#15

10.5K 540 220
                                    

Rozdział PIĘTNASTY

21-23 stycznia

Dzień 115 (czwartek, ciąg dalszy)

- Co? Kto...
- Nie wiem, nigdy o nim nie słyszałem, ale ojciec jakimś cudem go znalazł. Został aresztowany i zabrany do ministerstwa na przesłuchanie, jutro będzie już tutaj. Zdejmie z nas klątwę. - Malfoy głośno przełknął ślinę. - Będziemy... będziemy wolni.
Harry wpatrywał się w niego.
- J-jutro?
- No.
Patrzyli się na siebie bez słowa i Harry pomyślał, że nie potrafiłby opisać, co teraz czuł, nawet jeśli od tego zależałoby jego życie.
- To... niesamowite - powiedział bezmyślnie.
- No. - Malfoy spuścił wzrok i Harry zauważył, że drży, a jego nerwy są napięte jak postronki.
Obaj drżeli. Dotknął ramienia Malfoya, nie będąc pewnym dlaczego - czy po to, żeby zapytać, czy uczcić, czy pocieszyć, czy co - ale zdecydował, że to nie miało większego znaczenia, bo Draco bez wahania wsunął się w jego objęcia, trzymając go mocno przez długi moment. Potem nieco się odchylił, uśmiechając delikatnie.
- Wyglądasz tak samo, jak ja się czułem pięć minut temu - powiedział odrobinę niepewnym głosem.
- Więc... co się stało? - wykrztusił Harry.
- To wszystko, czego się dowiedziałem. I wiem jeszcze, że nazywa się Parnassus McKay, co nic mi nie mówi. Nie rozpoznałem go jako Śmierciożercy, ale i tak nie znam ich wszystkich... - Malfoy urwał nagle, napinając się lekko, ogarnięty nagłą paniką. Harry gwałtownie wciągnął powietrze.
- Nie, przestań... nie blokuj mnie jeszcze - powiedział szybko, czując, jak serce mu zamiera.
Malfoy popatrzył na niego ostro, ale wziął głęboki oddech i powoli się rozluźnił, opierając czoło o czoło Harry'ego; znowu pogrążyli się w milczeniu.
Wolny, pomyślał Harry, ciągle bardziej niż mniej oszołomiony. Już nigdy nie będzie żadnej więzi. Nie będzie wymuszonej bliskości, spędzania czasu ze Ślizgonami, oddalenia od przyjaciół i jego własnego domu ani niezręcznej ciszy za każdym razem, gdy w rozmowie wypłynie temat polityki. Nie będzie więcej dokuczliwego strachu przed zranieniem, kiedy coś stanie się Malfoyowi, i prób sprawienia, żeby udało się coś, co nie ma żadnych szans...
Mógł iść, dokąd tylko chciał. Mógł grać w quidditcha, spędzać czas ze swoimi przyjaciółmi, myśleć o zostaniu aurorem, zamieszkać z Ronem, nie martwiąc się tym, co Malfoy na ten temat pomyśli. Mógł znowu być samotnym siedemnastolatkiem. Mógł być wolny.
- Co teraz zrobimy? - spytał Harry cicho, kiedy był w stanie w miarę jasno myśleć.
- Nie wiem - odparł Malfoy równie cicho. - Przypuszczam, że wrócimy tam i powiemy, co się stało. Jesteś gotowy do powrotu?
Harry apatycznie skinął głową.
- A później... później chyba musimy... musimy się przygotować albo coś... szczerze mówiąc, nie jestem pewien, ale...
Harry przytaknął, zamyślony. Gdy wrócili do Wielkiej Sali, dalej był pogrążony w myślach.
- O co chodziło? - zapytała Parkinson, jak tylko się pojawili. - Co było w wiadomości od twojego ojca?
Spojrzeli na siebie niepewnie, a potem przenieśli wzrok na resztę.
- Harry? - zapytała Hermiona z niepokojem. - Coś się stało?
Malfoy wymienił z Harrym delikatny uśmiech i odchrząknął.
- Och, nic takiego. Mój ojciec złapał człowieka, który rzucił klątwę, to wszystko.
- Co?! - wrzasnęło jednocześnie kilka osób i Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu, widząc ich osłupiałe miny. Popatrzyli na siebie z Draco z rozbawieniem i usiedli, zdając sobie sprawę, że już się raczej nie będą uczyć.

***

- Jak nazywało się to przeciwzaklęcie do czaru klejącego? - spytał Harry wieczorem.
- Parietibus Dehaerent - powiedział Draco nieobecnym tonem, na co Harry kiwnął głową, powtarzając słowa i zdejmując swój plakat Srok z Montrose ze ściany sypialni.
Zwinął go i rozejrzał się po pokoju, próbując rozstrzygnąć, co było bardziej dezorientujące: to, co działo się teraz, czy to, co stało się we wrześniu.
Chyba raczej sama więź, skoro była zupełnie niespodziewana, ale z jakiegoś powodu bardziej wytrącony z równowagi czuł się teraz niż wtedy.
- Zapomniałeś jednego gracza - dodał Malfoy, machając różdżką nad plakatem Os z Winbourne i zaganiając zawodników na papier, nim zrolował go i upchnął do kufra razem z herbem Slytherinu i małą fotografią wyroczni w Delfach o zachodzie słońca.
Niedbale machnął różdżką, pozbywając się butelki po piwie kremowym zabranym z imprezy, którą opuścili dwadzieścia minut temu.
Ich przyjaciele triumfowali. Wśród śmiechów i świętowania postanowili wyprawić improwizowane przyjęcie rozwodowe, które, jak zdecydował Zabini, powinno odbywać się w Pokoju Życzeń, bo żaden z domów w gruncie rzeczy się do tego nie nadawał.
- Genialne, stary - powiedział Ron z entuzjazmem. - Nie mieli tradycyjnego wesela ani osobnego przyjęcia przed ślubem, więc zróbmy to od tyłu. Urządzimy przedrozwodową imprezę z nimi oboma i dwie osobne imprezy jutro!
To był dobry pomysł. I dobrze się bawili. Mimo że do picia nie mieli nic mocniejszego niż piwo kremowe, wszyscy lekko się wstawili i zaczęli opowiadać historie o najgłupszych rzeczach, jakie zrobili przez ostatnie miesiące, o kłopotach spowodowanych przez wymuszoną bliskość, zamieniając je w żart, teraz, gdy ta bliskość niedługo miała minąć. Parkinson i Ron z wyraźną przyjemnością opowiedzieli o tym, jak przyłapali Harry'ego i Draco kompletnie pijanych w czasie ich zawieszenia. Harry musiał przyznać z podziwem, że Pansy udało się bardzo zgrabnie ominąć całą kwestię, dlaczego nie ukarała Malfoya za bycie pijanym.
To była dobra impreza. Miło spędzony wieczór. Gryfoni i Ślizgoni, całkiem sporo Krukonów i Puchonów, wszyscy śmiejący się razem, w świątecznym nastroju. Na szczęście ich wymuszony czas spędzany ze sobą zbliżał się ku końcowi.
- Chcesz jako pierwszy zabrać rzeczy z szafy, czy ja mam to zrobić? - zapytał Harry, odkładając na bok swoje książki.
- Możesz zacząć pierwszy. - Malfoy usiadł, patrząc w okno.
- O czym myślisz? - spytał Harry, wkładając koszulki do kufra.
- O McKayu. O tym, jak wyglądałoby spotkanie z nim. - Zmarszczył brwi w zamyśleniu. - To naprawdę irytujące, że nic o nim nie wiem. Nie wiem nawet, czy jest jakoś powiązany z naszymi kolegami. Chodzi o to, że przez kilka ostatnich miesięcy doprowadzały mnie do szału próby rozwikłania tego, kto i jak... Myślałem, że kiedy go znajdziemy, będę mógł powiedzieć „och, teraz to ma sens, jak to możliwe, że go nie podejrzewałem", ale nie mogę.
- Nie.
- To trochę... To znaczy... to takie dziwne uczucie. Jakby następne zagrożenie mogło nadejść z każdej strony.
- Witaj w moim życiu - powiedział Harry głucho, przyglądając się plamie na jednej z koszulek. - Jednak skoro twój ojciec go odnalazł, jest pewnie Śmierciożercą, tak jak podejrzewali.
- Możliwe.
- Zastanawiam się, jak twój ojciec go złapał.
- A ja nie - uciął Malfoy krótko.
Harry przerwał pakowanie i zawahał się na chwilę przed zadaniem pytania.
- Myślisz o tym, co się teraz z stanie z twoim ojcem?
Malfoy spiął się lekko.
- Oczywiście.
- A co byś chciał, żeby się stało?
Draco spojrzał na niego z powagą.
- Chcesz się o to kłócić?
- Nie, nie bardzo. - Harry wziął głęboki oddech. - Myślisz, że co się wydarzy? - Malfoy wzruszył ramionami, uciekając wzrokiem. - Nie potrafię sobie wyobrazić, że wszystko wróci do poprzedniego stanu. - Harry zdał sobie sprawę, że nie mówił w tym momencie tylko o Lucjuszu. A oceniając po tym, jak gwałtownie Ślizgon wciągnął powietrze, on też nie. Malfoy dalej na niego nie patrzył. - A ty jesteś?
- Czemu nie? - odparł Draco cicho.
- Widziałeś dzisiaj to, co ja, prawda? Gryfoni i Ślizgoni, którzy razem bawili się na przyjęciu?
- No, widziałem to. Ślizgonów rozmawiających między sobą też. Jutro to będą dwie oddzielne grupy. Powiedziałbym, że wkrótce wszystko wróci do normy.
Harry zmarszczył brwi.
- Wcale nie musi. Niektórzy zaprzyjaźnili się przez ten czas, na przykład Ron i Blaise. A Dean i Tracey Davis są praktycznie parą. I nawet przed tym Lavender Brown i Blaise właściwie się umawiali...
- Ale im nie wyszło, wiesz o tym. Thomasowi i Tracey też nie wyjdzie.
Draco potrząsnął głową, dalej wpatrując się w okno.
- Gryfoni i Ślizgoni, to nie wypali, Harry - powiedział cicho.
- Wypali. Musi.
- Dla nas? - Malfoy wolno potrząsnął głową. - Spędziliśmy sześć lat, nienawidząc się nawzajem. Coś takiego nie zniknie przez marne cztery miesiące.
- Poczytaj czasem „Proroka" - rzucił Harry gorzko. - Twój ojciec sprawia wrażenie, jakby uważał, że może zniknąć. A przynajmniej właśnie to wszystkim wmawia. Popiera ludzi, którzy zabili moich rodziców i ojca chrzestnego, sam kilka razy próbował mnie zabić, i, do cholery, ja o mało nie zabiłem jego, i przeze mnie trafił do Azkabanu. A teraz słucham, jak mówi, że to wszystko było dawno i zniknęło jak zeszłoroczny śnieg.
- I jeśli naprawdę w to wierzysz, to jesteś bardziej naiwny niż...
- Nie, wcale w to nie wierzę! - warknął Harry. - Nie w jego słowa. Ale w twoje...
- Czemu ja miałbym być inny?
- Nie możesz kłamać swojemu małżonkowi przy nowej więzi, Draco. Sam mi to powiedziałeś.
- Ale więź nie jest już nowa, Harry. - Malfoy wstał, a jego złość zaczęła niemal buzować. - Pamiętasz cokolwiek z leczniczego kręgu? Pamiętasz, ile było tam nienawiści? Że wszystko o mało się nie spieprzyło, bo ludzie, którzy się o nas najbardziej troszczą, prawie pozwolili swojej nienawiści nas zabić?
- Prawie. A pamiętasz, czemu przeżyliśmy? I jak to się stało? Hermiona i twoja matka, i Pansy, i Neville, i Ron, i twój ojciec - wszyscy się nienawidzili, ale odłożyli to na bok i pozbierali nas do kupy. I Pansy, i Snape, i Ron - oni mieli dobre wspomnienia, które pokazały nam, że nie musimy dalej się nienawidzić tylko dlatego, że zawsze tak było. - Malfoy znowu odwrócił wzrok. - Nasza... przyjaźń jest prawdziwa. Przyjaźń Blaise'a i Rona też, ona nie zniknie ot tak.
- Rodzina Blaise'a nie jest związana z Czarnym Panem. Ale mogą to zrobić w każdej chwili. A jeśli tak się stanie...
- Draco... Rodzina Neville'a też może zdecydować o poparciu Voldemorta. Ale to nie znaczy, że to zrobi. Ani że on pójdzie za nimi, jeśli tak się stanie.
Cisza.
Harry ciężko przełknął ślinę.
- Po tym wszystkim przez co razem przeszliśmy... czemu chcesz wrócić do tego, co było przedtem?
- A jaki mamy wybór? Nie jesteśmy po tej samej stronie.
- Ale nie musimy być też po przeciwnych stronach.
- Nie wierzę w to co ty.
- Nie obchodzi mnie to! - krzyknął Harry z frustracją.
- A mnie tak!
- Jest między nami coś więcej niż nasze polityczne przekonania!
- Tak, jest więź! - powiedział Malfoy ze złością. - A jutro już jej nie będzie!
- I to wszystko?
- Tak!
- Możesz okłamywać samego siebie, ile chcesz, ale nie mnie!
- Idź do diabła! - Malfoy zaczął odchodzić.
- Draco! - Harry złapał go za ramię, ale Malfoy go odepchnął.
- Kurwa, nie rób mi tego, nie... - rzucił Ślizgon napiętym tonem.
- Nie pozwolę, żeby to się tak skończyło - odparł Harry gniewnie.
- Dobra, wróćmy na to przyjęcie i powiedzmy im, żeby pośpieszyli się ze świętowaniem...
- Pieprzę przyjęcie, nie chcę...
- I... i ja nie chcę. - Malfoy odwrócił się, a do Harry'ego dotarło nagle, że Draco był o krok od wybuchu, powstrzymując się jakoś tylko siłą woli.
Harry cofnął się.
- Ja... przepraszam. - Opuścił rękę. - Idź, jeśli chcesz. Ale... - Z trudem przełknął ślinę. - To jest ostatnia noc, która... - urwał. - To nie musi tak być.
Malfoy stał, wpatrując się w podłogę i Harry mógł wyczuć jakiś tuzin walczących w nim sprzecznych impulsów, zanim Draco nie odwrócił się gwałtownie w jego stronę i nie wziął go w ramiona.
- Kurwa, przepraszam - wymamrotał w szyję Harry'ego.
- Nie, ja...
- Zamknij się. - Nakrył jego usta swoimi i Harry poddał się chętnie tej jednej rzeczy, która nigdy nie wymagała od nich żadnego wysiłku, tej jednej, która zawsze potrafiła sprowadzić ich znad krawędzi.
- Och, Boże, tak - szepnął, kiedy Draco pociągnął ich w kierunku łóżka i popchnął go, układając się na nim, a ich palce już pracowały nad guzikami i zamkami.
- Merlinie, tak - mruknął Malfoy we włosy Harry'ego, pośpiesznie go rozbierając.
- Czy ty...
- Pośpiesz się... - Malfoy podniósł się, zdejmując ostatnie części garderoby, przeturlał i uwięził Gryfona pod sobą, sięgając jednocześnie po małą butelkę olejku. Podał ją Harry'emu i wpił się w jego usta, wciągając gwałtownie powietrze, kiedy poczuł olejek na skórze. Pomagał Harry'emu z entuzjazmem i popędzał go:
- Nie, jestem gotowy, chcę...
Harry jęknął, kiedy Draco szybko przyjął go w siebie i zmełł w ustach przekleństwo, zamykając oczy i opuszczając głowę na poduszkę. Uchylił powieki, żeby zobaczyć, jak Draco odrzuca głowę, porusza się zmysłowo i przygryza wargi. Boże, Malfoy był niesamowity, kiedy to robił. Harry czuł się prawie tak, jakby mógł dojść od samego oglądania poruszającego się na nim Draco, nie mówiąc już nawet o fizycznych sensacjach, które jego ruch wywoływał. A to swoją drogą też było cholernie genialne. Uniósł się, przytrzymując wezgłowia łóżka i znowu zamknął oczy, słysząc urywane jęki - brzmiały jak poezja, kiedy Malfoy w ten sposób go ujeżdżał. Jak niebo na ziemi, tak cholernie perfekcyjne. Usiadł, przyciągając Draco bliżej, ich usta spotkały się, a ruchy stały się bardziej niecierpliwe.
I wreszcie doszli wspólnie, obejmując się ciasno, dysząc w swoje usta. Z zaciśniętymi mocno powiekami, niemal roztapiając się w sobie nawzajem, tak niesamowicie ze sobą zgrani. Tak kurewsko perfekcyjni.
I to wszystko skończy się już jutro.
Dalej obejmowali się mocno, ich oddechy powoli się uspokajały i w końcu Malfoy głęboko zaczerpnął powietrza, delikatnie zsunął się z Harry'ego i położył obok na plecach. Harry bezmyślnie przeczesywał włosy Malfoya, a Draco nieśpiesznie rysował wzory na jego piersi, obaj zagubieni we własnych myślach. Z całych sił próbowali nie myśleć o tym, że robili to właśnie po raz ostatni.
Harry wmawiał sobie, że było dużo rzeczy, których wyczekiwał po zakończeniu więzi. Nie będzie musiał bezskutecznie starać się utrzymać porządku na biurku, żeby nie denerwować Malfoya, nie będzie musiał łagodzić sytuacji między Ronem i Draco, którzy w dalszym ciągu od czasu do czasu brali się za łby, nie będzie musiał radzić sobie ze Ślizgonami i ich czarującymi gierkami o władzę, koniec z tęsknotą za przyjaciółmi...
Ciche westchnienie Malfoya wyrwało go z zamyślenia.
- Co?
Malfoy lekko potrząsnął głową.
- Wiesz... nie żebym się nie cieszył, że więź zniknie, ale... to będzie dziwne, nie sypiać już ze sobą regularnie.
Harry się uśmiechnął.
- No. To akurat nie było takie złe.
- Nie czujesz się teraz trochę głupio, że kazałeś nam czekać na to ponad miesiąc?
Harry zachichotał.
- Trochę tak.
Malfoy odchrząknął.
- Jak następnym razem z kimś się zwiążesz, postaraj się ominąć tę całą fazę nieśmiałości i od razu przejść do tej lepszej części, dobrze?
Harry przełknął ciężko ślinę, stanowczo zmuszając się do zignorowania sprzeczności między lekkim tonem Malfoya a jego buzującymi emocjami.
- No, postaram się.
- To zabawne - zadumał się Malfoy. - Wiedziałem, że kiedyś będziemy mogli umawiać się z innymi ludźmi... tylko nie spodziewałem się, że to się stanie tak szybko. To znaczy, myślałem, że będziemy w stanie spotykać się z kimś innym po jakimś miesiącu czy coś, ale i tak nie miałem takiego zamiaru, przynajmniej do czasu, kiedy skończymy szkołę. I nie tylko dlatego, że mój ojciec odgryzłby sobie język, jeśli coś takiego dotarłoby do „Proroka". - Harry uśmiechnął się na tę wizję. - Ginny Weasley od lat wodziła za tobą oczami, co?
Harry zachichotał.
- Pytasz mnie, czy będę chciał się z nią przespać, skoro nie będzie to już dłużej, zaraz, jak to nazwałeś, haniebnie niewierne?
Malfoy wybuchnął śmiechem.
- Boże, jej twarz, kiedy to powiedziałem, pamiętasz? Jakby połknęła sklątkę.
- To było raczej mało taktowne.
- Bo wzdycha do ciebie od zawsze?
