Prolog

163 17 2
                                    

Stoje na szczycie klifu. Krople deszczu spływają mi po czaszce. Mój podarty czerwony szalik i czarna poszarpana szata powiewają na tym zimnym, wilgotnym powietrzu. Patrze na dół klifu i myśle po co to wszystko. Po co mam być skoro wszystko czego się dotkne rozpada się kawałeczki lub traci swój kolor. Każda osoba którą dotkne staje się smutna i przygnębiona. Wszystko co jest wokół mnie jest po prostu bez życia. Co mnie tu trzyma? Nie wiem. Może poprostu nie mam na to odwagi? Chociaż jak się podwinie moje rękawy to można pomyśleć zupełnie co innego. Jestem masochistą, lubie ból. Nic na to nie poradze. Moja krew od razu się regeneruje więc wykrwawić się nie moge. W sumie to nie wiem co moge. Mam kruche kości przez co mało rzeczy mam do roboty. Całymi dniami albo coś czytam albo sprzątam. Czasami ide z moim opiekunem Hate'm na treningi. Głównie to ćwicze uniki aby nic nie trafiłoo w moją dusze. Wystarczy jeden cios i się rozpadnie na kawałki a ja zmienie się w kupke prochu. Troche łatwiej mi się unika bo umiem latać choć skrzydeł nie mam. Atakować oczywiście też potrafie. Głównie używam mojej ulubionej broni czyli kosy. Znajomi z mojego świata mówili mi że z tą kosom wyglądam jak Bóg Śmierci choć nic z nim wspólnego nie mam. Z tego co słyszałem to niezły z niego śmieszek. Ja przez 18 lat a tyle żyje jeszcze ani razu się nie umiechnąłem. Jakoś nie potrafie. Jedyne co umiem to cały dzień chodzić ze spuszczoną głową i nic więcej. Słyszałem wiele śmiesznych rzeczy ale nic mnie nie rusza. Najwyraźniej szczęście nie dla mnie. I z tego co myślę nigdy nie będzie. Więc czemu by nie skończyć tego wszystkiego i wszystkim ulżyć? 

Dzięki Tobie wiem co to szczęścieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora