Początek katastrofy

Zacznij od początku
                                    

— Świetnie — klasnął w dłonie z zadowoleniem. — To teraz jej nie masz, Ivanie.

Chłopak niemal się zakrztusił pikantnym sosem z burrito, rzucając dezorientacją na wszelkie możliwe strony. Jego wzrok mówił: "Gdzie mogę się ukryć?", a później "Chciałbym zrobić z niego ciapu ciapu"

— Och, nie patrz na mnie w taki sposób — odparł Gabriel, grając zawstydzonego. — Ale skoro chcesz mnie zabić, to najpierw porozmawiaj z moją asystentką, mam dość napięty grafik. Umów się na jakąś określoną godzinę, dobrze, chłopcze? — wymusił u siebie uśmiech. — Wracając do tematu... Nikt nie ma w tej klasie dziewczyny, nikt, a nikt. Musicie mieć za to osobę, którą darzycie tym silnym, poniekąd głupim uczuciem.

Adrien podniósł pewnie rękę.

— Tato, skąd możesz wiedzieć, jak wygląda dokładnie to uczucie, skoro zmusiłeś mamę do ślubu?

Projektant wyglądał na zbitego z tropu.

— Milcz — burknął. — Ciebie to nie dotyczy, nawet się nie wsłuchuj w moje prawidła. Ty nie masz czasu na coś tak durnego, jak miłość.

— Więc co ja tu robię? — uniósł brew blondyn.

— Nie wiem — odpowiedział zażenowany. — Porozmawiam z dyrekcją, nie ma mowy, żebyś ty także uczestniczył w tej dziecinadzie... — uciął. — Kontynuując, jestem tu po to, aby nauczyć was zdobywać serce kobiety. — usiadł na krześle, zakładając nogę na nogę. — Szczerze mówiąc, współczuję wam, smarkacze.

— Prze pana, nie żeby coś, ale ja nie jestem mordercą. Wedle moich kalkulacji i nadmiernych przemyśleń, śmiem stwierdzić, że zdobywanie serca jakiejkolwiek kobiety oznacza wydobycie go z jej klatki piersiowej. — odezwał się raz pierwszy Max, co chwila błądząc palcami po klawiaturze telefonu. — Przykro mi, ja się na to nie piszę.

Gabriel westchnął okazując bezsilność.

— Jeszcze nigdy nie widziałem na oczy takich idiotów, doprawdy — dotknął dłonią swego czoła.  — Gratuluję, dostałem przez was migreny.

Kim wraz z Maxem przybili sobie piątkę.

Nie dało się stwierdzić, czy mężczyźni o siwych włosach zdołali osiwieć jeszcze bardziej. Ale przypadek starszego Agreste był nadto wyjątkowy.
Na granicy wytrzymałości, spojrzał raz jeszcze na zmiętą kartkę z kieszeni. Krańce jej były nadpalone i nadgryzione. Ktoś musiał być wtedy głodny.

Niedoszły nauczyciel, zerknął kątem oka na swego syna, a następnie napisał na tablicy wielkimi literami słowo UŚMIECH. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że on sam nie przywdziewał szczerego uśmiechu od dobrych kilku lat.

— Aby sprawić dobre pierwsze wrażenie na swej wybrance, należy mieć rozwiniętą umiejętność uśmiechania się. — tłumaczył.

— Ostatnim razem, kiedy uśmiechnąłem się do Alix, ta miała minę, jakbym jej zabił chomika. — fuknął, zakładając ręce na piersi zbulwersowany Kim.

— Co się dziwisz, stary? — dźgnął go w bok Max. — Widziała, jak rozmawiasz z jakąś laską na portalu Brzydale.com.

— Jesteś okropny, wiesz? — zmarszczył czoło.

— Cisza, smarkacze! — oburzył się rurkoman. — Takie rozmowy nie w mojej obecności. Nie mam zamiaru tkwić tutaj jak idiota przez tyle czasu. Nie dość, że zostałem zmuszony do takich głupot, to jeszcze...

Adrien wyglądał na dość skonsternowanego. Nie miał zielonego pojęcia, czemu miały służyć takie lekcje, a co ważniejsze, dlaczego prowadzić je musiał właśnie jego ojciec. Pewny był jednak, że zaleje go falą pytań, gdy godzina dobiegnie końca. A zegar tykał wolno, zadziwiająco wolno.

Sztuka podrywu || Miraculous ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz