5.

95 9 7
                                    

Wszędzie naokoło mnie czułam unoszący się piękny zapach parzonej kawy oraz mieszający się choć pasujący do niego wręcz idealnie i działający na kubki smakowe zapach ciast wszelkiego rodzaju. Czułam się w tym miejscu jak dziecko w sklepie z zabawkami. Naprawdę... Mogłabym chodzić od jednej szyby do drugiej i próbować każdego ze smacznie wyglądających i zapewne tak samo smakujących pyszności.
Mimo to powstrzymałam moje dziecinne zapędy i grzecznie siedziałam jedząc powoli ciasto smakujące wręcz jak pierniczki z cynamonowym kremem.
-Napij się czekolady, bo zaraz Ci wystygnie. - Usłyszałam radosny głos Maćka. Jego osobowość jest kosmiczna. Wystarczy, że jest obok i od razu się uśmiecham.
-Dobrze mamo. - Mruknęłam ze śmiechem. - A ty skończ swojego rogala. -Dodałam po chwili, patrząc na niego spod rzęs.
W kawiarni, w której siedzieliśmy nie było wielkich tłumów co dodawało jej tylko uroku i poczucia takiego spokojnego rodzinnego miejsca. Dzisiejszy dzień nie należał do szczególnie pogodnych. Z nieba co i rusz spadały krople deszczu a słońce było przysłonięte przez większość czasu przez ciemne chmury.
Jakby tego było mało temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni.
Siedzieliśmy z Maćkiem na tyłach - wyczułam w tym jego niecne zamiary i chęć odsunięcia mnie od tych słodkości- Ale przy oknie za sprawą moich próśb. Uwielbiałam patrzeć przez szybę na ten cały ruch na ulicach. Każdy się gdzieś śpieszył. Każdy był inny Ale jednak coś ich łączyło.
Lubiłam wymyślać historię i dopasowywać ją do jakiegoś napotkanego przechodnia. Prawdopodobnie odziedziczyłam to po dziadku, który kiedyś pisywał książki. Opowiadał mi w dzieciństwie historię do każdego małego owada, którego mu przyniosłam. Jego głowa zawsze była w pełna pomysłów.
Gdybym miałam spisać księgę z bajkami które mi opowiadał na dobranoc- a robił to każdej nocy- musiałabym wydać bardzo dużo grubych książek.
Był świetnym dziadkiem.

Moje błagania o to miejsce były jednak bezsensowne. Wszystkie szyby były zaparowane Albo całe w kroplach deszczu.
Zostało mi więc tylko patrzeć na pozostałych klientów jak i zapatrzonego w coś za mną Maćka.
-To dziwne... Jesteś strasznie cicho dzisiaj. Chory jesteś? - Zapytałam patrząc na niego uważnie. W moich ustach wylądowała - ku mojemu smutkowi ostatnia porcja ciasta.
-Chcesz jeszcze? - zignorował całkowicie moje zapytanie i z uśmiechem powoli zaczął się podnosić z krzesła. - Przyniosę ci to samo. - Mruknął i szybko się oddalił nie dając mi nawet czasu na jakąkolwiek reakcję.
Obejrzałam się za nim ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
Chłopak jednak się nawet nie odwrócił. Mruknęłam coś cicho pod nosem i chwyciłam za ciepły kubek z czekoladą.
Od razu wzięłam łyk napoju, który smakował przepysznie - Jak większość słodyczy z tej kawiarni- i zaczęłam skrobać pozostałości kremu łyżeczką z talerzyka.
Nie wiem czy to za sprawą pogody czy może dziwnego zachowania Maćka, ale naszła mnie dziwna melancholia.
Wspomnienia z Australii zaatakowały moją głowę tak szybko i nieoczekiwanie, że przyprawiły mnie o lekkie zawroty głowy.
Życie przez tyle lat w ciągłym strachu i bólu nie może tak po prostu opuścić mojej głowy. Nie da się tych wspomnień zakryć nowymi, lepszymi.
To straszne uczucie za każdym razem, gdy ktoś chociażby zerknie na ciebie kątem oka. Dreszcz na ciele i tiki które udawało mi się chować przez tyle lat.
Koszmary i omamy.
Tabletki które odstawiłam, bo dziewczyny zaczęły coś podejrzewać.
Tylko dwójka osób wiedziała co jest ze mną nie tak.
Tai I Maciek.
To nie tak że tylko im ufam. Oczywiście Tai jest dla mnie jak brat. Pomógł mi w najgorszym momencie mojego życia. Zaopiekował i dał szansę na nowe życie. Jest jak mój kochany Jimmy.
Maciek jest... Osobą dość specyficzną. Tak jak nasze relacje które ciężko jest mi wyjaśnić. Jest jak taki dobry przyjaciel, który zawsze jest przy tobie, żeby ci pomóc. Jeśli do niego zadzwonisz to odbierze po trzech sygnałach. Nieważne która to będzie godzina. Mimo tych superlatyw jest w nim coś co sprawia, że nie traktuje go jak brata. Nie jest jak Jimmy, jak Tai. Nie przypomina mi nawet jego.
Dlatego mu nie powiedziałam o tabletkach i tym wszystkim. On mnie po prostu zobaczył bez nich. Widział mnie w krytyczny momencie. Skuloną na kafelkach w łazience. Z twarzą mokrą od łez. Z potarganymi włosami i brudnymi ubraniami. Przepełnioną strachem.
-O czym myślisz, że wyżywasz się na tym biednym spodeczku? - Usłyszałam przed sobą głos Maćka. Szeroko otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, a zaraz potem na talerzyk. Warstwa farby lub innego materiału, którym był pokryty został lekko zdrapany na środku, a boki zaczęły przypominać czekoladową rzeź. Talerzyk w tamtym miejscu miał bowiem rozmazaną czekoladę i kawałki lakieru ze środka.
-A...ee - Wydusiłam w końcu.
-Aha... No to ciekawy temat do rozmyślania... Naprawdę - Zaśmiał się serdecznie i podsunął mi kolejny talerzyk, na którym leżał następny kawałek przepysznego ciasta. Uśmiechnęłam się w szeroko na dźwięk jego śmiechu i wzięłam od niego ten zesłany od Boga kawałek ciasta.
-Dziękuję. - Kiwam mu na znak wdzięczności i od razu wbijam widelec w słodkość.
-Do usług. - Odpowiada i uśmiecha się lekko. -Taką nagrodę za zwycięstwo mogę dostawać zawsze. - Puszcza mi oczko przez co czuję jak robię się cała czerwona na twarzy.
-Jaki ty głupi jednak jesteś. - Prycham z udawaną obojętnością i odwracam od niego wzrok.
-Może i głupi Ale przeniosłem ci ciasto. -Odpowiada natychmiast.- Zresztą zakład to zakład. Zasady wygranej zawsze można zmienić. I w ogóle to powinnaś mi dziękować. Feye jest u was. - Mówi nagle zmieniając temat przez co krztuszę się przełykanym ciastkiem. Maciek mówi coś po polsku i od razu wstaje z krzesła i klepie mnie w plecy. -Wiedziałem, że się nie lubicie Ale kurde... Nie chcę cię mieć na sumieniu. -Mówi, kiedy wszystko już ze mną okay.
-Dlaczego mi szybciej nie powiedziałeś? - Mówię z wyrzutem. Wyglądam jak idiotka, wiem to. Na ustach i policzkach czuję kawałki ciasta więc szybko chwytam za chusteczkę i wycieram te miejsca.
-Bo nie chciałem ci psuć dnia. Niby ja wygrałem ten zakład Ale chcę żebyś ty się cieszyła i bawiła. A wiedząc, że ona jest u was raczej byś tego nie robiła. - Odpowiada i patrzy drętwo na filiżankę przed sobą.
-I miałeś rację. Magic wiesz, że ja dziewczyn nigdy bym nie zostawiła samych z nią. A znając moje...- Mówię po czym szybko dodaje.- nasze szczęście Tai znajdzie sobie jakieś inne zajęcie a one zostaną tam z nią same jak świeże mięso dla tygrysa. -Mówię szybko po czym nie zmieniając ani trochę tempa wstaje od stołu i natychmiast odwracam się do wyjścia, przy którym wisiał wieszak z naszymi kurtkami.
Jednak zamiast średniego korytarza zrobionego z krzeseł i stolików widzę ciemność a dokładniej czyjąś koszulę. Czuję zapach tej samej gorącej czekolady co piłam dosłownie przed chwilą.
Ból w okolicy nosa sprawia, że od razu chwytam się za to miejsce. Zimne ręce dają mi trochę ochłody.
Słyszę, jak szklanka tańczy po talerzyku.
Proszę tylko się nie wylej. Wystarczająco dużo już się stało.
Z moich ust wydobywa się cichy jęk.
Ból zmienia się piekącą plamę sięgającą nawet policzków.
Odsuwam się parę kroków wpadając w czyjeś ramion.
Muszę zacząć wreszcie patrzeć wokół siebie zanim coś zrobię.
Spoglądam na człowieka, na którego wpadłam jako pierwszego i ze zdziwienia nagle w małym stopniu przestaję odczuwać ból.
Czy ja mam pecha?
-Prze-przepraszam...- Mówię cicho, chylę głowę i chcę go wyminąć jednak ten łapie mnie szybko za nadgarstek i odwraca w swoją stronę.
-Wszytko okay? Nieźle na mnie wpadłaś. - Mówi i nie przejmując się tym, że większość klientów jak i pracowników kawiarni się na nas patrzy zdjął moją rękę z twarzy i chciał się przyjrzeć jednak czyjś głos podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody.
-Amy...
-Jest okay. Przepraszam jeszcze raz. Śpieszę się. -Mówię i wyrywam się jednym zdecydowanym ruchem z jego uścisku i idę ubrać kurtkę. Widzę, jak Maciek wymienia z nim parę cichych zdań.
Chciałabym uciec i wrócić do domu na własną rękę Ale jesteśmy za daleko i nie byłabym w nim szybciej niż jadąc z nim.
Pośpieszam go lekko ruchem głowy i niecierpliwie wręcz jak dziecko stąpam z nogi na nogę czując jak frędzel czapki buja mi się na głowie.
-Rusz się no... Rusz - Marudzę pod nosem nie odkrywając wzroku od Maćka. Świdruje go wzrokiem próbując zwrócić na siebie jego uwagę.
Podziałało.
Przeszedł obok niego uderzając w niego barkiem.
-To miał być fajny dzień, pełen szczęścia i wszechogarniającej radości a wyszło jak zawsze. -Burknął pod nosem zabierając kurtkę, wyszedł z lokalu prawdopodobnie nie chcąc jej w ogóle ubierać. Spojrzałam ostatni raz na chłopaka, w którego wpadłam. Był zdziwiony.
Muszę wypytać Maćka o co chodzi, Co mu powiedział.
Patrzę na obsługę i żegnam ich przepraszającym wzrokiem.
Taksówka stoi przed wejściem a ze środka wygląda do mnie Magic.
Chylę głowę i przytrzymując rozpiętą kurtkę wychodzę spod daszku kawiarni. Daleko samochodu nie mam. Po kilku sekundach otwieram drzwi pasażera i szybko wchodzę do środka. Ciepło bucha mi w twarz ze źle ustanowionego ogrzewania. Nie narzekam jednak. Po chwili, w trakcie której wyjechaliśmy z alei na główną ulicę znika mi gęsią skórka a ciepło sprawia, że mam ochotę iść spać.
Jest to o tyle niesamowite, że przecież jeszcze chwilę temu byłam tak nabuzowana, żeby w to zimno iść do domu.
Przysuwam się trochę w Stronę Maćka i zmęczona kładę mu głowę na ramieniu. Chłopak nie spojrzał na mnie, ale przerzucił swoje ramie na moje i przyciągnął bliżej.

***

-Amy... Amy..-Cichy szept i szturchniecie w ramie lekko wybudziło mnie z prawdopodobnie głębokiego snu ale niezbyt skutecznie bo wraz z ich zaprzestaniem ja powróciłam do poprzedniego stanu.

-Zasnęła na dobre. - Kolejny ruch, kolejne szepty i czyjś cichy stęk. Otwieram leniwie oczy, kiedy moje ciało owija coś innego niż to przyjemne ciepło. Spod przymkniętych powiek obserwuję zdziwiona zdecydowanie zbyt dziwnie poruszające się niebo jak i chmury na nim.

-Ooo... Czyli jednak wstałaś. -Słyszę, ale nie kontaktuje jeszcze i nie koniecznie rozróżniam głosy z otoczenia. - Jesteśmy już u was. Nie będę cię jeszcze stawiał na nogach, bo widzę, że raczej byś się nie utrzymała. Nieźle odleciałaś. - I już wiem. Wystarczył jego śmiech żebym zrozumiała kto mnie niesie w swoich ramionach.
-Dziękuję Maciek. -Mruczę cicho i wtulam głowę mocniej do jego ciała.
-Nie ma za co. -Kolejny raz się śmieje a ja teraz oprócz bicia jego serca czuję, jak porusza się jego klatka piersiowa. -Jesteś jak taka mała słodka małpka. Nie reaguję na to jakoś specjalnie. Przytulam się po prostu do niego bardziej.
Nie mija zbyt dużo czasu, kiedy słyszę:
-Małpka... Musisz mnie już niestety puścić. Chcę otworzyć nam drzwi a nie bardzo mogę z tobą na...-Przerwał, kiedy zza drzwi dobiegły nagle jakieś krzyki. Rozbudziłam się i spojrzałam znacząco na Maćka. Ten natychmiast zrozumiał i postawił mnie na ziemi. Od razu chwyciłam za klamkę i weszłam do środka.

-Tai? Feye? Co jest grane? Dziewczyny?  

Czarny Charakter | Jason Doyle Where stories live. Discover now