Eisenbichler od kilku dni nie odbierał od niego telefonu, co wprawiło Richarda w niemałe zdziwienie, gdyż zawsze odbierał, choć w wielu przypadkach robił to bardzo niechętnie, co dało się wyczuć w jego głosie. Freitag martwił się o swojego przyjaciela, jednak po sprawdzeniu, gdzie znajduje się jego telefon okazało się, że jest w mieszkaniu, więc brak jakiegokolwiek znaku życia zgonił na to, że Markus ma go po prostu dość.

Czasami takie drobne umiejętności ułatwiały sprawy, na przykład tak jak w tym przypadku, ale Richard nigdy nie uważał, że postępuję źle. Twierdził, że to kwestia podejścia. On tylko włamuje się na różne strony i zdobywa z nich informacje na zlecenie różnych osób, a to wcale nie jest nic złego. Złe jest dopiero to co te osoby robią ze swoją wiedzą i w jaki sposób ją wykorzystują. Dla Richarda to był tylko sposób na szybki zysk. Praca w ciszy, w małym mieszkaniu, za dobre pieniądze. Właśnie o to mu chodziło.

Kiedy usłyszał pukanie do drzwi trochę się zdziwił. Nigdy nie spotykał się z klientami w mieszkaniu, bo zazwyczaj umawiał się z nimi na mieście. Właściciel mieszkania zjawiał się bardzo rzadko, gdyż mieszkał w Ottawie i nie miał zbytnio czasu, żeby kontrolować swoją własność. Wszystkie płatności Richard uiszczał drogą internetową.

— Dzień dobry — powiedział Freitag, kiedy tuż przed drzwiami zobaczył niską kobietę, która wyglądała na trochę starszą, jednak chroniła się przed upływem czasu dość sporą warstwą makijażu.

— Mogę wejść? — zapytała.

— Wolałbym nie.

— A może jednak? — uniosła w górę brwi.

To przekomarzanie bardzo przypadło Richardowi do gustu. Już dawno nie rozmawiał z kimś podobnym sobie, a zazwyczaj, kiedy przychodzili do niego jacyś ludzie, którzy najczęściej byli akwizytorami wystarczyło im krótkie 'nie' i groźna mina, żeby zrezygnowali z wejścia do środka. Zresztą w głębi mieszkania panowała ciemność, która nie zachęcała do wizyty.

— Niech pani będzie, ostrzegam, że jeżeli jest pani z policji lub innych służb specjalnych to nie odpowiem na żadne pytanie, bo mój adwokat jest na urlopie.

— Jaki żartowniś — burknęła wchodząc do środka.

— Może mnie pani brać za żartownisia, ale ja po prostu jestem przezorny i ostrzegam. Więc w czym mogę pani pomóc? — zapytał.

Kobieta rozejrzała się po mieszkaniu, w którym jedynym źródłem światła był ekran komputera. Mimo późnej pory żadne ze świateł nie było zapalone, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny. Typowa nora, jednak zamieszkiwał ją nietypowy nerd.

— Naprawdę chcesz tak żyć Richard? Bo jeżeli tak to jesteś naprawdę głupi — stwierdziła.

— My się znamy?

— Najważniejsze, że ja znam ciebie. Ty mnie pewnie nie znasz, bo nawet nie masz skąd — odparła.

— Długo będziemy prowadzić rozmowę w formie zagadek? — zapytał Freitag, kobieta wzruszyła ramionami — Skoro tak, to niech chociaż pani mi powie, czy ma pani coś wspólnego z twierdzą, bo domyślam się, że skoro pani mnie znalazła i właśnie ze mną rozmawia, to to wszystko ma coś wspólnego z tym co się wydarzyło. Nikt kto mnie zna nie szukałby mnie, pozostali z twierdzy wiedzą gdzie jestem, reszta pewnie już zapomniała, że istnieję.

Kobiecie imponował jego tok myślenia. Poza tym wypowiadał się z takim opanowanie i spokojem w głosie, jakby niczego się nie bał i wiedział, że ten dzień prędzej czy później nadejdzie. Kiwnęła głową w ramach odpowiedzi, Richard spojrzał w stronę okna.

— Więc to dlatego Markus od kilku dni się nie odzywa. Porwała go pani, prawda? Czy on żyje? — zapytał.

— Żyje, nic mu nie jest, tak samo jak reszcie — odparła.

— Przyjechała tutaj pani po to, żeby mnie zabrać?

Richard skierował ku niej swój wzrok i zastanawiał się jakim cudem kobieta dała radę porwać Markusa, musiała mieć kogoś do pomocy, sama w życiu nie dałaby rady.

— Po to tutaj przyjechaliśmy — odparła. A więc nie była sama — pomyślał Niemiec.

— Dlaczego? Po co to wszystko? Chciałbym po prostu wiedzieć?

— Nie mam zamiaru was krzywdzić, no może nie wszystkich. Richard to naprawdę długa historia i chcę ją opowiedzieć, kiedy wszyscy będziecie w jednym miejscu. Doceniam to, że jesteś tak spokojny. Pozostali byli bardziej nerwowi, mam nadzieję, że ty to przemyślisz i pójdziesz z nami z własnej woli.

Freitag nie miał zamiaru uciekać, wiedział, że pewnie przed mieszkaniem czeka na niego ktoś jeszcze. Z drugiej strony coś w tej kobiecie mówiło mu, że nie musi się bać. Zadała sobie tyle trudu, żeby odnaleźć skoczków i sprowadzić ich w jedno miejsce, więc raczej ma w tym jakiś cel. Gdyby chciała zabić ich wszystkich zrobiłaby to na miejscu, nie owijałaby w bawełnę.

— Kto pani pomaga? — zapytał.

— Borek, ale on nie ma z tym nic wspólnego. To sprawa między mną a wami, on robi to wszystko, bo chce poznać prawdę dotyczącą tego co się wydarzyło. Ja też chcę ją poznać, musimy wyrównać rachunki — odparła.

Niemiec nie zdziwił się, kiedy padło imię Sedlaka. Miał świadomość, że skoczkowie, trenerzy i pozostałe osoby związane ze skokami na pewno są ciekawe tego co wydarzyło się naprawdę. Tym bardziej, że Borek był dobrym przyjacielem Waltera i nie wynikało to tylko z tego, że w trakcie konkursów ściśle ze sobą współpracowali. Utrzymywali kontakt również poza skocznią i każdy o tym doskonale wiedział.

— Ma pani rację. Dobrze, że chociaż pani wie co należy zrobić, pójdę z panią z własnej woli — stwierdził Richard.

— Przepraszam, ale chyba się przesłyszałam. W czym mam rację? — zapytała zdziwiona.

Freitag wziął głęboki oddech i spojrzał jej prosto w oczy.

— Trzeba raz na zawsze wyjaśnić sprawę i zamknąć ten rozdział, bo w innym wypadku nigdy nie zaczniemy normalnie żyć. 

twierdza strachu vol.3 - Odnalezieni | ski jumpingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz