7.On a sad Sunday with a hundred white flowers...

Start from the beginning
                                    

Nie byłabym na nią zła. Nie krzyczałabym, że to z jej winy mój najdroższy przyjaciel, człowiek którego traktowałam jak brata nie żyje. Że ten który jej zawsze pomagał w domu odebrał sobie życie. Nie patrzyłabym na nią. Nie przytuliłabym jej. Nie powiedziała słów otuchy. Patrzyłabym na ten sam ocena na który patrzył on w dniu pogrzebu swojej matki.

Chciałabym pójść na jego grób razem z moją matką. Zobaczyć miejsce w którym Johnny leży. Wiem że ona by tego nie wytrzymała psychicznie. Załamałaby się.

Wiem o tym.

Wiem o tym bo ona w głębi serca kochała Johnny'ego. Kochała go bardziej niż swojego rodzonego syna.

-On a sad Sunday with a hundred white flowers, I Was waiting for you..-Wyleciało mi cicho z ust. Łza poleciała po moim policzku, upadając na moim telefonie. Na zdjęcie wsadzonym pod obudowę.
Spadła prosto na uśmiechniętą twarz mojego najlepszego przyjaciela.

Chciałabym znów powygłupiać się z Holderami.
Latać z wężem ogrodowym za Jackiem, Chrisem i małym Maxem.
Chciałabym znów zobaczyć jak Chris patrzy z uwielbieniem na swojego małego synka. Chciałabym zobaczyć szacunek w oczach Jacka. Chciałabym znowu jeździć z nimi na pit bike'ach po naszym amatorskim torze. Kręcić kółka na jednym z motocykli Chrisa.
Chciałabym znów pogadać razem z nimi przez Skype z Darcym.
Śmiać się z ich głupich pomysłów, śmiesznych słów i głupich min...

Jest tyle rzeczy które chciałabym zrobić a mimo to muszę siedzieć w busie i jechać do Wrocławia. Do miasta którego nie znam, do ludzi których w większości nie kojarzę. Do miejsca w którym za nic w świecie nie znam języka i przez to ludzie będą mogli mnie swobodnie wyzywać.
Wyjazd nie napawa mnie najmniejszym nawet optymizmem.

Po prostu Polska mnie odrzuca. Nie mówię, że to zły kraj ani nic, Ale po opiniach moich znajomych, zauważyłam że ludzie w Polsce są strasznie uprzedzeni.

Chloe po swoim ostatnim wyjeździe do Polski stwierdziła, że już nigdy tam nie wróci. Co oczywiście było rzucone na wiatr bo i tak tu wraca. Wraca do Polski za każdym razem jak ma okazję. Za każdym razem wzdychając do innego ulicznego grajka.

Przyznała że bardzo jej się tu podoba. I czy chcę czy nie Ale Tu też muszę się zgodzić.

Jesteśmy w połowie drogi a mój telefon już jest pełen zdjęć mijanych miejscowości, krajobrazów. Do momentu aż Tai nie stwierdził że jest bardzo zmęczony stawaliśmy przy znakach oznaczających kolejne większe miejscowości i robiliśmy sobie z nim zdjęcia.

W tym momencie Na ekranie mojego telefonu również pojawia się zdjęcie. Ale nie przedstawia ono ani mnie, ani chłopaków, ani nawet krajobrazu mijanych przez nas miejscowości.

Maciek który odkąd się pożegnaliśmy na lotnisku cały czas sprawnie utrzymuje mnie w stanie czuwania właśnie wysłał mi swoje zdjęcie.

-Nie wierzę... -Szepczę do ekranu i kręcę ze śmiechem głową. -Tai też tak robi? -Pytam pokazując telefon mojemu obecnie jedynemu żywemu kompanowi w tej długiej podróży.
-Oj uwierz, że bardzo często marudzi żeby kupić tu ps4 ale jak widzisz jego cudowne pomysły kończą się ostatecznie na tym że burczy pod nosem i zaraz idzie spać, zapominając całkowicie o tym co przed chwilą mówił.

Nic dziwnego więc że za każdym przeklętym razem jak gdzieś jedziemy razem muszę słuchać jego gadania. - Kręci oczami i ciężko wzdycha jakby na podkreślenie swoich słów. Śmieje się cicho i zerkam na tyły sprawdzając czy wszystko gra. Co prawda jest to głupie i bezcelowe bo niestety Ale dobrze znam Woffyego i wiem że on uwielbia spać więc pewnie do końca drogi się nie obudzi. To i dobrze i źle że tak sypia.

Czarny Charakter | Jason Doyle Where stories live. Discover now