| rozdział 10 |

298 22 5
                                    

Rozdział dziesiąty, w którym Loki ma niewielki problem z małpami.


HWS Reliant znalazł w porcie Bostonie. Dzięki ochronie Nyks, Loki czuł się wyśmienicie w mroku nocy, niczym pan i władca świata. Teraz kroczył niezauważony między metalowymi kontenerami, szybko zbliżając się do kładki, prowadzącej na olbrzymi statek.

Brud wzbił się w powietrze, gdy wszedł na pokład. Szybko obrzucił spojrzeniem najbliższy teren i natychmiast uskoczył w bok, gdy dwójka mężczyzna wyszła zza metalowych drzwi naprzeciw niego. Loki odczekał, aż znikną, a potem, nim drzwi zatrzasnęły się, wślizgnął się do środka statku.

Kolejne kontenery znajdowały się na dolnym pokładzie. Manewrował między nimi, wyczulając zmysł na magiczne zaklęcia czy zabezpieczenia. Niestety nic takiego nie wyczuł i nawet w pewnym momencie poczuł się zawiedziony takim obrotem spraw. Miał już się w sumie wycofać, gdy dostrzegł na jednym z ładunków napis: Ostrożnie! Szczególnie niebezpieczne!

Loki bez zastanowienia podszedł do kontenera. Obszedł go, sprawdzając magicznie, a nie wyczuwając zagrożenia, mocnym ruchem pociągnął drzwi, tym samym wyrywając zamek.

W środku było pusto i ciemno, śmierdziało też czymś tak okropnie, że prawie go odrzuciło.

Wszedł ostrożnie. Dwa kroki później natrafił na ścianę. Było to dziwne, bo na zewnątrz kontener był zdecydowanie większy. Pomyślał więc, że gdzieś tutaj musi być ukryty przycisk lub dźwignia, prowadząca dalej i nie pomylił się. Wystarczyła chwila, by Loki znalazł zlany z szarością ściany przycisk.

Wcisnął go. Nastąpiła seria zgrzytów, później syk i ścianka przesunęła się. Biały dym zakołował wokół stóp Lokiego.

Głębiej nadal było ciemno i ponuro. Na końcu świecił się tylko jeden punkt. Był to ekran od jakiegoś panelu. Loki podszedł do urządzenia, natychmiast starając się je rozpracować. Niestety Midgardzka technologia była mu obca i musiał chwilę pokombinować, by znaleźć cokolwiek.

W tej samej sekundzie, gdy udało mu się znaleźć przydatną informację, Loki poczuł, że coś włochatego owija mu się wokół szyi i zaciska mocno. W następnej chwili wyleciał z kontenera z głośnym świstem.

Uderzył w metalową ścianę kilka metrów dalej, parę kontenerów przewaliło się z hukiem i całym statkiem łagodnie zabujało na boki.

Loki podniósł się i z grymasem z złości na twarzy, otrzepał się z kurzu. Zdawało się, że ostatni pyłek zleciał z jego szmaragdowego stroju, gdy uskoczył w bok, unikając zderzenia z dwiema... małpami?

Miały ludzką postawę i wygląd, nawet twarz miały ludzką, ale były zdecydowanie większe, szybsze i silniejsze. Ich ciała porastała brązowo-niebieska sierść. W dużych, szklanych oczach można było zobaczyć tylko wściekłość.

– Co do...

Swojej wypowiedzi nie dokończył. Odskoczył ponownie w bok, unikając pazurów osobnika numer jeden, a następnie musiał kucnąć i przeturlać się po brudnej podłodze (jakby nie był wystarczająco brudny!), by nie zostać schwytanym przez ogon osobnika numer dwa. Swoje niskie położenie wykorzystał w stu procentach.

Gdy zmaterializował się w jego dłoni nóż, cisnął nim bez zastanowienia. Długie ostrze gładko zatopiło się w barku bliższej małpy. Następnie Loki wygenerował swój duplikat i zmienił położenie na bezpieczniejsze.

Jakże wielkie było jego zdziwienia, gdy zraniona małpa wyciągnęła nóż gładkim ruchem, a rana w jej ciele natychmiast się zagoiła.

– Szlag by to – powiedział w tym samym czasie, gdy jego duplikat zniknął.

Sam nie wiedział, jak to się stało, ale dwie sekundy później leżał przyciśnięty do ziemi przez obie małpy (powoli Loki miał dość dziwnych stworów z Midgardu) i przyglądał się im z obawą. Ich cuchnące oddechy obiły mu się o twarz.

– Słyszałyście kiedyś, że trzeba myć zęby? – zapytał retorycznie, lekko ironicznie. – Nie? No trudno.

Loki kopnął jednego osobnika tak mocno, że ten wyleciał przez dach, robiąc w nim dziurę. Nie miał czasu na wysłuchiwanie plusku czy też zderzenia, bo druga małpa prawie rozszarpała mu we wściekłości gardło. Tylko jego niesamowity spryt pozwolił mu na uniknięcie tego zapewne ciekawego spotkania.

W kilku dynamicznych ruchach stanął na nogi, a dwa zaklęcia później małpa leżała martwa u jego stóp. Otrzepując dłonie, nonszalancko nad nią przekroczył.

Chwilę zajęło mu przejrzenie zebranych w małym panelu informacji. Potem, pod postacią przestraszonego osiłka, opuścił dolny pokład i sam statek. Już prawie wyszedł z portu, gdy z ciemnego zaułka doleciało go groźne charczenie.

Świetnie – pomyślał.

Loki zdołał zmienić swoją postać, gdy wyrzucona przez niego chwilę temu małpa naskoczyła na niego. Nie miał za wiele czasu. Słyszał już syreny, pędzących do portu radiowozów policyjnych.

Loki zauważył, że małpy nie grzeszyły inteligencją (w przeciwieństwie do niego), więc gdy ta go zaatakowała, on odskoczył w tył. Chwycił grubą, ostrą linę leżącą gdzieś w kałuży i dzięki zaklęciu poprowadził ją tak, by oplotła się wokół małpy. Potem rzucił tylko zaklęcie usypiające i osobnik pogrążył się we śnie.

Wraz ze swoją zdobyczą Loki zniknął chwilę przed tym, jak w porcie zaparkowało pięć jednostek policyjnych.

Gloom | Marvel FanfictionTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang