Rozdział 2 „Snoke."

358 41 15
                                    

>witam kochani, jest 3:25, 6 lutego 2018, cóż za piękny dzień! Za oknem sypie jak hooi, ale co tam, nie przejmujemy się, tylko czytamy! Obiecuję, z akademii będą jeszcze jakieś, w porywie weny, 3 rozdziały, mnie też nudzi ten dziecięcy okres ;) <


Zgodnie z tym, co mówił młody kadet, on i Kylo spotkali się niedługo po tym. Następnego dnia, „Zakon Ren" (ku uciesze Huxa, towarzysze Kylo zgodzili się tak nazwać) miał ćwiczenia właśnie z oddziałem, w którym uczył się Armitage. Młodzież ta, miała nauczyć renegatów manier. Tylko część z nich musiała dobrać się w pary z przybyłymi, gdyż członków zakonu było niewiele. Reszta, miała ćwiczyć z resztą oddziału.

-Witaj.
-Witaj, Kylo. -przywitali się, gdy znaleźli się naprzeciwko siebie. Hux przystawił wyprostowaną dłoń do czoła i stanął, wyprostowany jak badyl.

-Co robisz?
-Salutuję. Zrób to. -rozkazał, rozluźniając się. Poczekał, aż Kylo ustawi się w rzeczonej pozie i... zaśmiał się.

-Klata do przodu. -klepnął go w plecy, żeby się wyprostował.
-Ręka prosto. -podniósł jego łokieć wyżej.
-Nogi bliżej. -wprowadził ostatnią poprawkę, i przyglądając się sztywnej pozie przyjaciela, skinął z uznaniem.

-Świetnie, ale musisz się postarać. -mruknął. Kylo odetchnął z ulgą, wzdychając głośno, praktycznie na cały głos, garbiąc się natychmiast.

-EJ! -Hux tupnął nogą o podłogę, płoszą Rena. Parę uczniów z par obok, spojrzało na niego, gdy tak głośno krzyknął.

-Co zrobiłem?? -spytał speszony Kylo. Armitage poprawił marynarkę, jakby nigdy nic, i nachylił się do niego.

-Gdy mogę, że zrobiłeś coś dobrze, nie wolno ci zwolnić pozy tak po prostu.
-Kurwa, to co mam zrobić? Kucnąć, podnosząc spódniczkę? -warknął, za co dostał od Huxa w twarz.

-Nie wolno ci być aroganckim! -w tym momencie, Armitage pokazywał swoje metodyczne, ostre podejście do zajęć. Kylo wyczuł to, i spróbował opanować swoją złość odrobinę. Żeby tylko ułatwić życie przyjacielowi.

-Huff. Dobra, kiedy schodzisz z salutu, robisz „spocznij". Czyli odsuwasz prawą nogę troszeczkę na bok, a ręce trzymasz w dół, opuszczone. Jasne?
-Jak słońce, Generale. -uśmiechnął się, stając w rzeczonej pozycji. Hux chciał coś powiedzieć, jednak zatkało go.

Generale.

***
W czasie zajęć, wspólnie trenowali inne przywitania, maniery i język, stosowany na mostku. Kylo z jakiegoś powodu wiedział, że często będzie tam bywał.

-Wybacz za ten napad złości, ale... poniosło mnie.
-Jak i mnie, Armitage. Ale spisałeś się. -westchnął z podziwem w kierunku Huxa. Młody chłopak znów spalił się rumieńcem.

Nagle, na korytarzu zawrzało. To znaczy, uczniowie poprzytulali się do ścian, jakby chcieli być jak najdalej od środka, unikając czegoś.
Na samym środku, szła dziewczyna. Była... ogromna. Wyższa od Kylo i Huxa, wyższa od każdego.

-Co do... kto to jest? -wyszeptał Kylo, zauważając blond włosy, przy czym musiał zadrzeć głowę w górę. Był przerażony, gdyż dziewczyna stanęła przy jego przyjacielu. Zauważył jej rękaw, na którym widniało już odznaczenie stopnia. Zatem nie była już tylko kadetem, a sierżantem.

-Kylo, to moja przyjaciółka. Phasma. -Hux uśmiechnął się, przedstawiając dziewczynę przyjacielowi. Phasma uśmiechnęła się ładnie, machając do niego. Ren, z drżącą ręką, odmachał jej.

-Chyba się mnie boi, Armie.
-Nonsens. Może po prostu przytłacza go twoja wysokość? Nie martw się, przecież wiesz, że jesteś piękna. Masz dzisiaj dużo zajęć?
-Nie... w sumie nie. Wylatujemy jutro na Niszczyciel, wiesz?
-Co ty mówisz... wylatujesz poza tą planetę.
-Tylko na dwa dni... nie pierwszy i nie ostatni raz. -zachichotała, opowiadając o przyszłych wylotach.
  Armitage rozmarzył się. Opuszczenie Arkanis od zawsze było jego marzeniem, które musiało, po prostu musiało się kiedyś spełnić! On zawsze w to wierzył.

Od zawsze. Najwyższy Porządek. [SW]Kde žijí příběhy. Začni objevovat