- Ginny nie wzdycha do mnie od pierwszego roku, tak sądzę.
- Pansy przysięga, że Ginny myśli tylko o tobie, kiedy jest z... cóż, z kimkolwiek innym. Zajęta dziewczyna, z tego co słyszałem.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz miał ochotę na dawkę ryzyka, idź i powtórz to w obecności Rona.
Malfoy zachichotał.
- Ale przespałbyś się z nią, jeśli by tego chciała?
Harry potrząsnął głową.
- Nie sądzę. Jest siostrą Rona. Nie wydaje mi się, żeby coś z tego wyszło na dłuższą metę.
Malfoy przewrócił oczami.
- Wiesz, że w twoim wieku tak naprawdę wcale nie musisz ustatkować się na dobre. To absurdalne, żeby być żonatym siedemnastolatkiem.
- A czy jest to choć trochę mniej absurdalne, niż bycie rozwiedzionym siedemnastolatkiem?
Malfoy skrzywił się lekko.
- Celna uwaga. Cóż, w każdym razie ja nie mam zamiaru się ograniczać. Prawdopodobnie sprawdzę, czy uda mi się przekonać Pansy do... zaspokojenia moich zachcianek.
Harry zaśmiał się, stanowczo uciszając część swojego mózgu, która zjeżyła się na tę myśl. Liczył na to, że Malfoy nie zwracał większej uwagi na jego uczucia. Oczywiście, że poczuł właśnie ukłucie zazdrości, ale to zniknie razem z więzią. Taką miał nadzieję.
- Zresztą i tak nie musisz przejmować się szukaniem kogoś na stałe. Twoi rodzice już się tym zajmują, prawda?
- Och, tak - odparł Malfoy i rozpogodził się lekko. - Ta, obaj będziemy mogli dostać to, czego chcemy. Ja zdobędę polityczny sojusz, a ty dostaniesz tę całą mugolską szopkę z kwiatami, serduszkami i dziećmi. Z tym nie powinniśmy mieć większych kłopotów. - Draco stłumił chichot. - Jeśli potrafiliśmy przeżyć ze sobą, to będziemy potrafili z kimkolwiek innym.
Harry uśmiechnął się pomimo dziwaczności tej rozmowy.
- Może kiedyś będziesz nawet chciał uprawiać seks z jakąś dziewczyną.
- Czy to się bardzo różni?
Malfoy zachichotał.
- Cóż, z mojego punktu siedzenia, tak przy okazji trochę obolałego, troszkę się różni. - Zamyślił się na chwilę. - A poza tym... tak. One są... Nie wiem, delikatniejsze. I bardziej wrażliwe. Wszystko zajmuje więcej czasu. Co w rzeczywistości nie jest wcale takie złe.
- Nie, nie zawsze. - Harry ziewnął. Palce Malfoya przeczesywały jego włosy, automatycznie rozplątując jakiś splątany kosmyk.
- Ale na początku... na początku to może być trochę dziwne - powiedział Ślizgon i Harry wyczuł wahanie w jego głosie.
- No.
Wyglądało, jakby Draco miał coś na końcu języka, jednak w końcu westchnął i wzruszył ramionami.
- Musimy się tylko przyzwyczaić i będzie w porządku.
Harry objął go mocniej. Nie, nie będzie w porządku, chciał nagle powiedzieć. Odepchnął od siebie tę myśl i zamiast na niej skoncentrował się mocno na przyjemności płynącej z ich uścisku. Równie dobrze mógł skupić się właśnie na tym, to ostatni raz, kiedy będzie to czuł.
Malfoy gładził go po policzku, jego dotyk był delikatny i tak bardzo znajomy. Jak to będzie, już nigdy więcej tego nie czuć? Zasypiać samotnie? Harry ujął jego dłoń i splótł razem ich palce, wtulając się w szyję Draco i oddychając głęboko. Zaśmiał się lekko, czując, że Malfoy znowu się podnieca.
- Chyba żartujesz - powiedział.
Malfoy uśmiechnął się, lekko zażenowany, i wzruszył ramionami.
- Czemu nie? - stwierdził. - No wiesz, ostatnia szansa i tak dalej.
Harry zamknął oczy, nie chcąc myśleć o tym, że głos Malfoya brzmiałby zupełnie normalnie i obojętnie dla każdego, kto nie mógł wyczuć jego wewnętrznego niepokoju. Od jutra Harry też już nie będzie mógł tego zrobić.
- Czemu nie - zgodził się z uśmiechem, całując Draco, który zostawił jego szyję i przeniósł swoją uwagę na klatkę piersiową, kierując się niżej.
- Draco - wyszeptał, zamykając oczy i skupiając się na ustach i języku wędrujących po jego piersi i brzuchu. - Możesz... czy chciałbyś być na górze?
Malfoy zamarł i nastąpiła długa chwila ciszy.
- Żartujesz.
- Nie.
Malfoy odchrząknął i odsunął się, a potem wziął Harry'ego w ramiona i schował twarz w jego włosach.
- No co? - zapytał Harry nerwowo.
- Tylko... ty... ty idioto - powiedział Draco stłumionym głosem. - To jest ostatnia noc, kiedy będziemy... i ty... - Potrząsnął powoli głową. - Po prostu... Boże, pieprz się, Harry - powiedział głucho.
- Takie jest ogólne założenie - odparł Gryfon trochę niepewnie, a Draco uśmiechnął się lekko. - Nie chcesz tego?
- Chcę. Tylko... czemu teraz?
- Ja... ja myślałem, że będziemy mieli więcej czasu. Chciałem przedtem, ale...
Malfoy kiwnął głową i odchrząknął.
- Jesteś pewien?
- Jestem.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy.
- Nie zrobisz.
Malfoy utkwił w nim spojrzenie i Harry zdał sobie sprawę, że przed więzią mógłby przysiąc, iż jedyne emocje, które Malfoy był w stanie odczuwać, to pogarda, złośliwe rozbawienie i strach właściwy tchórzom. Ale odkąd byli związani, widział tyle innych stron. Widział go zdenerwowanego, zamyślonego, podnieconego, zmęczonego, troskliwego, radosnego... oraz czułego i poważnego, tak jak w tej chwili. Było w nim o wiele więcej, niż Harry mógł podejrzewać, nawet po tym, jak widywał go niemal każdego dnia przez sześć lat.
Westchnął i położył się na plecach, pozwalając Draco prowadzić, a podniecenie powoli rosło, kiedy się dotykali. To wszystko było takie znajome. Robili to już tyle razy, ucząc się, co najbardziej lubili.
Znał dokładnie miejsce z boku jego szyi, którego dotknięcie zawsze sprawiało, że Malfoy się wił. Szorstkie ruchy dłoni, które szybko doprowadzały go do granicy. Ten dźwięk w jego gardle, który oznaczał, że jest już blisko. I Malfoy wiedział to wszystko o nim, wiedział, w jaki sposób go obejmować i jak całować, wiedział, że Harry lubił czasami, gdy Draco trzymał mocno jego ręce, kiedy poruszali się razem, tak, że właściwie nie mógł poruszyć się sam...
Malfoy uniósł brwi, wskazując na olejek, więc Harry przytaknął, zaciskając powieki. Draco zamknął jego usta pocałunkiem i Harry zatracił się w tym uczuciu, ciepłe i gładkie wargi na jego własnych, jedna dłoń gładząca twarz, druga nacierająca go olejkiem. Zaczynało mu się od tego trochę kręcić w głowie. Usta, język i palce sprawiały, że rozluźniał się całkowicie, że drżał, że pragnął tak mocno poczuć Draco...
Syknął lekko z bólu, ale wyczuwając zaniepokojenie Malfoya, przyciągnął go do pocałunku, bo chłopak już się powoli odsuwał. Znowu syknął, kiedy palce Draco poruszyły się w nim.
- Boże, to naprawdę przyjemne uczucie - wymamrotał, lekko zdziwiony, a Draco zachichotał.
- Myślałeś, że udaję, kiedy ty to robiłeś?
- Nie, ale... ochboże - Harry stłumił jęk, a jego potrzeba spełnienia narastała i narastała coraz szybciej. - To jest... cholera jasna, czemu nie zrobiłem tego wcześniej?
- Nie mów tak, póki nie skończymy - powiedział Draco. - To... ja będę... to będzie bolało, wiesz o tym, prawda?
- Nie obchodzi mnie to. - Harry złapał Malfoya i znów pocałował. - Jedyna rzecz, która teraz mnie boli, to ta, że tak kurewsko chcę dojść, a ty nie wydajesz się śpieszyć - rzucił sfrustrowany.
- Cierpliwości - zaśmiał się Draco.
- Chrzanić cierpliwość - odparł Harry, wciągając Malfoya na siebie i oplatając jego biodra nogami. - Nie mamy całej nocy, Draco - powiedział i blondyn ponownie zachichotał.
- Jesteśmy trochę agresywni, co?
- Proszę, Boże, po prostu rusz się, proszę - wyszeptał, tak bardzo wrażliwy, że niemal doprowadzony do szaleństwa. Malfoy trzymał go na granicy wytrzymałości, przez co Harry był na niego prawie wściekły, szczególnie że Draco robił wszystko nieskończenie powoli.
- Ja... nie chcę zrobić ci krzywdy - powiedział cicho i jeszcze raz go pocałował, a jego ręce i usta doprowadzały Harry'ego niemal do histerii, aż w końcu nie mógł powstrzymać się od nieustających jęków. - Harry... jesteś pewien?
- Kurwa, tak, proszę, już mówiłem, że tak, proszę... - szepnął Harry, a część jego mózgu zastanawiała się, jak może czuć się jednocześnie tak zdesperowany, żeby skończyć i równie zdesperowany, by wszystko trwało tak długo, jak to tylko możliwe.
Malfoy wziął głęboki oddech i poruszył się, a Harry zamknął oczy i przygryzł wargę. Draco miał rację, bolało, i to całkiem mocno. Ale nie miało to większego znaczenia, bo on i Malfoy - w końcu - robili coś tak intymnego, że umierał na samą myśl o doświadczaniu czegoś podobnego z kimkolwiek innym. Był w stanie skupić się tylko na tym - pomijając szybko zanikający ból i oszałamiające podniecenie - jakim cholernym idiotą był, że nie uległ wcześniej. I rozumiał już w zupełności, dlaczego Malfoy nie miał w ogóle nic przeciwko byciu na dole.
Dziwnie było czuć się jednocześnie pełnym władzy i tak bezsilnym. Ciało innego mężczyzny w jego własnym, kontrola nad sytuacją w cudzych rękach - i mimo to nie czuł się wykorzystywany ani przestraszony, ani dotknięty, ani nic innego, czego tak się obawiał. Wrażenie okazało się identyczne z tym, kiedy był na górze, jakby Malfoy nagradzał go niesamowitym przywilejem, jakby był skupiony tylko na nim. Harry mógł wyczuć, że Draco zrozumiał, iż dostał pozwolenie na robienie tego, co właśnie robił - świadczyła o tym jego wytężona koncentracja, gdy z troską upewniał się, że Harry czerpał ze zbliżenia przynajmniej tyle samo przyjemności, co on sam.
Doznanie związane z przyzwoleniem okazało się niewiarygodne. Nie było go, kiedy to on znajdował się na górze, zawsze trochę zdenerwowany, że przypadkowo zrobi Malfoyowi krzywdę. Teraz odpuścił i pozwolił Draco na wszystko, by czuć, jak drży, kiedy wbija się w niego i, trzymając blisko, troskliwie pociąga za sobą.
Harry odrzucił głowę, jęcząc z rozkoszy, gdy Draco splótł razem ich palce, przyciskając jego dłonie do łóżka, czym drażnił go jeszcze bardziej, aż w końcu, w końcu, pchnął troszkę mocniej... i obaj krzyknęli razem, dochodząc.

[T] Bond/Związani DrarryWhere stories live. Discover now