Rozdział 2.

14.2K 557 17
                                    

 Rozdział 2. 

Byłby szalenie zdziwiony, gdyby pod jego mieszkaniem nie czatowało z dwudziestu fotoreporterów, łudzących się naiwną nadzieją, że być może właśnie w tym momencie się pojawi. Cóż, dzisiaj nadszedł ich szczęśliwy dzień. Mogli do woli napostrykać zdjęć przygnębionego Harry’ego Stylesa, który zapomniał włożyć swoje ray-bany, a jego zaczerwienione oczy stały się przez to doskonale widoczne. Miał to gdzieś. Najpewniej jutro pojawi się na pierwszych stronach dosłownie wszystkich gazet codziennych i wydań specjalnych, a Modest! go za to udusi, ale co z tego? Kogo to w ogóle obchodziło?

Preston, tak jak obiecał, odstawił go tylko pod drzwi mieszkania, dopilnował, aż przekręci klucz w zamku i zniknie w swoim mieszkaniu. Harry nasłuchiwał, oparty ciężko o drewnianą płytę. Dopiero odgłos kroków na schodach przyniósł mu częściową ulgę. Bezwładnie i powoli osunął się po drzwiach, siadając na płytkach. Nie miał głowy nawet do tego, aby zdjąć płaszcz, cokolwiek. Po prostu siedział tam, nie licząc nawet czasu, z głową opartą na kolanach i dłońmi wsuniętymi we włosy.

Nagle okazało się, że łzy tak do końca nie zniknęły. Wręcz przeciwnie. Gdy tylko znalazł się sam, w cichym, pustym i uporządkowanym mieszkaniu, popłynęły wielką falą, znacząc jego gładko ogolone policzki. Płakał z tęsknoty za matką, której już nigdy nie zobaczy. Która już nigdy nie przesunie szczupłymi palcami po jego lokach, mówiąc, ile dla niej znaczy. Płakał z powodu głębokiej miłości, której nie umiał i nie chciał już na nikogo więcej przelać. A która zalegała w jego duszy jak niepotrzebny nadbagaż. Płakał z powodu siostry, odtrącającej go bez powodu.

Płakał także dlatego, że stary Harry Styles zniknął. Już nigdy nic nie będzie takie samo.

A jednak gdzieś w głębi duszy czuł się jak małe dziecko, ośmioletni chłopczyk, potrzebujący zwyczajnego przytulenia. Wiedział, że jest kilka osób, do których mógł zadzwonić i poprosić o pocieszenie. Nie potrafił się jednak przemóc.

Otarł wściekle łzy i podniósł się z podłogi. Krzyk, od dobrych kilku dni rodzący się w jego wnętrzu, teraz opuścił usta, roznosząc się echem po całym mieszkaniu. Niezależnie od siebie zadrżał, przerażony desperacją i bólem, jaka w nim pobrzmiewała. Nie miał już na to siły. Był zmęczony płaczem i uczuciem pustki.

Zdjął płaszcz, nie kłopocząc się nawet odwieszeniem go do szafy. Po prostu opadł u jego stóp i pozostał na podłodze, kiedy chłopak kierował swoje kroki do salonu. Desperacja, która nim kierowała, kazała sprawdzić zawartość barku. Drżącymi dłońmi otworzył szklane drzwiczki i z westchnieniem ulgi skonstatował, że nie jest jeszcze pusty. Wręcz przeciwnie. Co prawda samotnie, ale jednak, stała tam niezupełnie opróżniona butelka wódki. Zacisnął palce na szkle, drugą dłonią pozbywając się zakrętki. Ona również z brzękiem wylądowała na podłodze, gdy upijał pierwszy, potężny łyk alkoholu.

Podszedł do okna, przezornie zasłoniętego gęstą, koronkową firanką. Spojrzał w dół, uśmiechając się triumfalnie. Paparazzi kręcili się pod budynkiem, bezradnie zadzierając głowę w górę. Liczyli, że coś dostrzegą. Ich pieprzone niedoczekanie.

- Pierdolcie się wszyscy – mruknął zachrypniętym głosem Styles, pokazując im środkowy palec.

Tak naprawdę nie wiedział, co ze sobą zrobić. Włączanie muzyki było naprawdę nie na miejscu, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Alkohol w jego żyłach zaczynał już krążyć, dlatego zachichotał cicho ze swojej głębokiej moralności. Upił kolejny duży łyk, aby powstrzymać łzy, które pojawiły się zaraz po tym, jak przebrzmiał śmiech. Zakrztusił się lekko. Dłonią otarł alkohol, powoli ściekający mu po brodzie.

Wiedział, że się nie upije. Było tego stanowczo za mało. Potrzebował… odlotu. Odlotu z prawdziwego zdarzenia. Choćby na chwilę, nie dłużej. Ponownie, lekko się potykając, podążył do korytarza, gdzie porzucił swój płaszcz.

breathless | h.s. (rozpoczęcie korekty-lipiec 2018)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz