IV. To był przypadek, że dowiedziałem się prawdy..

Start from the beginning
                                    

-Halo? Stało się co-

-Mój boże Louis tak bardzo przepraszam, ale dopiero wyszedłem ze spotkania, a cały Londyn jest jednym pieprzonym korkiem. Wiem, że zajęcia już się skończyły... Ja... – urwał na moment i w słuchawce słychać było głośny dźwięk klaksonów i ciche przekleństwa Stylesa, który prawdopodobnie próbował jakoś opanować swoje nerwy. 

Dopiero wtedy Louis rozejrzał się po sali i zobaczył blondynkę siedzącą na jednym z miękkich, jasnoszarych krzeseł. Niebieski plecaczek z Krainy Lodu spoczywał na jej kolanach, a łzy spływały po jej zarumienionej twarzyczce lecz żaden szloch nie opuszczał jej mocno zaciśniętych ust.

-Ja... Czy mógłbyś zostać w studiu trochę dłużej i się nią zaopiekować? Odbiorę ją tak szybko jak tylko się da. Przepraszam, naprawdę musiałem to załatwić i miałem nadzieję, że wyrobię się przed końcem waszych zajęć, ale cholera jasna nie udało mi się. Zawsze byłem okropny w planowaniu mojego czasu...– Harry zażartował cicho, mimo tego że nadal brzmiał na mocno zdenerwowanego i Louis wręcz mógł sobie wyobrazić jak jedna z jego dłoni nerwowo szarpie jego włosy, gdy stał w cholernie długim korku.

-Oczywiście, nie ma sprawy– odparł Louis natychmiast podchodząc do dziewczynki i klękając przed nią.– Czekamy tutaj na ciebie – dodał, po czym rozłączył się i odłożył telefon na bok, zgarniając drżące ciało dziewczynki w swoje ramiona.– Jasemin, kochanie czemu nie powiedziałaś, że nie ma tu twojego tatusia? Nawet cię nie zauważyłem, myślałem, że już wyszliście. Proszę cię nie płacz... – szeptał jej na uszko, czując jak jej ciało mocno drży od płaczu w jego ramionach.– Tatuś zaraz przyjedzie, skarbie. Wszystko jest okej, on po prostu miał załatwienia.

- L-Lou... - wyszlochała mocno pociągając noskiem i prawdopodobnie zdołała już przemoczyć materiał jego koszulki potokiem łez, ale w tamtym momencie to kompletnie się nie liczyło. Louis naprawdę potrzebował jakiegoś sposobu, żeby ją uspokoić.– Ja... Ja... 

-Shh, słoneczko, spokojnie, wszystko jest dobrze, nie pła-

- N-nie chce żeby tata znów mnie bił...  – wyszlochała, po czym jeszcze mocniej uczepiła się jego koszulki zanosząc się jeszcze większym płaczem, a Louis po prostu zamarł słysząc te słowa. Chciałby powiedzieć, że w tamtym momencie miliony myśli przetoczyły się przez jego głowę, ale skłamałby, ponieważ jedynym co czuł była okropna pustka. Pustka w sercu, umyśle i duszy, ponieważ naprawdę nie spodziewał się usłyszeć takich słów od dziewczynki. 

Nie dopytywał. Po prostu założył jej kurteczkę, czapkę i przytulając ją ciasno do swojego torsu zabrał ją do domu.

~~~~

Jego telefon znowu się zaświecił, leżąc na szklanym stoliku do kawy w salonie, zwiastując już trzydzieste drugie połączenie przychodzące od Harry'ego. Louis mocniej zacisnął usta, gładząc włoski śpiącej na jego kanapie dziewczynki i walczył ze samym sobą by nie odebrać telefonu i nie wygarnąć Stylesowi co o nim myślał.

Nie potrafił połączyć tego mile wyglądającego i uroczego człowieka z obrazem tyrana domowego, używającego przemocy do załatwiania wszelakich spraw, ale nie był też w stanie znaleźć powodu, dla którego Jasemin miała by kłamać w kółko powtarzając te same słowa, gdy płakała w jego poduszkę nim zasnęła okryta kocem. 

Jej oddech nadal był niestabilny i często się urywał, a policzki w dalszym ciągu były mocno zarumienione od płaczu. Wyglądała dosłownie jak śpiący cherubinek i serce Louisa pękało na kawałki, gdy myślał o tym przez co musiała przechodzić w czasie swojego krótkiego życia.

Wstał z kanapy, gdy wyglądało na to, że Styles się poddał, gdyż od piętnastu minut nie próbował znowu się z nimi skontaktować i już ruszał do kuchni, by zrobić sobie herbaty i trochę ochłonąć, gdy głośne uderzenia w drzwi wejściowe rozeszły się po całym mieszkaniu. 

Dance with me baby, like the world is ending.. |larry stylinson pl|Where stories live. Discover now