11.

21 5 1
                                    

Przez prawie bezlistne konary przeświecały słabe promienie słońca. Ledwo przebijały się przez gęstwinę kłębiących się, granatowych chmur. Jakiś mdły blask spadł na parkową ławkę, na której leżało kilka pożółkłych liści. Dookoła walały się puszki, butelki, paczki po papierosach i przeróżne inne śmieci, których bytności w takim miejscu można było w ogóle się nie spodziewać. Kaim kopnął starą, pordzewiałą od deszczu puszkę i przysiadł na ławce. Kiedy promień oświetlił jego twarz przymknął na moment oczy. W tej dzielnicy naprawdę rzadko kiedy można było poczuć coś ciepłego na twarzy. Chyba, że była to rozpędzona pięść jakiegoś nawalonego demona... Jasne smugi światła ślizgały się po brązowej skórze Kaima, mile go gładząc. Westchnął cicho.

- Wydajesz się być zmęczony – zauważył Nitael, siadając obok przyjaciela. Obserwował go już od dłuższego czasu. Brunet poważnie zaangażował się w poszukiwania Regenta, tak jakby całym sobą chciał go sprowadzić z powrotem do Królestwa. Piwnooki trochę go rozumiał. Też w końcu kiedyś był Aniołem. Mimo wszystko obawiał się, że ciągoty przyjaciela do Skrzydlatych w końcu go zgubią.

- Dziwisz się? – odpowiedział Kaim. – Szukaliśmy całą noc, a tu już proszę... – wskazał skinieniem głowy na niebo, otwierając jednocześnie oczy. – Dzień nas zastał. I nic nie mamy. Inne drużyny na pewno też niczego nie znalazły. Gdyby były jakieś nowe wieści, już byśmy je poznali.

- Taa... – burknął pod nosem Nitael. Wlepił wzrok w ziemię, spoglądając na jakiś szary kamień, który leżał pod jego nogami. – Ty tak na poważnie, co? – zapytał, nie patrząc nawet na towarzysza.

Brunet skierował głowę w stronę demona, lekko marszcząc brwi.

- Na poważnie, co?

- Z tymi poszukiwaniami.

- A ty nie? – zdziwił się bursztynowooki.

- No tak, ale tylko ze względu na rozkaz. A ty jesteś zaangażowany emocjonalnie.

- Przestań pieprzyć... – obruszył się Kaim, odwracając głowę od przyjaciela.

- Mówię poważnie.

- A ja nie chcę tego słuchać.

- Doigrasz się, mówię ci... – szepnął Nitael, dopiero teraz zwracając twarz w stronę swojego towarzysza broni. Było mu przykro. Z jednej strony dlatego, że Kaim nie chciał tak naprawdę trzymać z nimi. A z drugiej dlatego, że tak cholernie się męczył.

- Donieś na mnie Harisowi – warknął na niego Kaim i wstał z ławki. Ruszył przed siebie dość raźnym krokiem. Piwnooki poczuł się nieco urażony, ale mimo wszystko również wstał i pobiegł za przyjacielem.

- Zaczekaj! Gdzie idziesz?! – zawołał za nim, doganiając go.

- Złożyć raport z poszukiwań. Po drugie chce mi się pić. Może przed wizytą u Harisa porządnie się urżnę.

- Kaim...

- Czego? – Demon zatrzymał się w pół kroku i wlepił wściekłe spojrzenie w Nitaela.

- Poczekaj... Urżnę się z tobą... – Mężczyzna uniósł lekko brwi, starając się przybrać minę zbitego psa, który nie chciał nasikać panu na dywan.

Brunet już chciał coś odburknąć, ale mina przyjaciela nieco złagodziła jego nerwy. Uśmiechnął się tylko lekko pod nosem i skinął głową, żeby kumpel ruszył za nim.

~

Sabathiel stał oparty o ścianę kilkupiętrowego budynku. Na dole znajdowała się księgarnia, a tuż nad nią mieszkania. Po obejrzeniu całej wystawy i zerknięciu na okoliczne sklepy Anioł postanowił wreszcie przystanąć w oczekiwaniu na przybycie swoich przyjaciół. Tuż po jego prawej stronie znajdowała się przerwa pomiędzy blokami – wąska alejka, prowadząca donikąd. Stał przy niej tylko brudnoniebieski kontener na śmierci, z którego prawdopodobnie korzystał tylko personel lokalu znajdującego się obok – małej, niezbyt interesującej restauracyjki. Sab zerknął właśnie w stronę wąskiej drogi, kiedy pojawili się tam Nai i Hadriel. Bury kot, który akurat wyskakiwał ze śmietnika na początku podskoczył ze strachu, ale kiedy przyjrzał się osobnikom znajdującym się tuż przed nim, zaczął się łasić o ich nogi. Zielonooki schylił się, żeby pogłaskać zwierzaka, a Hadriel tylko zmierzył go nieciekawym spojrzeniem i ruszył w stronę Sabathiela.

W mrokach niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz