#17

9.8K 487 169
                                    

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

8 października - 11 października

Dzień 133 (poniedziałek)

- Co? Nie, nie zrobił tego. - Pansy zaśmiała się, kiedy Draco usiadł obok niej. - Draco, powiedz im. Nie zaproponowałeś Ślizgonom przygotowującym się do sumów, że udzielisz im korepetycji z eliksirów, prawda?
Draco wybuchnął śmiechem, nalewając sobie soku dyniowego.
- Nie, ale powinienem, a w ramach pierwszej lekcji kazałbym uwarzyć eliksir nasenny, który nie pozwoliłby im zasnąć przez resztę roku szkolnego, żeby nauczyli się, że nie można ufać starszym kolegom.
- Bardzo śmieszne. Mógłbyś pomóc niektórym z nich, wiesz? - powiedziała Queenie kwaśno, ignorując śmiech reszty.
- Czemu miałbym to zrobić?
- Bo tak by należało?
- ... i?
- Moja siostra nie miałaby nic przeciwko zapłacie za pomoc - odparła Queenie.
- To cudowny pomysł, Queenie. Przyda mi się każdy knut, wiesz jaki skąpy jest mój ojciec, och, wybacz, miałem na myśli twoją rodzinę.
- A czy wczoraj sam nie miałeś korepetycji? - zapytał Crabbe.
- Tak, ale ja brałem korepetycje, a nie ich udzielałem, poza tym to były zaklęcia, nie eliksiry.
- Kłopoty z nauką, co? - rzuciła Queenie drwiąco.
- Owszem. W moim przypadku ma to prawdopodobnie jakiś związek ze zmianą klas w środku roku szkolnego. Jestem pewien, że ty masz równie wiarygodny powód - odparł Draco uprzejmie, a Queenie naburmuszyła się i odwróciła wzrok.
- Stephen Cornfoot cię uczy, tak? - spytał Blaise. - Pomógł mi z runami w zeszłym roku. Użyteczny chłopak.
- Ale trochę niekumaty jak na Krukona - zachichotała Pansy. - Jak długo zajęło mu zrozumienie, że tylko strzelasz oczami na chłopaków, ale nie jesteś zainteresowany niczym więcej?
Blaise uśmiechnął się złośliwie.
- Jakieś trzy perfekcyjne eseje i nowy komplet sowich piór od jego matki.
Draco stłumił uśmiech. Bardzo użyteczny chłopak, to prawda, chociaż historyjka o korepetycjach z zaklęć w jego przypadku była tylko przykrywką. Kilka dni temu Cornfoot ni stąd ni zowąd złożył Draco pewną propozycję. A Draco, po chwili zastanowienia, ją przyjął. Nigdy wcześniej nie zwrócił na Krukona uwagi, ale nie miał nic przeciwko szybkiemu numerkowi albo nawet kilku szybkim numerkom. W końcu chętne atrakcyjne ciało to chętne atrakcyjne ciało. A Cornfoot z pewnością przydawał się do chronienia Draco przed smutną seksualną posuchą.
Queenie prychnęła z pogardą i odebrała „Proroka" od swojej sowy, która właśnie wleciała do Wielkiej Sali. Draco odebrał swoją zwyczajową paczkę ze słodyczami od matki i podał sowie przysmak. Upił soku dyniowego, odwiązując wstążkę na paczce i spojrzał na Queenie, która krzyknęła, zobaczywszy coś w gazecie.
- O mój bo... - Jej oczy spoczęły na Draco, a usta zamarły, układając się w nieme „o". Draco parsknął ze zniecierpliwieniem na tę nieznośną dramatyczność, wziął kolejny łyk soku i pochylił się, żeby rzucić okiem na pierwszą stronę...
... i zakrztusił się, czytając nagłówek, a Queenie odeszła w zapomnienie.
Chłopiec, Który Przeżył znęcał się nad małżonkiem?
Draco szybko przełknął sok, odsunął słodycze i przyciągnął gazetę bliżej. Kiedy te wstrętne słowa tańczyły mu przed oczami, czuł, że nie może nabrać powietrza.
...krótkie małżeństwo... wygląda na to, że nadużywał przemocy... mąż dwukrotnie był leczony z poważnych fizycznych urazów, które były dziełem pana Pottera... szkolna pielęgniarka tak niepokoiła się o jego bezpieczeństwo, że skontaktowała się z uzdrowicielem ze Świętego Munga...
I ani słowa o tym, że uzdrowicielka natychmiast wyśmiała niepokój Pomfrey. Zabije tego dziennikarza. I Pomfrey. I ojca chyba też.
...pod warunkiem zachowania anonimowości: "Potter uderzył go w twarz, na środku Wielkiej Sali. I nikt nic nie zrobił w tej kwestii, tylko odesłano ich samych na cztery dni."
Lucjusz Malfoy był zszokowany plotkami na temat problemów swojego syna... mocno nalegał na odesłanie ich obu do Świętego Munga...
Tak, ojca z pewnością także. Draco zacisnął zęby.
Zapewniono mnie, że mój syn chciał zostać w szkole. Jednak biorąc pod uwagę agresywność jego męża, a także zachowanie kadry nauczycielskiej, która sprawiała wrażenie, jakby chciała wszystko wyciszyć, zastanawiam się teraz, czy Draco mógł mówić szczerze.
- O żesz... - Draco niemal zaniemówił, czując narastającą wściekłość. Rzucił gazetę na stół. - Pieprzone bzdury! - Spojrzał na stół Gryffindoru, ledwo rejestrując narastający w sali szum zaniepokojenia. Harry, pobladły, podniósł wzrok znad swojej gazety i popatrzył na niego ciemnymi oczami.
Draco potrząsnął głową bezsilnie, chcąc powiedzieć naraz tysiąc rzeczy: „Nie pozwól, żeby cię to dotknęło", „Nie zrobiłeś nic złego", „To nie ja, to mój pieprzony ojciec, niech go Mordred", a ludzie pewnie gapili się teraz na nich obu. Znowu na widoku, nawet po rozwodzie... oni...
Nie pozwalając sobie na zastanawianie się, co powinien, a czego nie powinien robić, albo czego chciałby ojciec, wstał i kiwnął głową w stronę drzwi, dając Harry'emu znak, by dołączył do niego na małą rozmowę poza cholerną Wielką Salą. Czekał niecierpliwie, kiedy Harry zawahał się, a potem mruknął coś do Granger i w końcu wstał, ruszając w jego stronę.
- Draco... czy to naprawdę... - usłyszał jak odzywa się Crabbe. W odpowiedzi odwarknął tylko, nawet się nie odwracając:
- Nie, ty idioto. Ja, wykorzystywany przez Harry'ego pieprzonego Pottera? Użyj swojego mózgu chociaż przez pół sekundy! - Wstał od stołu i przyłączył się do Harry'ego, dotykając jego ramienia i kierując ich obu w kierunku drzwi, nie ufając sobie na tyle, żeby powiedzieć cokolwiek, zanim nie będą sami.
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, obrócił się do Harry'ego i nagle nie był w stanie wymyślić, co powiedzieć.
- Ja...ja... Kurwa, Harry, to... - zaczął, ale Harry przerwał mu lekko drżącym głosem.
- Jak ktokolwiek dowiedział się o...
- Ja nie...
- Komu powiedziałeś?
Draco zamrugał.
- Co?
- Poszedłeś z tym do gazety? - zapytał Harry spokojnie.
- Co?!
- To nie byłby pierwszy raz, kiedy ty...
- Jak... - Draco się wściekł. - Jak śmiesz! To było lata temu!
- Jak śmiem... to ja jestem na okładce pieprzonego „Proroka" jako znęcający się...
- A ja jestem tam jako pieprzony worek treningowy, jakbym nie miał kręgosłupa i... Spieprzaj! - wrzasnął Draco na młodą, przestraszoną Krukonkę, która pechowo otworzyła drzwi Wielkiej Sali za Harrym. Harry obrócił się, szybko kładąc rękę na piersi Draco i popychając go, bo Draco już wyciągnął różdżkę i celował nią w przerażoną dziewczynę.
- Wracaj do środka - ponaglił ją Harry, chwytając Draco za uzbrojoną w różdżkę rękę. - Opanuj się! - warknął.
Draco wybuchnął.
- Ja mam się opanować?! - Popchnął Harry'ego tak mocno, że chłopak uderzył o drzwi. - Właśnie oskarżyłeś mnie o pójście do gazety i powiedzenie im, że mnie biłeś! Ty...
- PRZEPRASZAM! - krzyknął Harry, przerywając mu. - Przepraszam, nie powinienem tego mówić, do jasnej cholery, opanuj się, zanim zrobisz komuś krzywdę! - Draco spojrzał na niego, na chwilę udobruchany przeprosinami. - Jesteś wkurzony, rozumiem to, dobra? Przesadziłem. Ale rzucenie klątwą w trzynastoletnią dziewczynkę nikomu nie pomoże.
Draco zmarszczył brwi, uspokajając się powoli, jednak jego serce wciąż biło jak szalone. Harry zdjął okulary i pogrążony głęboko w myślach potarł nasadę nosa, nieświadomie, w uspokajającym geście, kładąc Draco rękę na ramieniu.
- Wiesz, jak do tego doszło? - zapytał w końcu Harry, wkładając z powrotem okulary. - Myślisz, że może Pansy...
- To nie Pansy. To był mój ojciec - powiedział Draco gorzko.
- Myślisz, że twój ojciec poszedł do „Proroka"?
- Wiem, że to zrobił.
- Jak mógł się dowiedzieć o...
- Ma nasze raporty medyczne. - Harry zbladł. - Nie wiem, jak zdobył informacje ani ile jeszcze wie, ale nie ulega wątpliwości, że ma zapis tego, co stało się podczas naszego zawieszenia.
Harry nagle zmarszczył brwi.
- Czy to jest to, przed czym próbowałeś mnie ostrzec?
- Tak, kurwa - powiedział Draco i wcale nie był zadowolony z wściekłego i zranionego spojrzenia Harry'ego.
- Dlaczego, do cholery, mi tego nie powiedziałeś?
- Powiedziałem!
- Powiedziałeś... co to było, kryptogram? Czemu do diabła, nie...
- Ostrzegłem cię, że mój ojciec może zrobić coś paskudnego! Cholera, nie musiałem tego robić! Czego się spodziewałeś? Proszę, wiem, że zaraz się rozwiedziemy i nigdy nie byliśmy po tych samych stronach i mój ojciec wymaga ode mnie okazania chociaż minimum rodzinnej lojalności, ale pozwól mi zdradzić jego plany ot tak, dla zabawy.
Drzwi się otworzyły i w progu stanęła McGonagall.
- Co? - spytał Harry niegrzecznie. McGonagall posłała mu surowe spojrzenie, a do Draco nagle dotarło, jak musiało to wszystko wyglądać z punktu widzenia reszty ludzi w Wielkiej Sali. „Prorok" wyskakuje z szokującym nagłówkiem, oskarżając Harry'ego Pottera o znęcanie się nad swoim małżonkiem, rzeczony małżonek dostaje napadu złości, obaj opuszczają Wielką Salę, rzekomo wykorzystywana ofiara prawie rzuca klątwą w dziecko, chcąc jak najszybciej wydostać się z pomieszczenia...
- Nie możemy tu zostać. Chodźmy - powiedział Draco krótko, a McGonagall uniosła brew. Draco odchrząknął i zmusił się, żeby mówić z szacunkiem. - Pani profesor, musimy o tym porozmawiać, wrócimy za jakiś czas.
- Dobrze, panie Malfoy - odparła spokojnie. - Ale sugerowałabym, żebyście pozostali w zasięgu wzroku nauczycieli.
Harry otworzył usta z niedowierzaniem.
McGonagall uniosła dłoń uspakajająco.
- To dla twojego własnego dobra, Potter. Żeby nikt nie mógł oskarżyć cię ponownie o niepoprawne zachowanie w stosunku do pana Malfoya. Poza tym, nie wyglądałoby to dobrze, jeśli pozwolilibyśmy wam być razem na osobności po tego rodzaju skierowanych przeciwko tobie oskarżeniach.
Twarz Harry'ego spochmurniała, ale kiwnął sztywno głową.
- Pozwolę sobie zaproponować Wielką Salę, większość uczniów poszła już na poranne zajęcia - powiedziała McGonagall i otworzyła drzwi nieco szerzej, dając znak uczniom, którzy skończyli już śniadanie, że mogą bezpiecznie wyjść. Harry i Draco odsunęli się nieco na bok, kiedy duża grupa wysypała się przez drzwi. Niektórzy starannie unikali patrzenia na nich, a inni otwarcie się gapili.
Draco zacisnął usta i wbił wzrok w podłogę.
W końcu weszli do opustoszałej Wielkiej Sali i siedli przy stole Hufflepuffu, z dala od reszty uczniów. Przywołali swoje torby i pogrążyli się w nieprzyjemnej ciszy.
- Słuchaj... przepraszam - zaczął Harry niezręcznie. - Naprawdę przesadziłem z tym oskarżaniem cię.
- W porządku, przeprosiny przyjęte - powiedział Draco krótko.
- Czy jest... jakiś powód tego artykułu? - zapytał Harry ostrożnie. - Poza tym, żeby mnie oczernić?
- Co, nie uważasz, że to już wystarczy?
- Tak, nawet aż za bardzo, dzięki, tak się tylko zastanawiałem.
- Nie. To jedyny powód, przynajmniej z tego co wiem. - Draco potarł czoło. - Ja... ja... przykro mi, porozmawiam z tym dziennikarzem i powiem mu, że... cholera jasna... - Draco urwał.
- Co?
- To nic nie da. Jeśli powiem coś na twoją obronę, wyjdzie na to, że robię to tylko dlatego, że się ciebie boję. A jeśli będzie jakieś śledztwo i nic z tego nie wyniknie, to będzie wyglądało jak przykrywka dla twoich wybryków. Cholera.
- Nic nie szkodzi.
- Wcale nie. Po pierwsze, wyszedłem przez to na pieprzoną ofiarę, jakbym nie był w stanie ci się postawić. Na Mordreda, w czasie tych dwóch razów, kiedy wylądowałem przez ciebie w szpitalu, złamałem ci nos i widziała to cała szkoła!
- Nie sądzę, żeby miało to jakieś znaczenie.
- Nie, dla mojego ojca liczy się tylko to, że ty zostałeś oczerniony. Moja rola nie ma znaczenia.
- Dla mnie ma.
Draco pokiwał głową ze znużeniem.
- I ma znaczenie to, że zaoferowałeś wyprostowanie całej sytuacji z „Prorokiem". Obojętnie czy ze względu na moją, czy swoją reputację. - Harry uśmiechnął się lekko. - Naprawdę doceniam tę propozycję.
- Nie zrobiłeś nic złego - powtórzył Draco któryś raz. -Jeśli za tamten dzień należałoby kogoś obwiniać, to raczej mnie.
- Nigdy nie powiedziałeś mi dlaczego.
- Bo nie mogłem... - Draco urwał, potrząsając głową.
- Co?
Draco potarł czoło ze znużeniem.
- To nie ma znaczenia. - To nie miało znaczenia, a poza tym, nie chciał mówić Harry'emu wtedy, kiedy to naprawdę coś znaczyło, więc tym bardziej nie powie mu teraz.
- Czy... Wszystko w porządku? - spytał Harry z wahaniem.
- Tak, w jak najlepszym. - Odchrząknął. - A u ciebie?
Harry wzruszył ramionami.
- Przeżyję jakoś. Mówiono już o mnie gorsze rzeczy - stwierdził z krzywym uśmiechem.
Draco, patrząc w stół, posępnie pokiwał głową.
- Więc znowu jesteśmy na pierwszy stronach gazet, czy to nie miłe? - rzucił Harry, a jego uśmiech był teraz o wiele bardziej wymuszony.
- Bardzo - Draco potrząsnął głową. - Naprawdę myślałem, że wszystko skończy się po rozwiązaniu więzi.
Harry uśmiechnął się, ale nic nie powiedział i Draco zdał sobie nagle sprawę z tego, jak bardzo nie chce się podnieść i wyjść. Nie tak szybko. Obaj przeżyli właśnie mało przyjemną niespodziankę i nie miał jakoś ochoty wstać i stawić czoła codzienności, szczególnie że oznaczało to pójście na eliksiry.
- A... a co u ciebie, tak w ogóle?
- W porządku - odparł lekko zaskoczony Harry.
- Widziałem twój ostatni trening quidditcha.
- I co, dalej jesteś taki pewien, że możecie nas zmiażdżyć? - zapytał Harry niewinnie.
Draco uśmiechnął się złośliwie.
- Zwariowałeś? Nie złapałbyś znicza, nawet jeśli zależałoby od tego twoje życie.
- Byłem trochę zajęty obserwowaniem pałkarzy - odparł Harry. - I tak, wyszedłem nieco z wprawy, ale teraz już jest dobrze i na pewno wygram z tobą w następnym meczu. Wygrałbym z tobą, nawet gdybyś miał najlepszy dzień, a ja zdychałbym na smoczą ospę.
Draco zachichotał.
- Chciałbyś. Ale muszę przyznać, że Weasley ogromnie się poprawił... och, wybacz, to zabrzmiało prawie, jakby teraz potrafił dobrze grać.
- Jest dobrym obrońcą, kiedy wierzy we własne siły - powiedział Harry stanowczo.
- Moja oferta jest nadal aktualna; mogę zaczarować komentatora tak, żeby zachwycał się nim jak usychająca z miłości Lavender Brown podczas waszego meczu z Huffelpuffem.
Zaśmiali się razem, ale wtedy Draco dostrzegł drugorocznego Puchona, którego rozszerzone oczy przypomniały mu, że obojętnie jak normalnie się teraz czuł, to nie było normalne. Już nie.
- Chyba... chyba powinniśmy wrócić na zajęcia - powiedział niechętnie.
- Chyba tak. - Harry rozejrzał się dookoła. - Nie potrzebujemy dawać ludziom więcej tematów do plotek. - Draco otworzył usta, ale Harry nie dał mu dojść do słowa. - I jeśli chcesz jeszcze raz przepraszać za ten artykuł, nie rób tego. Nie jesteś swoim ojcem.
- Dzięki.
Wstali, wzięli swoje torby i skierowali się do wyjścia.
- Tak naprawdę - zaczął Harry - wydaje mi się, że to ja powinienem przeprosić cię za tamten dzień i to zdjęcie, na którym rozmawiamy koło szatni quidditcha.
- A, tamten, tak. - Draco wzruszył ramionami, znów czując ciarki na plecach. Zdjęcie było małe i niewyraźne, mimo to gazety piały z zachwytu, a nagłówek w „Żonglerze" głosił: „Znowu tylko przyjaciele - czy coś więcej?"
- Twój ojciec był zły?
- Nic mi nie powiedział. Ale o mało nie padłem trupem, jak zobaczyłem ten cytat w „Proroku": "Szanuję prywatność mojego syna". - Draco urwał na chwilę. - „Szanuję prywatność mojego syna", ta jasne. Ciekawe od kiedy.
Harry zaśmiał się, a Draco przygryzł wargi. To... nie było pełne szacunku.
Ojciec z pewnością spodziewał się po nim lepszego zachowania. Chociaż teraz, po tym jak dla dobra politycznych machinacji Lucjusza Malfoya został na pierwszej stronie „Proroka" przedstawiony jako wykorzystywany mąż, Draco stwierdził, że chyba może sobie pozwolić na pośmianie się z ojca przez kilka sekund.
- Więc jak sobie radzisz na eliksirach? - spytał, chcąc zmienić temat.
- Ja? Dobrze. Hermiona mi pomaga. Nawet nieźle daję sobie radę z numerologią. Tylko transmutacja mi nie idzie.
- Myślałem, że to jeden z twoich ulubionych przedmiotów.
- Normalnie tak, ale nie ten dział. A poza tym pracuję z Lisą Turpin i Stephenem Cornfootem i... - Harry potrząsnął głową.
- Nie pomagają ci?
- Próbują, ale po prostu tego nie łapię.
- To dziwne. Cornfoot jest teraz moim partnerem na zaklęciach, jest całkiem pomocny - powiedział Draco i niemal się zaśmiał, kiedy wyłapał w swoich słowach niezamierzoną dwuznaczność.
- No, wiesz. Krukon. Bardzo kompetentny.
- Nie rozumiem połowy z tego, co mówi - przyznał się Harry. - Coraz bardziej gubię się na zajęciach, a McGonagall nie uczy tego samego, co na lekcjach Gryfonów, więc Hermiona nie może mi pomóc.
- Mam to samo z zielarstwem. Klasa Ślizgonów przerabia zupełnie co innego, a ja jakoś nie mogę zacząć przejmować się na tyle, żeby samemu się za to zabrać.
- Wcześniej nie miałeś z tym żadnych problemów.
- Z tobą i Longbottomem trudno było czegoś nie rozumieć. Ale teraz siedzę z Hanną Abbott. Ładna dziewczyna, ale inteligencją nie grzeszy.
- Nie jest aż taka zła - stwierdził Harry, uśmiechając się lekko.
- Nie mówi więcej niż dwa słowa na godzinę.
- Jest po prostu nieśmiała.
Dotarli do klasy i Draco powstrzymał westchnienie, zdecydowanie sięgając do klamki. Odwrócił się, kiedy Harry cicho chrząknął.
- Tak?
- Ja... ja mógłbym ci pomóc z zielarstwem. Jeśli chcesz. Jestem w tym całkiem niezły.
- Co?
Harry odwrócił wzrok, starannie dobierając słowa.
- Byłoby... miło nie unikać się bez przerwy.
Draco nabrał powietrza.
- Tak, byłoby - urwał. - Ale właśnie powinniśmy się unikać. Uzdrowiciel powiedział, że na początku możemy czuć się dziwnie, ale z czasem...
Harry przełknął ślinę i pokiwał głową. Wyglądał przy tym, jakby chciał zapomnieć o swojej propozycji i Draco kopnął się w duchu, żałując, że nie może cofnąć tego, co powiedział. Harry musiał jakoś to wyczuć, bo podniósł wzrok, szukając czegoś, co najwyraźniej udało mu się znaleźć.
Więź nauczyła go, jak wyglądał Harry, kiedy coś przeżywał, więc teraz, mimo że w ogóle nie był w stanie tego poczuć, wiedział, że Harry jest niepewny, nieśmiały i chce z nim porozmawiać. I że jest spięty. Bardzo spięty.
Tak samo jak Draco, który miał właśnie mały problem z oddychaniem. Przez zielarstwo.
- Ja... - Harry odchrząknął. - Tęsknię za tobą.
Problemy z oddychaniem wcale nie zniknęły.
- Ja... ja też - wykrztusił w końcu Draco.
I obaj wypuścili wstrzymywane powietrze.
Harry przełknął ciężko, powoli podnosząc rękę, żeby przykryć dłoń Draco spoczywającą na klamce.
- Tak?
- Tak. - Draco wziął głęboki oddech. - Ale... uzdrowiciel powiedział...
Harry westchnął i opuścił ramię. Taa. Powrót do rzeczywistości. Ale Draco przynajmniej wiedział, że nie tylko on się tak czuł, chociaż to naprawdę nic nie zmieniało.
- Wiem - zgodził się Harry. - Wiem, nie powinniśmy. - Odchrząknął. - Ale... ale co nam szkodzi? To znaczy...
Draco potrząsnął głową, stanowczo mówiąc sobie, że szczytem głupoty byłoby robienie czegokolwiek innego poza unikaniem Harry'ego jak plagi pogrebinów*. Przygotował się, żeby to powiedzieć i omal nie uderzył sam siebie z frustracji, kiedy zamiast tego z jego ust wydobyło się:
- Cóż...
- Ja... ja nie mówię o niczym, no wiesz, niestosownym, tylko... to wydaje się głupie, żeby nawet.... Nawet nie uczyć się razem, czy coś takiego.
- Tak, masz rację - powiedział Draco, zanim zdążył to przemyśleć i ugryźć się w język.
- Serio? - Oczy Harry'ego rozszerzyły się lekko.
- Czemu nie?

[T] Bond/Związani DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz