Houston, mamy mały problem

10 2 0
                                    

 Miałam wiele szans, żeby porozmawiać o tym z Nicholasem ale ciągle to odwlekałam. Nie mogłam jednak tak robić w nieskończoność. Bardziej od jego nienawiści bałam się tylko ducha Alicii. Mimo wszystko chciałam mu to powiedzieć na osobności. Jeśli miał się na mnie wydrzeć, to nie przed całą szkołą.

Zajęcia sportowe wydawały się być idealne. W trakcie, gdy wszyscy już się przebrali i byli gotowi stawić się przed trenerką na zbiórkę, ja wślizgnęłam się do męskiej szatni i zatrzymałam Nicholasa.

- Chcesz się ze mną tutaj zabawić? - Zapytał ze śmiechem, przyciągając mnie do siebie. - To całkiem podniecające...

Co mu się stało? Dlaczego ostatnio zachowywał się jak nie on? Gdzie te podchody, które cały czas robił, od początku mojego przyjazdu tutaj? Teraz był taki... bezpośredni i zaczął być naprawdę perwersyjny.

Nachylił się i poczułam jego oddech na mojej szyi. Delikatnie go od siebie odepchnęłam.

- Muszę z tobą o czymś porozmawiać... - Zaczęłam. W gardle poczułam wielką gulę.

- Tak, kochanie? - Złapał mnie za ręce.

- Chodzi o Alicię. - Wymawiając jej imię, poczułam dreszcz przebiegający mi po plecach.

- Co z nią? - Zapytał.

Yyy... Nie żyje?

Zachowywał się zupełnie tak, jakby nigdy nic się nie stało. A jakiś czas temu bardzo to przeżywał. Co się z nim działo?

- Ćpałeś coś? - Zapytałam. Zaniepokoiły mnie jego źrenice. Coś było z nimi nie w porządku.

- Ciebie, skarbie. - Puścił do mnie oczko.

To przestało być śmieszne.

- Nie wygłupiaj się, tylko mnie posłuchaj! - Starałam się przywrócić go do porządku.

- Przecież cię słucham. - Uśmiechnął się. - Tak w ogóle, to mój przyjaciel stęsknił się za tobą, od ostatniego czasu...

Gdy to usłyszałam, mój żołądek fiknął salto a cała jego treść podeszła mi do gardła. W życiu popełniłam wiele błędów. To był chyba jeden z większych. Ale ogarnęłam to dopiero teraz, w momencie kiedy mnie zemdliło.

- Nicholas... - Westchnęłam.

- No dobrze. Co mi miałaś do powiedzenia? - Chyba się opanował.

I właśnie w tym momencie poczułam w sercu to samo lodowate zimno. W pustej szatni byliśmy tylko ja i on, a drzwi były zamknięte. Nie było mowy o przeciągu. Za jego plecami pojawiła się Alicia z tą wiszącą głową.

- Umm... - Starałam się nie patrzeć w jej stronę. Skupiłam się na twarzy chłopaka. - Bo... Alicia... Ona była w tobie zakochana.

- Co? Naprawdę? - Zdziwił się. - Niczego takiego nie zauważyłem.

- Bała się tobie to powiedzieć, bo cały czas Melissa przy tobie była. W końcu się przyjaźniły. - Powiedziałam niemal szeptem.

- Nie wiem co powiedzieć. Teraz jeszcze bardziej mi przykro. Naprawdę ją lubiłem. - Wyznał.

W tym samym momencie lód zastąpiło przyjemne ciepło. Jego centrum był duch. To od niego to emanowało. Chciała to usłyszeć. Dyskretnie spojrzałam w jej stronę. Duszyczka wyglądała niewinnie.

- To jeszcze nie koniec. - Wzięłam głęboki wdech. - W dzień przed jej śmiercią była u mnie w sklepie. Chciała... Żebym rzuciła na ciebie zaklęcie miłosne.

- Naprawdę? I zrobiłaś to? - Przez chwilę wydawał się autentycznie przerażony.

- Nie! Ale... - Zawahałam się.

- Marjorie? Co ty zrobiłaś? - Zapytał.

Duch Alicii przestał się ruszać i utkwił we mnie swoje nieżywe spojrzenie. Teraz już nie było odwrotu.

- Zmusiłam ją do samobójstwa. - Powiedziałam wreszcie. - Rzuciłam na nią klątwę.

Nicholas milczał. Patrzył na mnie, wyraźnie analizując to wszystko. Byłam przygotowana na najgorsze. Mógł mnie skrzyczeć i znienawidzić. Mógł też iść z tym na policję.

Ale tego się kompletnie nie spodziewałam.

Pochylił się nade mną. Złączył nasze usta. Pocałował mnie. W bardzo czuły i namiętny sposób. Wyszarpnęłam się z jego uścisku dopiero wtedy, gdy poczułam jak usiłuje mi włożyć język do ust.

- Co ty do cholery wyprawiasz?! - Wykrzyknęłam.

- Marjorie, cieszę się, że byłaś ze mną szczera i to powiedziałaś. Ale to i tak nic nie zmieni. Ona nie żyje. A ja cię kocham. - Powiedział.

Duch Alicii nie był z tego zadowolony. Usłyszałam w swojej głowie tak głośny krzyk, że z trudem powstrzymałam się od zatkania uszu. Później usłyszałam głośne bicie mojego serca. Przy każdym uderzeniu bolało niemiłosiernie. Jasno dawała mi do zrozumienia, że to ostatni raz, kiedy je słyszę i czuję.

Alicia...

Zniknęła równie szybko jak się pojawiła.

- Nicholas, oszalałeś?! Właśnie powiedziałam, że zabiłam twoją przyjaciółkę! - Krzyknęłam. Może to do niego przemówi. Mój głos echem odbijał się w szatni.

- Jesteś kobietą mojego życia. Nie pozwolę aby coś takiego zniszczyło uczucie między nami. - Odparł.

Nie... To nie może być prawda...

- Nie jestem żadną kobietą twojego życia! - Wrzasnęłam.

Zaczęłam się uważnie przyglądać jego oczom. Niemożliwe. Jakby był w jakimś transie. Kompletnie zaślepiony przez uczucie. Przez... miłość. Czar miłosny.

Baron Samedi mnie oszukał. Wcale nie zdjął klątwy.

Zaczęłam szarpać chłopakiem.

- Ogarnij się! - Potrząsałam nim.

- Marjorie, kochanie... - Złapał mnie za nadgarstki, unieruchamiając mnie.

- Jesteś pod wpływem czaru! Spróbuj nad sobą zapanować! - Powiedziałam błagalnie.

- Jestem tobą oczarowany. - Starał się użyć seksownego głosu.

- Oszalałeś... - Odsunęłam się. - Straciłeś zdrowy rozsądek.

To wszystko było jak zły sen. Jeden wielki koszmar.

- Czy ty mnie jeszcze kochasz? - Wypalił nagle.

Pod wpływem czaru nie będzie w stanie się kontrolować. Zaprzeczenie może doprowadzić do wybuchu agresji i innych nieprzewidywalnych zachowań. Przytaknięcie tylko pogorszy sprawę i zwiększy działanie uroku.

Nauczona doświadczeniem, postanowiłam stamtąd po prostu spieprzyć.

Kapłanka Voodoo [W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz