Ogień nienawiści

13 2 0
                                    

 Siedziałam na swoim łóżku z kolanami pod brodą. Objęłam swoje nogi i kołysałam się w przód i w tył ze wzrokiem wbitym w przestrzeń. Moje życie powoli zmierzało w kierunku zatracenia.

Otrząsnęłam się i zaczęłam obserwować, co się wokół mnie działo. Kiki turlała się na kołdrze w tą i z powrotem, co jakiś czas spadając z łóżka. Ta to ma dziwne sposoby na odreagowanie stresu. Shenzi siedział na oparciu krzesła ze spuszczoną głową. Był cicho jak nigdy. Najgorzej jednak to wszystko przeżywała Alicia. Jej przygnębienie mi się udzielało. Między nami była jakaś dziwna więź. Ofiary z morderczynią. I właśnie przez to, na moje nieszczęście, byłam w stanie odczuwać to samo co ona. Oczywiście tylko wtedy, gdy ona tego chciała. A teraz jej jedynym celem było przekazanie mi wszystkich swoich emocji.

Kolejna godzina jej upiornego szlochania i oszaleję!

- Dlaczego, gdy chcę pomóc i zrobić coś dobrego to wychodzi jak zwykle? - Zapytałam samą siebie, bo żadne z nich nie było w stanie mi odpowiedzieć.

Westchnęłam. To był naprawdę ciężki dzień.

Spojrzałam na ducha.

- Przykro mi Alicia. Nie jestem w stanie już mu pomóc. - Powiedziałam.

Głowa ducha opadła bezwładnie na drugie ramię. Zaczynałam się poważnie martwić, że zacznie mnie o to wszystko obwiniać. Nie chciałabym ponownie czuć jej martwej ręki, przenikającej przez moje ciało.

Kiki podeszła do mnie i zawiesiła się na moich włosach. Stanęła na moich barkach i przytuliła się do mojego policzka. To było bardzo urocze z jej strony.

Shenzi wylądował na moich kolanach i miałam go przed twarzą. Dziobnął mnie w nos. Stwierdziłam, że taki ma po prostu sposób na okazywanie uczuć.

Alicia przysunęła się i poczułam nieprzyjemne zimno. Zadrżałam.

- Naprawdę się spisaliście. Jestem z was dumna. - Pochwaliłam ich. - Dziękuję ci Alicia. Gdyby nie ty, to nie wiem co by mi zrobił.

Co było najsmutniejsze w tym wszystkim? Że najbardziej poszkodowane stworzenia, najbardziej mi pomogły. Laleczka, którą stworzyłam jako narzędzie do zabijania. Chory kruk. W końcu dziewczyna, którą zabiłam.

To się chyba nazywa ta słynna ironia losu.

Na twarzach i pyszczkach pozostałych malowało się pytanie "i co dalej?"

- Nic. Na razie odpocznijmy. - Odparłam zrezygnowana. - A później... Zemszczę się na tym przeklętym Baronie. Choćbym miała umrzeć.


Obudziłam się jeszcze bardziej zmęczona i obolała. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, w jak kiepskim stanie fizycznym byłam. Najprostsze czynności były dla mnie koszmarnie trudne. Podejrzewałam, że długo nie będę mogła tak wytrzymać. Już powoli przypominałam chodzące zwłoki. Oczy utraciły blask a włosy zmatowiały.

To co planowałam, mogło wydawać się zwykłym aktem wandalizmu. Tylko, że było w tym coś głębszego. Zamierzałam wysłać go z powrotem tam, skąd pochodził. Prosto do Piekła.

Przygotowałam zapałki i kanister z benzyną. Do tego ubrałam bluzę w męskim rozmiarze, by nikt mnie nie rozpoznał. Wszystko miało się odbyć wieczorem.

Musiałam zaczekać aż ten chory Romeo skończy pracę. Jeszcze tylko on mi był potrzebny do szczęścia.

Kiki miała kategoryczny zakaz udawania się na misję. Dlaczego? Bo materiał i słoma są ŁATWOPALNE!

Chciałam wziąć tylko kruka ale Alicia również postanowiła mi towarzyszyć. Najwyraźniej ona również chciała się zemścić na potworze, który doprowadził do takiego stanu jej ukochanego. Zastanawiałam się tylko, kiedy na mnie przyjdzie kolej.

Kapłanka Voodoo [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz