4.

113 9 8
                                    

- Dajesz Magic! Do kredy! Bliżej! - Sukces jaki osiągnął w Cardiff Tai to ledwo dziewięć punków przez co nawet nie zaliczył się do półfinałów. Dlatego widząc swojego kolegę z polskiej ligi w finale stwierdził, że musi zobaczyć jak to się ostatecznie skończy. Skakał niedaleko teamu Maćka i zachowywał się wręcz identycznie jak ja, kiedy przed telewizorem oglądam jego mecz.

W trakcie, kiedy on kibicował z całych sił koledze ja wymyślałam w głowie długie i szczegółowe litanie chociaż to bardziej miały być prośby o wybaczenie do wszystkich z teamu. Ostatecznie winą tak niskiego wyniku Tajskiego mogła być moja osoba, więc poczułam się zobowiązana do tego by jednak go przeprosić.

-Jest! - Z moich myśli wyrwały mnie dwie rzeczy.
Pierwszą niezaprzeczalnie był głośny krzyk Mojego przyjaciela jak i jego narzeczonej.
Drugą było gwałtowne uniesienie mojego ciała w powietrze.
Zdezorientowana całą sytuacją nawet nie pisnęłam. Jednak w mojej głowie zrodziło się jedno proste pytanie
,,Co jest kuźwa grane?''
-Woffy udało mu się. I jeszcze zagrał na nosie Doyle'owi. - Z boku usłyszałam piskliwy- w tym momencie - głosik Feye. Nie ulega wątpliwości, że przyczyną mojego późniejszego ostrego lądowania była oczywiście i wręcz niezaprzeczalnie ta zazdrosna osób.
Spojrzałam przelotnie na Tai który jakby chciał mnie przeprosić za to, jednakże był, zajęty, przez kogoś. A dokładniej nie on, ale jego usta, ale przecież to jego narzeczona.
Machnęłam w jego kierunku tylko ręką Z bywając go I uważnie Rozejrzałam się wokół. Na stadionowych krzesłach trudno było zobaczyć kogokolwiek siedzącego. To za sprawą zapewne tego, że kibice z Polski wręcz zalali ten ośrodek swoją osobą.
Szczęście z miejsc siedzących nie przekładało się w większym stopniu na sytuację w parku maszyn. Tu było prawie spokojnie.
Prawie bo Piotrek razem z Przemkiem i Patrykiem cieszyli się w przy bandzie razem z teamem Magica.
Stwierdziłam, że ich towarzystwo będzie dla mnie dużo lepsze od klejącej się w dwójki więc właśnie tam się udałam.
-Ha... Wiedziałem, że da radę. - Z daleka było słychać tą życiową kalekę Piotrka.
- Wow, nie wiem co mówisz, ale zgaduje, że się cieszysz. - Odparłam z uśmiechem podchodząc bliżej zadowolonej trójki. Byłam od nich tylko parę kroków oddalona jednak to wystarczyło, żeby Piotrek usłyszał moje słowa i podniósł szybko w górę kręcąc się tak samo zadowolony jak przed chwilą Woffy. - Dobra dobra już. Wystarczy! Piotrek! - pisnęłam czując zawroty głowy.
- Patrz co robi - Rzucił Patryk a chłopak natychmiast mnie puścił i zostawił na rzecz przyjaciela przejeżdżającego obok wjazdu do parku maszyn. Mimo kasku na głowie było widać, że się cieszy. Nie dość, że zajął pierwsze miejsce w Cardiff w tabeli brakuje mu tylko trzech punktów do mistrza świata, którym był Jason Doyle. Jakby wywołany przejechał obok wjazdu również machając i kiwając głową. Jednak te ruchy wydawały mi się sztuczne i naciągane. Mogło to być spowodowane akcją z parku maszyn a mogło też być winą tego, że jechał przed siebie ignorując resztę zawodników nie gratulując żadnemu z nich. Prawda była jednak taka, że facet wyrobił sobie u mnie już opinię.
Maciek zatrzymał się i chwilę potem zaczął kręcić bączki cały czas patrząc na trybuny. Zgaduję, że nie właśnie tam znajdowało się najwięcej polskich kibiców.
-Jaki typ... - Zaśmiał się Dudek i zaczął śmiesznie kręcić głową.
-Zwariowany i dziki jak zawsze. Ale ma do tego prawo. Wygrał. - Stwierdziłam z uśmiechem podchodząc bliżej Patryka niepewna czy słyszał moje słowa. Wiwaty i gratulacje jak i też różne krzyki przebijały się w do parku maszyn i prawdopodobnie również poza budynek stadionu. Były o wiele głośniejsze od samych motocykli i choć wydawało mi się to niemożliwe - jestem zwolenniczką spokoju i ciszy - podobał mi się ten dźwięk. Mieszanina motocykli i wiwatów.
- Zazdroszczę mu tego. - Mruknęłam patrząc na całą akcję.
-Czego? - zapytał patrząc na mnie z uśmiechem. - Według mnie nie masz czego mu zazdrościć. Urodę masz lepszą od niego więc...
-Dzięki...-Zaśmiałam się przewracając oczami. - ale nie miałam na myśli wyglądu. Moim szczytem marzeń na pewno nie jest wygląd blond wiewiórki. Miałam na myśli to. - pokazałam ruchem ręki stadion z zadowolonymi lub też niekoniecznie - choć większość tej grupy już opuściła budynek - kibicami.
-Zazdroszczę mu pasji i umiejętności. To wszystko. Niby nic, ale jednak.
-Czy ja wiem. Przecież to tylko jazda w kółko. No z dodatkiem nutki adrenaliny. - Uśmiechnął się i spojrzał na śpiewających przy bandzie braci. - Ale tak na poważnie to rozumiem cię w jakimś stopniu.
- Ty to się nie odzywaj jesteś z nim na równi punktowej wręcz jesteś wicemistrzem świata. Jak ktoś taki może zrozumieć kogoś takiego jak ja. - Mruknęłam z lekkim uśmiechem. - W dodatku jesteś facetem. Masz łatwiej. - Dodałam patrząc na niego kątem oka.
- A wiesz, że w ogóle tego nie czuję? - Zaśmiał się pokręcił głową. Kitka wystające z tyłu jego czapki zabawnie się poruszyła.
-Ale czego? Tego, że jesteś facetem czy tego, że jesteś wicemistrzem? - Zapytałam buchając śmiechem podobnie jak dym w starych kominach.
- Tego i tego. - Również się zaśmiał. - Nie no. Mam na myśli tego wicemistrza. To jest przecież mój debiut. Ja nie walczę tu o najwyższą wygraną. Gram o utrzymanie, a jeżeli uda mi się sięgnąć ostatecznie po którejś z miejsc na podium będę oczywiście zadowolony, Ale tak naprawdę traktuje to jako swoisty rodzaj zabawy. W sumie jak chyba większość żużlowców...
- Zabawę opartą na twoim życiu? Wiem jakie to uczucie, kiedy wsiadasz na maszynę i słyszysz jej dźwięk. Czujesz jej moc. - Mówię i zamiast kontynuować milknę widząc wyjeżdżającego na środek murawy Maćka, Mateja i Jasona.
Hymn państwa, z którego pochodzi wygrany i śpiewający tłum dumnych kibiców. Wręczanie pucharów, z których nawiasem mówiąc wszyscy się śmieją, bo wyglądem przypominają plastikowe zabawki dla dzieci, szampany, zdjęcia i oczywiście nieustanne wiwaty kibiców łakomych emocji i wyczekujących kolejnego meczu. Pragnący rozrywki i oderwania od rzeczywistości, pracy.
Forma wycieczki, spędzenia czasu z rodziną. Każdy z nich jest inny, ale mimo to każdy bez wyjątku czuje dumę widząc na podium swojego faworyt czy przedstawiciela jego państwa.
-Tego mu właśnie zazdroszczę - kontynuowałam patrząc na trybuny.
-Każdy kto uprawia jakiś sport chce czuć satysfakcję z tego, że zaspokoił pragnienia swoich kibiców. Nawet jeżeli ryzykuje przy tym swoim życiem tak jak my- żużlowcy. - Mruknął również patrząc po kibicach. - Ale zawsze są dwie strony medalu. Bo jeżeli tak jak ja dzisiaj nie robisz czegoś po ich myśli możesz łatwo ich stracić. Oczywiście są też tacy którzy mimo wszystko zawsze są z tobą, ale w tej grze nie możesz ich zawieść. - Dodał z powagą. - Uważaj o czym marzysz.
-Rozumiem. Ale nie martw się według mnie świetnie dziś jechałeś. Zresztą jak już wcześniej mówiłam znajdujesz się obecnie na drugim miejscu w tabeli. - powiedziałam rozumiejąc teraz z czym zmaga się osoba, którą tak bardzo chciałam kiedyś zostać.
-Drugie miejsce w tabeli i to bez zwycięstwa. To się nazywa mieć talent. - Zaśmiał się i ruszył w kierunku wyjazdu na tor. - Chodź Maciek właśnie jedzie.
Jak śmiesznie brzmi jego imię, kiedy ktoś mówi je poprawnie. Prawdopodobnie zostanę przy jego pseudonimie. Dużo łatwiej mi jest je wypowiedzieć.
Śmiejąc się z skaczącej kitki Duzersa szłam w kierunku wyjazdu.
-Mamy to ludzie! - Chłopak Krzyknął po polsku wywołując u wszystkich falę entuzjazmu. Podrzucany w powietrze śmiał się tak wesoło, że trudno było udawać choćby cień powagi.
Za nim pojawił się Matej i z uśmiechem wyminął chłopaka kiwając do niego z uśmiechem.
Chciałam podejść do grupy i również złożyć gratulacje, kiedy zza nich wyjechał wściekły Jason. Szedł stosunkowo szybko i nie patrząc w ogóle przed siebie rozmawiał z prawdopodobnie jednym z jego mechaników.
- Już go kurwa miałem...- Za nim udało mi się odskoczyć w bok poczułam uderzenie w moja prawą część ciała. Upadłam na ziemię po raz kolejny z winy tego człowieka. Choć tym razem miałam w tym swój udział.
W duchu przeklinałam siebie i moje durne pomysły.
,,Po co ja w ogóle podskoczyłam? Przecież wiedziałam, że nic mi to nie da. Jezu i teraz znowu się zacznie."
-Przepraszam. Powinienem patrzeć przed siebie.
CO? Co tu się stało? Co on powiedział?
-yh... To ja powinnam uważać. - Spróbowałam się podnieść z ziemi na własną rękę, ale Jason nagle wystawił swoją dłoń tak jakby chciał mi pomóc.
,,Okay?! co tu się dzieje jeszcze trochę temu na mnie Wrzeszczał a teraz jest okay. Dziwne."
Podniosłam się bez jego pomocy i stanęłam przed nim. Nie bardzo wiedziałam co mam teraz zrobić więc stwierdziłam, że najlepszym pomysłem w tym momencie będzie wyczyszczenie dresów, gdyż miejsce, na które upadłam do najczystszych nie należało.
-gch... - Mruknęłam pod nosem widząc jak mocno się ubrudziłam.
Kątem oka zobaczyłam, że Maciek stał już na ziemi a wokół niego dalej kłębili się ludzie. On jednak stał i patrzył w moją stronę.
Super.
-To... Cześć c... - Chciałam to już mieć za sobą i iść do reszty jednak Doyle miał chyba inny pomysł, bo szybko mi przerwał i niespodziewanie zapytał:
-Jesteś mechanikiem? - Patrzył zdziwiony to na mój strój to na twarz.
Już wiem czemu tak ostro mnie wtedy potraktował.
Myślał, że jestem chłopakiem. Co z tego, że musiałabym być mega gruba, żeby mieć takie cycki jako facet.
-Na to wygląda nie? To najmilszych i spokojnych to ty zdecydowanie nie należysz. Mogłeś chociaż przeprosić a nie tłuc się z Woffy'm. Zresztą dobrze wiedzieć kim jesteś i jaki jesteś. Osobiście uważam, że jesteś fałszywym, pazernym dupkiem i powinieneś przeprosić Tai jak i Magica i resztę chłopaków. A teraz przepraszam idę pogratulować zwycięzcy. - Szturchnęłam go barkiem chociaż zabolało to prawdopodobnie bardziej mnie niż jego. Miałam taką wielką ochotę się odwrócić tupnąć nogą i pokazać mu jeszcze język, ale ostatecznie się powstrzymałam.
Z daleka widziałam zdziwioną twarz Maćka i już wiedziałam co się zaraz zacznie dziać.
-Co on od ciebie chciał? Tai! TAI! Tai przygłupie! - Zaczął się wdzierać jeżdżąc wzrokiem po ludziach. Wystarczyły zaledwie dwa skoki by móc zamknąć mu usta.
-Już dobra wystarczy, że ty mi będziesz suszył głowę. Ale może pogadamy o tym, kiedy indziej. Wygrałeś właśnie GP w Cardiff. Chłopie to nie czas, żeby na mnie wrzeszczeć. Zresztą nie masz nawet powodu, żeby to robić. A teraz pozwól, że ci pogratuluję tak jak należy. - oderwałam rękę z jego ust i od razu się nie do niego przytuliłam. - Gratuluję. - Szepnęłam cicho.
-O-okay - powiedział dość niepewnie jednak jak to u Maćka zaraz wstąpił w niego ta dzika odmiana Maćka. - Takie gratulacje to ja mogę przyjmować codziennie. Oczywiście wolałbym buzi, ale jak to się mówi nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Jak już gratulacje buziaki i inne bajery to muszę przyznać, że Ty też dzisiaj sobie nieźle poradziłaś. - Uśmiechnął się zaczepnie i chwilę potem dał mi całus w policzek.
-Ohyda. - Skwitowałam jego nieudane zaloty jednym słowem i wytarłam szybko policzek. - Zaraz puszczę pawia.
-Ey no... Nie bądź taka. Ja tu się romantyczny staram być a ty o...
-Ech dobrze już dobrze. - Pokręciłam głową i dałam mu szybkiego całusa. - Wystarczy, bo się jeszcze zaraz podniecisz. Pokaż ten puchar.
-To trzymaj ja idę się ogarnąć, bo czuje jak szampan wlewa się w pewne miejsca, w które wlewać się w nie powinien. - Mruknął i energicznie zaczął skakać.
Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-Boże, jaki ty jesteś głupi jednak. - Mruknęłam kręcąc głową i wzięłam do ręki jego puchar. - wow myślałam, że jest lżejszy.
-Dobra idę się ogarnąć, ale ty na mnie zaczekaj. Musimy pogadać i w ogóle mamy parę rzeczy do ogarnięcia. Więc ani mi się waż uciekać. - Zagroził mi palcem i truchtem pobiegł w jakąś stronę po czym w zniknął za zakrętem.
Westchnęłam i z uśmiechem pokręciłam głową. On ma serio coś z głową.

Do jego boksu, który w większym stopniu został już sprzątnięty miałam kawałeczek. To dziwne uczucie iść samemu po parku maszyn które jeszcze jakiś czas temu było niewątpliwie najgłośniejszym miejscem w tym mieście. Teraz słychać było tylko obijania kluczy i huki wrzucanych do samochodów części.
Szłam patrząc z uwagą na puchar, który dostał Maciek. Kiedy wróci za żartuję, że teraz może się czuć jak prawdziwe dziecko ze swoim kompletem cymbałków.
Kiedy podchodzę do jego boksu słyszę przytłumiony dzwonek telefonu.
-Pewnie ktoś z jego rodziny chce mu pogratulować. - mruknęłam do siebie i odłożyłam jego puchar koło torby. Lepiej nie będę odbierać, bo jeszcze jakaś dziwna sytuacja z tego wyjdzie. - Śmieje się na wspomnienie związane z Woffy'm i jego świętej pamięci ojcem Robem. ,, Tato ona nie jest moją dziewczyną... ''
Swoboda, którą poczułam dzięki ciszy i spokoju w tym miejscu została nagle przerwana wrażeniem, że ktoś mnie obserwuje. Po ciele przeszły mi dreszcze a na rękach powoli stawiały się włosy. Próbowałam nie wracać na to uwagi i dalej patrzeć z półprzymkniętych powiek na baner i bagaż Maćka. Choć tak naprawdę cały czas zerkałam na około chcąc się upewnić czy nic ani nikt nie stoi w pobliżu mnie.

Przy którymś razie spoglądania w lewo widzę czyjąś sylwetkę. Reaguje natychmiastowo. Podnoszę się ze składanego krzesełka i chwytam w dłoń pierwszą lepszą rzecz stojąca na stoliku. Odkrywam wzrok tylko na parę sekund. Kiedy spoglądam ponownie w tamtą stronę nikogo tam nie ma. Z daleka za to słychać czyjeś szybkie kroki.
Mój oddech robi się trochę płytszy. Zdezorientowana patrzę naokoło zastanawiając się czy naprawdę tylko mi się to przewidziało.
- Jestem już... - Słyszę głos Maćka i ostrożnie odkładam złapaną broń. - Co ty robisz Amy? - Zerka za mnie a jego zdziwienie stopniowo znika z jego przystojnej twarzyczki. -Znowu? - Pytam a ja uświadamiam sobie, że rzeczywiście to już kiedyś miało miejsce.
Do oczu napływają mi łzy i już nie wiem, czy będę w stanie się uśmiechnąć tego dnia.
-Ja... Widziałam kogoś i...-Zaczynam tłumaczyć chociaż wiem, że to bezcelowe.
On wie co widziałam. Właściwie, to kogo widziałam.
Znalazł mnie.
-Spokojnie. - Mówi i od razu do mnie przychodzi. Otulają mnie jego perfumy oraz jego ramiona. Czuję ciepło. Jednak na nic mi ono, kiedy w głowie wiem co się dzieje.
-Pogadam z Tajskim. Spokojnie. - Mówi tak jakby chciał mnie uspokoić jednak czuję, że chce też uspokoić siebie.
-Przepraszam. - Szepczę tylko w odpowiedzi.
Czuję jak mięśnie Maćka powoli i stopniowo się rozluźniają. Nie odzywa się a ja wiem doskonale o czym teraz myśli.
-Wiesz co Amy? - Pyta w końcu i odchodzi kawałek ode mnie. Patrzę na niego zdziwiona. - Wygrałem zakład.



Czarny Charakter | Jason Doyle Where stories live. Discover now