Rozdział 1 „Więź, która nigdy nie miała prawa się zawiązać"

420 45 11
                                    

-Hux!
-Hux chodź szybko! Coś się dzieje.

Znajomi młodego chłopaka podbiegli do okna, a na korytarzu dało się słyszeć głośne kroki. Zainteresowani uczniowie zbierali się przy szybach, skierowanych na główną płytę defiladową akademii. W jednym z pokoi, mających okna właśnie z tej strony, mieszkał syn komendanta Huxa - Armitage Hux. Nie był zbyt lubiany przez rówieśników, szczególnie z uwagi na wyższą pozycję jego ojca i swoją figurę. Zgodnie z najgorszymi scenariuszami Brendola, Armitage wyrósł na słabego, mizernie zbudowanego, bladego chłopca.

Często łamał kości na treningach był chorowity. Gdy tylko osiągnął wiek pięciu lat, jego ojciec zabrał go od matki; wyznawał taką teorię, gdzie kobieta przeszkadza w wojskowym wychowaniu. Jednak gdy chłopak był jeszcze u jej boku, żyło mu się lepiej. Kobieta zrzucała winę na Brendola; nigdy nie przykuwał specjalnej uwagi do szczęścia synka. „To dla jego dobra" mawiał, gdy trenował z nim przez dnie i noce. Natomiast jego odporność obniżyła się tak... że na jego dobro nie wyszło praktycznie nic.

Na płycie absolutnie coś się działo. Dowódcy i komendanci zbierali się tłumnie dookoła jakiejś dziwnej grupki, wyglądali, jakby z nimi rozmawiali, ustalali coś... nie minęło zbyt wiele czasu, gdy do pokojów zapukali niżsi oficerowie, prosząc wszystkich o ustawienie się w równych rzędach właśnie tam, na dole.
Cała fala młodych uczniów ruszyła w dół, a między sobą, wymieniali spekulacje, dotyczące zaistniałej sytuacji. Bandyci? Renegaci?
Byli też tacy, którzy usłyszeli „coś, gdzieś, od kogoś" i przekazywali informacje dalej. Jedi, mordercy, zakon. Armitage głowił się, o co może im wszystkim chodzić?

Gdy czekali już, ustawieni w rzędach, równo co do cala, dziwna grupa gdzieś zniknęła. Generał stanął na podeście i przemówił do wszystkich.

-Zapewne zastanawiacie się, po co tu jesteście, i zapewne widzieliście rano, to zgromadzenie tutaj. Mamy zaszczyt gościć uciekinierów ze świątyni Jedi. Powiecie, co to za chluba? Uciec stamtąd? Zatem powiem wam, ta dziwna magia zwaną Mocą to zwykła bzdura! Sami chyba dobrze o tym wiecie.
Od dnia dzisiejszego, nasi uciekinierzy zostaną wcieleni w nasze oddziały. Zajmie się nimi przede wszystkim Naczelny Wódz Snoke, który niestety nie jest dziś z nami. Jeśli macie jakieś pytania, oczywiście zadajcie je. Nie? Nikt? W porządku, zatem możecie się rozejść. Zaczniemy zajęcia z opóźnieniem pół godzinnym.

W połowie przemówienia, Armitage w ogóle przestał słuchać generała. Jego umysł zajęło coś zupełnie innego.

-Hej. -usłyszał nagle, ale gdy rozejrzał się dookoła, nie zauważył nikogo, kto mógłby do niego mówić.

-Hahaha. Tutaj, na przeciwko ciebie. Patrzysz na mnie teraz. Witaj, przyjacielu. -głos wciąż grzmiał w jego głowie, gdy wpatrywał się w... uciekinierów. Jeden z nich, w szczególności przykuł jego uwagę. Rany. Był straszny. Najstraszniejszy z ich wszystkich. Wyglądał, jakby był ich liderem. Był strasznie wysoki i świetnie zbudowany. Miał czarne włosy, zaczesane do tyłu, pociągłą, zbryzganą krwią twarz i brązowe oczy, filtrujące go. Tak, wpatrywał się w niego, bezwstydnie. Serce młodego Huxa biło szybko, gdy czuł to spojrzenie na sobie. Zastanawiał się, czy chłopak chce go zabić czy... co w ogóle chce??

-Masz fajne włosy. Farbowane? -spytał, lecz na tym skończył. Musiał iść, razem ze swoją grupą. Generał w towarzystwie paru innych oficerów, prowadził go gdzieś.
Armitage niczego nie rozumiał. Dlaczego słyszał jego głos, skoro stał z zupełnie innej strony? Jakim cudem? I czego od niego chciał?
Nie wiedział jeszcze o tym, ale więź, która nigdy nie powinna była zaistnieć, została zawiązana na stałe. I podświadomie to czuł, ale jeszcze nie wiedział, co to.

***

Po południu, uczniowie dostawali 3 godziny czasu wolnego. Nic dziwnego, gdy trenowali dosłownie cały dzień.
Zazwyczaj, jego rówieśnicy udawali się na basen, czy wychodzili na miasto, rozerwać się trochę. On natomiast, przychodził wtedy od jadalni, opustoszałej po obiedzie. Gigantyczna jadalnia miała wielkie, okrągłe okna z szerokim parapetem, na którym mógł się wygodnie położyć. Napawał się ciszą i samotnością, której w sumie nie było mu brak, ale taka chwila oddechu od reszty krzykliwych nastolatków, każdemu się przydaje. Zabierał ze sobą książkę na datapadzie, który podarował i ojciec na 10-te urodziny. Miał mu służyć do zupełnie innych celów, niż czytania książki, ale mógł przynajmniej udawać, że robi coś w kierunku swojej wielkiej przyszłości.

Od zawsze. Najwyższy Porządek. [SW]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant