— Stefan, jesteśmy dorośli, nie musisz mi tu odwalać jakichś przedstawień. Chcesz iść ze mną do łóżka to po prostu do niego ze mną idź. Teraz mam udawać tarzana i cię uratować czy co, bo do końca tego nie rozumiem — stwierdził, wyjmując z ust Krafta chustę, która uniemożliwiała mu odpowiedź.

— Zgłupiałeś to nie ja, to oni, znaleźli nas, kazali mi tu przyjść i napisać do ciebie wiadomość, grozili, że zabiją — mówił próbując złapać oddech.

— Jacy oni? — zapytał zaniepokojony Hayboeck.

Kraft skupił wzrok na jakimś punkcie za plecami Michaela, co Austriak szybko dostrzegł. Odwrócił się do tyłu i kilka kroków przed sobą dostrzegł Borka w towarzystwie jakiejś kobiety, której niestety nie znał. Trzymała w ręce broń, której lufa była skierowana w jego stronę.

— Nie próbuj krzyczeć, nie kombinuj, bo inaczej cię zastrzelę — stwierdziła — Zresztą cudowne miejsce na schadzki sobie wybraliście, nawet jakbyś krzyczał nikt by cię nie usłyszał, mało osób się tu kręci, szczególnie o tej porze.

— Kim pani do cholery jasnej jest? — zapytał.

Pokręciła zdegustowana głową i zrobiła krok do przodu. Była coraz bliżej Michaela i przyglądała mu się czekając aż wykona jakiś ruch, ale on stał prosto spięty do tego stopnia, że jego ciało wyglądało jakby było z kamienia. Podeszła jeszcze bliżej, a kiedy stała tuż obok, przejechała zimną lufą pistoletu po jego policzku, szepcząc mu do ucha:

— Michael, gdybyś wiedział wszystko, co chcesz wiedzieć, na pewno rozbolałaby cię głowa.

Poczuł jej ciepły oddech. Spoglądał niepewnie w stronę Borka, który stał w miejscu przyglądając się całej sytuacji. Hayboeck kalkulował w głowie jak rozwiązać tę sytuację w taki sposób, żeby nikomu nie stała się krzywda. Niestety kobieta miała przewagę pod tym względem, że jako jedyna posiadała broń.

— Powiem wszystko co chcecie wiedzieć pod warunkiem, że dacie spokój Stefanowi — stwierdził próbując uratować chociaż jego.

— Chciałabym go wypuścić, nawet nie wiesz jak bardzo, ale potrzebuję was wszystkich — wyszeptała — Wasi koledzy czekają. Nie mam więc zamiaru odpuścić nikomu, ani tobie, ani twojemu Stefankowi. Jeszcze trochę i wszyscy wrócicie do twierdzy. Wszyscy, bez wyjątków.

***

Chłopak siedział na kanapie i oglądał telewizor, kiedy do salonu weszła jego matka, która właśnie wróciła z jednej z podróży służbowych. Zabrała pilota leżącego na stole i wyłączyła odbiornik, żeby chwilę później usiąść obok swojego syna i spojrzeć mu prosto w oczy.

— Musisz mi pomóc — stwierdziła.

Zaśmiał się w duchu. Oto po raz pierwszy ta samowystarczalna kobieta prosi kogokolwiek o pomoc. Nigdy nie okazywała przed nikim słabości, a kiedy ktoś chciał jej pomóc w czymkolwiek spoglądała na tego kogoś, jakby patrzyła na osobę niepoważną, która właśnie żartuje. Syna traktowała jak jajko, wciąż bała się się, że cieniutka skorupka pęknie, więc rzadko kiedy dawała mu jakieś obowiązki lub prosiła o pomoc. To, że zgodziła się na skoki narciarskie też było cudem, cały czas upierała się, że może zająć się czymś innym, ale kilka tygodni później to diametralnie się zmieniło, jakby coś lub ktoś wpłynął na jej decyzję. Po raz pierwszy jej syn miał okazję odwdzięczyć się za wszystko co dla niego robiła i miał zamiar tę okazję wykorzystać, jednak nie spodziewał się na czym miała ta pomoc polegać.

— Co mam zrobić? — zapytał.

— Najpierw muszę ci się do czegoś przyznać. Nie mam żadnej pracy, żyjemy z oszczędności, ale i one pewnego dnia się skończą — chłopak spojrzał na nią zdziwiony, nie miał zielonego pojęcia co wyprawiała matka, ale ślepo wierzył jej, że podróże, które odbywała były związane z jej pracą — Wiesz, że za informację o zaginionych skoczkach, które przybliżą policję do ich odnalezienia jest przewidziana nagroda?

— Słyszałem o tym — stwierdził — Masz zamiar ich wszystkich odnaleźć?

Kobieta szybko zorientowała się, że chłopak podłapał haczyk. Nie do końca chodziło jej o nagrodę, początkowo nie brała tego nawet pod uwagę, ale musiała jakoś zachęcić syna do wzięcia w tym wszystkim udziału. Miał się poczuć zobowiązany i pomóc w zdobyciu pieniędzy, jednak to nie one były głównym celem kobiety. Głównym celem byli sami skoczkowie — nikt ani nic więcej.

— Otóż problem polega na tym, że odnalazłam już prawie wszystkich. Pozostała mi tylko trójka, nie damy rady ich złapać sami — powiedziała.

— Nie dacie rady? Złapać? Kto ci pomaga i co wy z nimi do cholery robicie? — zapytał wzburzony.

— Spokojnie, chcemy ich zebrać w jednym miejscu, żeby przekazać ich policji. Nikomu nie dzieje się krzywda. Pomaga mi Borek, nie damy sobie bez ciebie rady. Oni cię znają, nie będziesz wzbudzał podejrzeń, spotkasz któregoś z nich przypadkiem na ulicy, a my zajmiemy się resztą. Obiecuję ci, że kiedy będziemy mieć ich wszystkich to od razu zadzwonię na policję, żeby przyjechali ich zabrać. Pieniędzmi podzielimy się po równo, Borek dostanie swoją część, my swoją i wszystko dobrze się skończy — wyjaśniła.

Syn spoglądał na nią dość podejrzliwym wzrokiem. Cała historia matki brzmiała, jakby porywali wszystkich skoczków z miejsc, w których się ukryli i siłą przetrzymywali w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu. Scenariusz z nagrodą za ich odnalezienie wydawał się prawdopodobny, jednak chłopak podejrzewał, że w tym wszystkim kryje się coś więcej. Mógł odmówić i zgłosić się na policję, ale wolał zgodzić się na wszystko, żeby mieć matkę na oku i w odpowiedniej chwili zareagować na to co kombinuje.

— Dobrze, pomogę wam, ale pamiętaj, że jeżeli mnie okłamujesz, to prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw — wyszeptał.

twierdza strachu vol.3 - Odnalezieni | ski jumpingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz