11 Niebo

18 4 4
                                    

Konie zwolniły do spokojnego kłusa. Młodzi anglezowali leniwie, między nimi panowała cisza.

- Czemu nie chciałaś wcześniej wychodzić- zapytał niepewnie Tobi.

- Mhm- zamyśliła się na chwile po czym spojrzała na niego kontem oka. - Po prostu nie byłam pewna czy...- urwała.

Tobias nie pytał co chciała powiedzieć, lecz był tego niezwykle ciekawy. Czyżby ona też coś do niego czuła? Była to jedyna myśl kłebiąca się w jego głowie. Nie mówił nikomu o swoich uczuciach, chciał powiedzieć to tylko jej. Bał się jednak, że dziewczyna go odrzuci lub znienawidzi. Nie wybaczył by sobie tego. Patrzył na nią ciekawie, analizował jej każdy gest. w pewnym momencie zatrzymał konia, Anastazja zrobiła to samo po czym zeskoczyła z Księcia.

- I jak- uśmiechnął się do niej, po czym zdjął ogłowia koniom i puścił je wolno aby mogły się paść. 

Dziewczyna nie odpowiedziała poluźniła tylko popręgi, po czym odwróciła się do chłopaka, który stał niebezpiecznie blisko niej. Wzdrygnęła się lekko, prawie przy tym upadając. Tobias złapał ją szybko rumieniąc się przy tym. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego że ją przytula.

- Tobi- zaczęła.- Zaraz mnie udusisz- powiedziała cicho. Na jej twarzy były lekkie rumieńce, ta sytuacja sprawiała jej przyjemność. 

Puścił ją będąc już rumianym. Anastazja rozejrzała się w okół, łąka wydawał jej się znajoma... Strumyk, wysoka trawa, drzewa, lekki wiatr, lekko prażące słońce oraz śpiew ptaków... Nie była tu wcześniej, lecz dobrze znała to miejsce. Stała rozglądając się tak przez chwile, poczuła jednak na sobie spojrzenie towarzysza. Poszła więc powoli w jego stronę. Chłopak siedział na kamieniu pod dębem, opierał się lekko o korę drzewa ogłowia leżały niedbale na ziemi. Patrzył centralnie na nią. Zarumieniła się lekko próbując się uśmiechnąć, jednak jej wysiłek poszedł na marne. Usiadła szybko obok chłopaka, po czym zaczęła przyglądać  się koniom.

- Często tu przychodzę- zaczął Tobi.- Pomyślałem że... że to może być nasze miejsce.- popatrzył na dziewczynę zdenerwowany.- Oczywiście jeśli chcesz- dodał szybko.

Myślała chwile, nie spodziewała się takiej propozycji

-Pewnie czemu nie- odparła po czym przysunęła się do chłopak na tyle blisko, że ich uda stykały się. Czuła jak jego oddech przyśpiesza.- Myślisz że coś jest potem?- zapytała znienacka.

- Jeśli chodzi ci o niebo to wsumie całkiem możliwe, tylko po co? - odpowiedział cicho.

- Chyba, nie chciała bym znaleźć się potem wśród tysiąca dusz.

- Ja chyba też nie- odpowiedział niepewnie.

- Jak tak o tym myślę, to- urwała. Chłopak przytulił ją lekko nie sprzeciwiała się.- Bo widzisz, jak rozmyślałam o niebie, uznałam iż nie ma to sensu. Bo tak właściwie po co jesteśmy to skoro tam spędzimy wieczność?

- Ana- zaczął delikatnie.- Wiara jest dość delikatnym tematem, o nią jest wsumie najwięcej sporów. Ale jeśli nie chcesz wierzyć nie musisz, Wiele rzeczy nie ma sensu ani wyjaśnienia, ja osobiście nie chce wierzyć w coś później, chce być tu i teraz....

-Ale czemu mówią nam że niebo jest dobre i że jest dla nas otwarte?! -przerwała mu skutecznie.- Moje niebo będzie w takim razie zamknięte, ja po prostu nie chce tam iść, może i chce odzyskać mame- po jej policzku pociekła łza- ale nie tak ja...ja 

- Ciiiiiii - przytulił ją mocniej i kołysał delikatnie. - Ana jestem przy tobie, spokojnie- dziewczyna płakała.- Nie opuszczę cie- powiedział prawie nie słyszalnie.- Chce abyś żyła normalnie, ja wiem że minęło mało czasu ale spójrz masz mnie Lili... 

Zamknęła oczy, czuła smugi na policzkach słuchała kojącego głosu chłopaka, w jej głowie było wiele nie poukładanych myśli. Wszystko zaczęło się plątać. Była mu wdzięczna po raz pierwszy od tamtej nocy czuł coś więcej niż smutek. Nie wiedziała zbytnio czemu oni to dla niej robią, lecz podziwiała ich cierpliwość, nie chciała ufać, nie umiała. Bała się że znów kogoś straci, nie chciała tego.  

- Widziałam już gdzieś to miejsce- powiedziała wtulona w chłopaka.- Nie wiem gdzie i dlaczego, nigdy wcześniej nie byłam tu fizycznie...

- Może coś ci się śniło.

-Wsumie to tak.- myślała przez chwile przypominając sobie sny, nadal nie zmieniała pozycji.- Za zwyczaj jestem na tej łące i ze mną jest jakiś koń, nie wygląda jak któryś z twoich. Jest raczej podobny do araba takiego jakiego miała moja matka.

Nic więcej nie mówiła, on też nie poruszał więcej tych tematów, siedzieli tak obserwując konie i tuląc się na wzajem.


AnastazjaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon