Od: Cene

Przepraszam, że nie odbieram, ale mam słaby zasięg. U mnie wszystko w porządku, jak tylko będę mógł zadzwonię. Trzymaj się Domen.

— Niepotrzebnie się martwiłem — westchnął Domen, otwierając drzwi.

Wiadomość od Cene sprawiła, że spadł mu kamień z serca. Już poprzedniego dnia martwił się o brata, przez co nie mógł skupić się wystarczająco na tym co robił. Mylił zamówienia, potykał się o drobinki kurzu, krótko mówiąc nie nadawał się do pracy. Tak samo byłoby i teraz, ale wiadomość wszystko zmieniła. Cały stres i strach wyparował.

Pierwsza godzina jego zmiany zawsze upływała spokojnie, pojawiali się pojedynczy goście, którzy najczęściej zamawiali piwo i siadali przy bocznych stolikach. Dopiero koło dwudziestej pojawiali się stali goście, którzy zawsze siadali przy barze, żeby uraczyć Domena krótką rozmową. Znaczna część mieszkańców Veracruz już go znała, ale na szczęście nikt nie wiedział kim był wcześniej. Nikt nie interesował się skokami, a życie sportowe Veracruz toczyło się wokół klubu piłkarskiego z miasta, który niestety w lidze meksykańskiej nie radził sobie najlepiej. Ludzie przychodzili zapijać smutki po kolejnych przegranych meczach, a raz na jakiś czas opijali wygraną.

Tego dnia wszystko było inne, wszystko działo się inaczej, chociaż Domen nawet tego nie zauważył. Do baru przyszła kobieta, której nigdy przedtem nie widział. Poprosiła o szklankę zwykłej wody, kiedy ją otrzymała oddaliła się i usiadła przy jednym ze stolików, nie odrywając oczu od Domena. Miała przenikliwe spojrzenie, jakby mogła zajrzeć w głąb jego duszy. Chłopak czuł na sobie jej spojrzenie, jednak nie zaprzątał sobie tym głowy. Obsługiwał innych klientów, rozmawiał z nimi i śmiał się, zapominając w ogóle o obecności nieznajomej kobiety.

Szklankę wody sączyła przez pół godziny, kiedy dno jej szklanki było już suche wstała i ruszyła w stronę lady.

— Ty jesteś Domen? — zapytała.

Domen wzdrygnął się na dźwięk jej głosu, miała dziwny europejski akcent. Nie miał pojęcia kim była ani skąd mogła go kojarzyć. Przytaknął.

— Pewnie mnie nie znasz, ale jestem matką Daniela.

— Pani Tande? — zapytał wycierając czystą szklankę z drobinek kurzu, które na niej osiadły.

Uśmiechnęła się, to wystarczyło mu za odpowiedź. Dostrzegł jednak w jej uśmiechu smutek, smutek kobiety, która straciła dziecko. Domen wiedział, że Daniel nie kontaktuje się z rodziną, to musiało boleć jego mamę. Syn, który zniknął bez słowa.

— Jak mnie pani tutaj znalazła? — powiedział, z ciekawością unosząc w górę jedną z brwi.

— Jeden człowiek przyszedł na policję w sprawie waszego zaginięcia i twierdził, że widział cię w Meksyku. Wszyscy uznali, że bredzi, ale ja wiedziałam, że to musi być prawda. Musisz mi pomóc, Domen. Musisz mi pomóc — wyszeptała.

— Obawiam się, że nie mogę nic zrobić. Pewnie chce pani dowiedzieć się co z Danielem. Jedyne co mogę pani powiedzieć to to, że on żyje i ma się dobrze.

Kobieta wpatrywała się smutno w oczy Domena, do jej oczu zaczęły napływać łzy. Może nie miała pojęcia co robi, ale przez przypadek doszła do tego jak złamać młodego Prevca. Nigdy nie lubił patrzeć na to jak inni płaczą, robił wszystko, żeby zlikwidować cudze łzy. Domen wiedział, że nie może powiedzieć kobiecie ani słowa o twierdzy, chociaż tak wiele razy chciał się komuś po prostu wygadać. Prędzej czy później i tak odnalazłaby swojego syna, powiedzenie gdzie znajduje się Daniel przecież nie jest grzechem.

— Jakby ktoś pytał to nie wie pani tego ode mnie. Daniel spełnia swoje marzenia — stwierdził Domen.

— Nie bardzo rozumiem — odparła kobieta.

— Mieszka w Liverpoolu, ponoć pracuje na Anfield, ale nie wiem dokładnie.

Matka Daniela powstrzymała płacz i uśmiechnęła się szeroko, w jej uśmiechu było tyle wdzięczności. Domen poczuł się lepiej z tym, że jednak zdecydował się powiedzieć jej, gdzie znajduje się jej syn. Zdawał sobie sprawę z tego, że Daniel może mieć mu to za złe, ale przecież byli przyjaciółmi, a przyjaciele powinni sobie wybaczać.

— Dziękuję ci, tak bardzo ci dziękuję — stwierdziła z wdzięcznością.

Kilka minut później już jej nie było. Prevc był przekonany, że wyruszyła na lotnisko, żeby najwcześniejszym lotem dostać się Anglii. Reszta jego zmiany minęła tak jak zwykle, kiedy spojrzał na zegarek i dostrzegł godzinę na którą czekał, był strasznie zadowolony, że już czas iść do domu.

Po posprzątaniu w lokalu Domen pożegnał się z pozostałymi pracownikami i wyszedł głównymi drzwiami. Gdy stał na schodach zaciągnął się świeżym powietrzem i spojrzał w gwiazdy, które wydawały się puszczać do niego oczko. Nie było mu dane jednak długo cieszyć się tą chwilą, bo zadzwonił jego telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię jego brata. Świetnie, Cene postanowił się odezwać — burknął pod nosem.

— Słucham.

— Cześć Domen, dawno nie słyszałem twojego głosu — stwierdził głos w słuchawce, który w żadnym wypadku nie należał do Cene.

— Kto mówi? — zapytał Domen.

W słuchawce zapadła głucha cisza, Prevc rozejrzał się dookoła. W uliczce między dwoma budynkami dostrzegł zarys postaci, która rozmawiała przez telefon. W pierwszej chwili uznał to za przypadek, jednak po chwili osoba, która tam stała odwróciła twarz w jego stronę.

— Już niebawem zobaczysz się ze swoimi braćmi, prawdopodobnie po raz ostatni.

Kiedy chłopak usłyszał te słowa wiedział już, że ktoś go znalazł i szybko połączył fakty, że kobieta, która przyszła tego dnia do baru nie była matką Daniela, jednak nie miał pojęcia kim była naprawdę. Schował swój telefon do kieszeni i ruszył biegiem w kierunku swojego mieszkania, ale chwilę później poczuł uderzenie w tył głowy. Upadł na ziemię, zanim stracił przytomność usłyszał tylko:

— Już niebawem wszyscy spotkacie się w twierdzy po raz trzeci. 

______________

Przepraszam, że musieliście tak długo czekać. ;cc

twierdza strachu vol.3 - Odnalezieni | ski jumpingWhere stories live. Discover now