Rozdział V

308 33 2
                                    

Siedziałam z Jane w Sali Kryształu i zaśmiewałam się do rozpuku z jej historii, jak niechcący wystrzeliła strzałę w plecy Jamona. Strażnicy, którzy akurat w tym momencie pilnowali bramy, rzucili się na nią jak szaleni, usilnie starając się zaprowadzić ją do więzienia pod zarzutem zamachu na szefa od spraw bezpieczeństwa. Jamon tylko się z tego śmiał, ocierając łzy z oczu i mówiąc, że jest pierwszą osobą, której udało się to dokonać.

– To były łzy wzruszenia, a nie bólu. – Starałam się przekonać dziewczynę, jednak Jane uparcie twierdziła, że taki cios mógł zaboleć.

– Dostałaś kiedyś strzałą w plecy? – zapytała. Mój uśmiech zgasł. Nie, nie dostałam żadną strzałą w plecy, ale byłam świadkiem, jak moi najbliżsi obrywają. Jane chyba przypomniała sobie tę scenę i zrozumiała swój nietakt, bo już nie poruszała tego tematu.

– Nie wspomniałaś mi, do jakiej straży się dostałaś. – Poprosiłam Kero, aby zorganizował jej przydział i znalazł wolny pokój w Kwaterze. Co do pierwszej kwestii, nie oponowała, ale odmówiła zamieszkania w Kwaterze Głównej.

– Polubiłam Twyldę, myślę, że ona mnie też. Tylko Mery jest strasznie nieznośny, muszę go kiedyś do ciebie przyprowadzić, może pod okiem Wyroczni będzie się zachowywać, jak na małego baranka przystało – mówiła.

Na wspomnienie testu i Kero, uśmiechnęła się dziwnie. Chyba już wiem, gdzie trafiła.

– A więc, jak ci się układa z Ezarelem? – Nie mogłam powstrzymać szaleńczego chichotu, kiedy spojrzałam na jej twarz. Wiem dobrze, co teraz będzie zmuszona przeżywać. Bycie Wyrocznią ma jakieś plusy: Ezarel zaczął się do mnie normalnie odzywać. Choć mam wrażenie, że całe jego zachowanie w stosunku do mnie jest trochę sztuczne.

– Weź nic nie mów – żachnęła się Jane. – Myślałam, że będzie protestować, a on uśmiechnął się tylko pod nosem i poszedł sobie w swoją stronę.

– Moje kondolencje – rzuciłam w jej stronę.

– Hę? – Spojrzała na mnie, nie do końca rozumiejąc, o co mi chodzi. – Co masz na myśli?

– Zobaczysz – rzuciłam zdawkowo. Po raz pierwszy ucieszyłam się, że zaczęłam znikać. Szkoda tylko, że nie zdążyłam zobaczyć się z Leiftanem. Miiko wysłała go na jakąś misję i dotychczas nie wrócił. Jane natomiast nie na rękę był mój powrót do Kryształu.

– Ej! Powiedz mi! Czego mam się spodziewać? – Próbowała złapać mnie za ramię, jednak jej ręka przeniknęła przez moje ciało, jakoby go tam w ogóle nie było. No cóż, w istocie, nie było go już tam.

– Powodzenia. – Zdążyłam szepnąć, zanim rozpłynęłam się w pył, a moja świadomość z powrotem zaczęła dryfować po bezkresnym błękicie.

***

Jane z wielkim niezrozumieniem na twarzy wpatrywała się w listę składników, których potrzebował Ezarel. Potem spojrzała na wciąż szczerzącego się do niej elfa. Nie był to przyjazny uśmiech, raczej określiłaby go, jak uśmiech dorosłego do niepełnosprawnego dziecka. Chyba rozumiała powody jego samozadowolenia: lista była napisana w nieznanym jej języku, dłużyła się w nieskończoność, a za partnera miała jakiegoś nierozgarniętego członka Straży Obsydianu, który od dziecięciu minut polerował swój topór z dziwną miną. Bardzo żałowała, że Amanda nie może iść ze mną. No ale przecież nie zabierze Kryształu do lasu. Westchnęła głęboko.

– Nie mam pojęcia, co tutaj jest napisane – oznajmiła Jane wciąż szczerzącemu się elfowi.

– Należysz do Absyntu. To podstawowa umiejętność, język elficki, której wymagam od moich strażników.

Wbrew sobie: Zbędny element |Eldarya|Where stories live. Discover now