Zwariowane święta!

412 51 8
                                    

Dwudziesty czwarty grudnia zagościł w kalendarzu, a wraz z nim świąteczne przygotowania. Łowcy kilka dni temu zamknęli sprawę, dlatego teraz mogli w spokoju zająć się ubieraniem choinki, która stała po środku bunkra. Natomiast Rowena i Charlie zajęły się przygotowaniem potraw. Wbrew pozorom dogadywały się bardzo dobrze, niczym stare przyjaciółki, które w krótkim czasie stały się jak papużki nierozłączki. Bobby pozbył się uprzedzenia odnośnie demonów, dlatego też siedział przy kominku i grał w szachy z legendarnym królem piekła. Wszystko wskazywało na to, że w tym roku wszystkie potwory postanowiły zrobić sobie wolne. Może one także obchodziły święta? Nikt tego nie wiedział, ale cieszyło ich to bardzo, ponieważ każdy z nich zasłużył na odpoczynek. Jednak nic co dobre nie trwa wiecznie. Kolędy zostały nagle zgłoszone przez charakterystyczny trzepot skrzydeł. Dean już miał walnąć tekstem typu "w samą porę Cas, nadziejemy cię na czubek choinki", ale anioł mu na to nie pozwolił, gdyż od razu przeszedł do rzeczy.

- Chłopaki słuchajcie mam sprawę! - powiedział nieco smutnym głosem. Nie chciał psuć świąt, ale to co działo się w Austin nie było normalnym zjawiskiem.

- Jaja sobie robisz Cas? - zapytał Dean, rzucając przy tym łańcuch choinkowy, niczym obrażona dziewczynka.

- Wybacz Dean, ale sami zobaczcie - mówiąc postawił laptop na stół. - Zielony stworek kradnie prezenty i pobił Mikołaja - zaczął czytać, ale od razu ta czynność została przerwana przez starszego łowcę.

- Nudaa... To równie dobrze może być przebranie

- Czyli gadający renifer z czerwonym nosem to też nic dziwnego. I tak mam na myśl prawdziwego renifera - warknął, zdenerwowany anioł.

- Pojedziemy to sprawdzić - wtrącił się Sammy, ale ta dwójka w dalszym ciągu patrzyła sobie w oczy. Oh jaką miał ochotę popchnąć ich teraz na siebie, aby w końcu się pocałowali. Jednak ktoś chyba czytał w jego myślach,  gdyż nagle Crowley zaczął się śmiać, a nad ich głowami wyrosła jemioła. I to nie byle jaka! A zaczarowana. Dean prychnął i już chciał iść w kierunku drzwi, ale zderzył się z niewidzialną ścianą.

- Co do kurki - warknął, patrząc na króla piekła, który właśnie przybijał piątkę z jego bratem.

- Będzie buzi to was wypuszczę - odpowiedział uśmiechając się, gdyż dobrze wiedział, że ta dwójka nie marzy o niczym innym od bardzo dawna, a on jak na prawdziwego demona przystało postanowił to wykorzystać. Dean spojrzał na Castiela, który przekrzywił głowę i zmrużył oczy, dlatego też łowca wnioskował, że anioł nie do końca zrozumiał sytuacje w jakiej się znaleźli. Ah przeklęte święta. Łowca złapał za krawat anioła, a następnie przyciągnął go do siebie, aby połączyć ich usta w pocałunku, ale ku jego zaskoczeniu nie był to zwyczajny przyjacielski buziak. Nie wiedzieli ile tam stali, ale z każdą sekundą pragnęli siebie bardziej i gdyby nie mała interwencja z strony Łosia, zapewne przewróciliby choinkę. 

- Dean my chyba musimy jechać! - kaszlu kaszlu. - Dean! Nie jesteście sami - krzyknął Sammy, w momencie kiedy krawat Castiela wylądował na ziemi. Łowca odskoczył od anioła jak poparzony, a następnie zaczął mamrotać coś pod nosem. Nie spojrzał już na nikogo. Złapał kurtkę w dłoń i wyszedł z bunkra. Bo przecież ktoś taki jak Dean Winchester nie przyzna się do uczuć. 

***

Po godzinie jazdy dziecinką byli już na miejscu. Żaden z nich nie był zbytnio przekonany do tej niby sprawy, którą podsunął im Castiel. Wszystko wydawało im się naciągane, ale musieli to sprawdzić. Szli przed siebie w kierunku placu, gdzie podobno widziano magicznego renifera. 

- A może to ty będziesz tym reniferem? W końcu to podobne do łosia, ale musimy ci doprawić czerwony nosek - starszy Winchester parsknął śmiechem, ale po chwili obydwoje stali w nie małym szoku. Ich wzrok powędrował bowiem, na latającego renifera, który świecił czerwonym nosem. 

- Mówiłeś coś Dean? - zapytał, uśmiechając się sarkastycznie. Dean już miał coś odpowiedzieć, ale wtedy poczuł jak ktoś ciągnie go za rękę. Przerażony spojrzał w dół, a jego oczy ujrzały małego bałwana, który patrzył prosto na niego. 

- Hej jestem Olaf i potrzebuję trochę ciepła - usłyszeli głos bałwana, dlatego Dean pisnął niczym mała dziewczynka i wskoczył na rękę brata.

- Sammy zabierz go, on jest straszny - pisnął starając się unikać patrzenia na tego cudaka. Cholera co działo się w tym miasteczku? Przecież to nie możliwe. No chyba, że...

- Dean.. Tylko jedna istota mogła stworzyć coś takiego...

***

Gabriel wraz z Chuckiem siedzieli właśnie przy jednym z stolików w knajpce. Obydwoje zastanawiali się, kiedy łowcy rozwiążą zagadkę i domyślą się, że ich prezentem świątecznym od samego Boga, był archanioł, którego kochał młodszy z nich. Razem z Castielem zaplanowali ten dzień idealnie. Anioł miał wyciągnąć ich z bunkra i zająć się przygotowywaniem kolacji, na którą zapewne uda im się wrócić. Wszystko szło zgodnie z planem, ale wtedy usłyszeli rozmowę braci. 

- Nie ma innego wytłumaczenia tylko Gabriel ma takie pomysły - Sammy starał się przekonać Deana, ale ten nie bardzo wierzył w fakt, że archanioł tak po prostu sobie żyje i nie dał im wcześniej żadnego znaku życia. 

- Sammy wiem, że go lubisz, ale nie myślisz racjonalnie - odpowiedział, a następnie spojrzał na bałwana, do którego miał zamiar się odezwać, ale nagle wszystkie dziwne rzeczy zniknęły.

***

Wrócili do bunkra punktualnie na kolacje. Po dokładnym sprawdzeniu czy wszystko zniknęło i gdy tylko upewnili się, że rodzice Kevina wrócili do domu, oni także postanowili się zbierać. Jednak to co zobaczyli po powrocie przeszło wszelkie oczekiwania. Każdy zakamarek bunkra był udekorowany, na stole stało już pysznie pachnące jedzenie. Wszyscy byli ubrani w świąteczne sweterki, a Chuck przebrał się w strój Mikołaja. Castiel od razu podał im sweterki informując, aby się przebrali. Tak też zrobili, a gdy zasiedli razem przy stole coś się stało. Usłyszeli trzepot skrzydeł, co było dziwne skoro Cas siedział obok Deana, którego trzymał pod stołem za rękę. Każdy wiedział, że ta dwójka jest razem, ale ci idioci w dalszym ciągu to ukrywali. Wszyscy przenieśli wzrok na istotę, która wylądowała na samym czubku choinki. 

- Tęskniliście? - zapytał Gabe, puszczając przy tym oczko swojemu ulubionemu łowcy. A skoro rodzina już była w komplecie mogli zacząć świętować.

Moja wena gdzieś uciekła, jeśli ją widzieliście dajcie znać! Może to nie idealny rozdział, ale chciałam napisać wam coś wam na święta. 

Życzę wam wszystkim wesołych świąt spędzonych w rodzinnej atmosferze. Dużo zdrówka, bogatego Mikołaja, spełnienia marzeń! Aby nowy rok, był lepszy od poprzedniego. A co najważniejsze, aby świąteczne jedzenie poszło w cycki! 

Wasza Monia. 



ONE SHOT'S | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz