbować.

Brunet zaciągnął się papierosem z paczki, którą obdarował go Alan. Szary dym unosił się w powietrzu, przy czym przepełniał jego pokój.

— Halo? Mike, jeśli znów jesteś naćpany, to nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Najlepiej od razu się wtedy rozłącz — oznajmiła dziewczyna, a Mike'owi podskoczyło serce.

— Nie, Hope, nie jestem — zapewnił, a jego głos zaczął się potwornie łamać. Łzy zalewały go falami od dłuższego czasu.

— Mike? Co się stało? — spytała, choć w jej głosie słychać było nieufność.

— Hope, skrzywdziłem kogoś. Naprawdę okropnie zraniłem — powiedział, lecz po drugiej stronie zapadła cisza. Chłopak uznał to za znak przyzwalający mu do kontynuacji. — Byłem pijany... — zaczął ponownie.

— To chyba nie jest rozmowa na telefon — przerwała mu dziewczyna, po czym się rozłączyła.

***

Kobieta o kasztanowej barwie włosów unikała jej wzroku, uderzając jednocześnie paznokciami o blat stołu.

Polly nie miała sił, aby zdobyć się na normalne funkcjonowanie. Porzuciła swoje obowiązki, nie ucząc się przy tym na poniedziałkowy sprawdzian. Snuła się po prostu po własnym pokoju lub leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Oczywistą rzeczą było więc również i to, iż nie miała chęci oraz zapału do tego, aby wykłócać się wraz z własną matką. Jednakże kobieta nie zdawała sobie rzecz jasna z tego sprawy.

— Jak już wiesz, twój tata zatrzymał się na jakiś czas u wujka Kevina — zaczęła, wyraźnie nie wiedząc, jak podjąć temat. — Zapewne zaczyna ci go brakować, lecz... — urwała ponownie.

— Ostatnio i tak nie widywałam się z nim zbyt często — przerwała jej córka.

— Polly! — oburzyła się nieznacznie kobieta.

— Taka prawda, ciągle przesiadywał w swoim gabinecie. Sama wiesz najlepiej, jak jest, mamo.

— Polly, przestań. Nie zachowuj się jak dziecko. Każde małżeństwo oraz każda rodzina miewa gorszy okres.

— Mam przestać zachowywać się jak dziecko? To przestań mnie najpierw tak traktować! Udajesz, że nic się nie stało. O czym właściwie chciałaś z mną porozmawiać? Wątpię, abyś chciała przedstawić mi jasno całą tę sytuację. Od kilku miesięcy cała ta paranoja coraz bardziej się pogarsza! Na pewno jest wam ciężko, lecz mam wrażenie, że nikt nie myśli tutaj o mnie! Jest mi ciężko. Jestem zmęczona. A wy w ogóle ze mną nie rozmawiacie! — wykrzyczała Polly, czując nagły przypływ zebranych w środku emocji. Kiedy opadła już z sił i nie była w stanie racjonalnie myśleć, wypowiedzenie tych szczerych słów nie wydawało się być tak trudne. Być może potok słów, który z niej wtedy wypłynął, nie składał się w pełną i zrozumiałą całość, aczkolwiek wypowiedzenie ich stało się małym życiowym osiągnięciem Polly. Ciemnowłosa rzadko wyrażała swoją opinię — tym bardziej podnosząc przy tym głos.

Pozwalając sobie na gniew oraz będąc szczerą z własną matką, przez chwilę odczuwała ulgę.

***

Mike zmarnował większość dnia na paleniu papierosów oraz słuchaniu muzyki. Normalnie starałby się choć minimalnie zaoszczędzić na zawartości podarowanej mu przez kolegę paczki, aczkolwiek sytuacja była kryzysowa. Brunet próbował więc złagodzić swą frustrację oraz wewnętrzny ból nikotyną.

Nie był pewien, czy podczas imprezy zażył jakieś narkotyki. Był natomiast przekonany co do tego, iż przesadził jeżeli chodzi o alkohol.

Biedna Polly — pomyślał, czując ukłucie w sercu.

Przeświadczony o tym, że nikt nie zrobiłby czegoś podobnego w stanie trzeźwości, przeklnął samego siebie, chociażby za to, iż przyjął w ogóle zaproszenie na tę imprezę. Pragnął się ukarać za to, że sięgnął od progu po tę pierwszą puszkę piwa. Poczuł nienawiść względem własnej osoby za to, co zrobił Polly.

Jego telefon zawibrował, powiadamiając go tym samym o nowej wiadomości. Nie wiedzieć kiedy, wskazówki na ściennym zegarze Mike'a zaczęły się przesuwać tak szybko, aż do momentu, w którym nastał poniedziałek — pierwsza w nocy.

Brunet sięgnął po telefon.

Hope: Spotkajmy się. Czwartek, godzina 13:00. Prześlij mi tylko adres jakiegoś miejsca w okolicy.

Banda Bachorów [✔]On viuen les histories. Descobreix ara