Początek katastrofy

Bắt đầu từ đầu
                                    

— Tato — uciął. — Znaczy, prze pana. Mówi pan o uśmiechu, czy może pan coś opowiedzieć o swoim pierwszym spotkaniu z moją mamą-mam na myśli, z pańską żoną? W jakiś sposób musiała się w panu zakochać... — zniżył głos, szepcząc ni to do niego, ni to do siebie: — O dziwo...

Cóż, nie zaszkodzi spytać, pomyślał. Gabriel nigdy nie wspominał o Emilie.

— Nie teraz, nie w tym momencie, nie w tym dniu, nie w tym tygodniu, miesiącu, roku, teoretycznie mówiąc: nigdy.

— Rozumiem, a może i nie...

— Adrienie, musimy odwlec tą rozmowę na kiedy indziej. Nie mam zamiaru wprowadzać tych półgłówków w szczegóły dotyczące mojego prywatnego życia.

— No homo, my fruit — odezwał się Kim.

— Nie, debilu, to nie tak szło — upomniał go Max. — Jak chciałeś się popisać, to było się posypać brokatem.

— Lekcje dotyczące miłości, zdobywania kobiety i tych wszystkich dupereli, odbywać się będą co sobotę o godzinie dziewiątej — przerwał im mężczyzna. — Ach, jeszcze jedno. Nie myślcie sobie, gówniarze, że nie będzie zadania domowego. Będziecie musieli wykorzystać moje rady i dosłownie wcielić je w życie.

Luka oparł się o krzesło i westchnął głęboko. Zastanawiał się, co on tu właściwie robi. Sytuacja wydawała mu się banalna, a zarazem skomplikowana. Nie uśmiechało mu się znosić tegoż gostka na lekcjach, skoro doskonale potrafił grać na ludzkich emocjach i w sposób dobry odnosić się z kobietami. Nie od dzisiaj uczony był być dla nich uprzejmy i pomocny.

— Przepraszam, ale uważam, że pobieranie takich nauk w moim przypadku nie jest konieczne. — powiedział chłopak.

— Hmm? — projektant uniósł wzrok znad papieru, a głębokie spojrzenie przeniosło się na nastolatka. — Oho, ktoś tu zgrywa ważniaka. Mogę się do ciebie zwracać Luka?

— Nie.

— No więc, Luka... Czy twoje życie jest nudne? Zadawanie takich pytań oznacza, że chyba tak. — odrzekł szorstko. — Ach, dzieci, dzieci, kiedy wy się nauczycie, że niektórzy nie robią pewnych rzeczy dla siebie, a dla innych? Mnie nie bawi przebywanie w waszym towarzystwie. I na Boga, komu podobałoby się pilnowanie takich brzdąców, przez parę godzin w każdą sobotę? Nie jesteście pierwszą grupą, na którą mam marnować swój cenny czas.

Nathanael z niepokojem otoczył ramionami swój rysunek przedstawiający bohaterkę Paryża, co nie umknęło uwadze Gabriela. Na jego dziwne zachowanie zareagował nieco skwapliwie, ale kiedy tylko zrozumiał, co się tu właściwie dzieje, jego oczy niemalże rozbłysły.

Te lekcje... Mogą nie być aż tak złe.

Zaśmiał się dość słyszalnie, a Adrien i Nino zmarszczyli nosy. Dostrzegali go w tamtym momencie jako wariata, który dopiero co odkrył jak działa spłuczka w toalecie.

— Pokażcie mi swoje uśmiechy! Dalej! — do głowy wpadł mu doprawdy interesujący pomysł, toteż przestał zachowywać się jak ostatnia stara pierdoła.

Przechodził między ławkami, sprawdzając raz po raz, jak się miewają ich twarze.

Gdy nadeszła kolej na Kima i Maxa, wszyscy skupili wzrok na ich buziach. Pierwszy z nich podjął próbę uśmiechnięcia się w sposób nader seksowny, ale wyglądał ostatecznie jak bezdomny, który prosi o datek na piwo. Drugi zaś uniósł naturalnie kąciki ust. Cała klasa wydała z siebie głośne "Oooo", wprawiając w niego swoje zdziwienie.

— Wow, nie wiedziałem, że potrafisz się tak uśmiechać, Max! — wykrzyczał Adrien.

— Z twoich ust brzmi to nazbyt dziwnie... — zawstydził się okularnik.

Sztuka podrywu || Miraculous ✔Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