#5

19.6K 1K 318
                                    

ROZDZIAŁ 5

21 października - 22 października

Dzień 23 (środa - ciąg dalszy)

- Niemożliwe. Oni są niemożliwi - mówił Snape kilka godzin później.
Wesoła gromadka znowu zebrała się razem, aby przedyskutować ich przypadek, ale teraz Harry i Draco nie zostali zaproszeni. I czy byli pełnoletni, czy nie, zdecydowano, że więź ma na nich zbyt duży wpływ, żeby mogli sami o sobie decydować. Skonfiskowano im różdżki, wyleczono zranienia i podano eliksiry uspokajające.
A teraz w małym saloniku przed gabinetem Dumbledore'a czekali na to, co się z nimi stanie. Draco siedział na sofie, a Potter przemierzał niestrudzenie pokój i obaj próbowali zignorować przemieszczających się mieszkańców portretów, którzy szeptem plotkowali na ich temat.
- Malfoy - odezwał się Potter z wahaniem, przerywając ciszę. Draco spojrzał na niego. - Mamy kłopoty, prawda?
- Wspaniała zdolność obserwacji, Potter - odparł Draco zmęczonym głosem. - Jak na to wpadłeś?
Jego wzrok spoczął na pokrytej krwią białej koszulce Pottera. I wiedział, że znajdowała się tam również jego krew. Pomfrey była zbyt zdegustowana ich zachowaniem, żeby po wyleczeniu ich ran dać im czas na przebranie się czy umycie.
- Co... - Potter urwał i odchrząknął. - Jak myślisz, co zdecydują?
- Nie mam pojęcia.
- Ja... mam wrażenie, że mi się to nie spodoba.
- Nie wątpię, że mnie także - powiedział Draco. - Jednak nie jestem przekonany, czy w ogóle mają prawo o czymś zdecydować. Obaj jesteśmy dorośli.
- Może nie będą w stanie zmusić nas do czegokolwiek, ale mogą nam wiele rzeczy utrudnić, jeśli ich nie posłuchamy. Mogą nas wyrzucić ze szkoły. Albo wydziedziczyć czy coś takiego, w twoim przypadku.
- Mój ojciec by mnie nie wydziedziczył.
- Serio? A co by zrobił? - Draco zmarszczył brwi. - Malfoy... co on ci może zrobić, że tak bardzo się go boisz? - zapytał Potter z wahaniem.
- Nie boję się go.
- Chrzanisz - odpowiedział Harry bez ogródek. - Boisz się. Wcale nie obchodzi cię tak bardzo, co zrobi Dumbledore albo ktoś inny ze szkoły, ale jesteś przerażony faktem, że twój ojciec jest tam razem z nimi.
- Czy więź zaczęła nagle oznaczać także legilimencję? Nie? Więc nie waż się mówić mi, jak się czuję i dlaczego.
- Nie potrzebuję legilimencji, żeby wiedzieć, co czujesz, a czujesz się tak samo, jak tamtego dnia w szpitalu, kiedy sprzeciwiłeś mu się przy wszystkich. Prawie dostałeś ataku serca.
- Ostatnio bardzo się stresuję...
- To nie ma z tym nic wspólnego. Bałeś się go.
Potter patrzył mu prosto w oczy, nieustępliwie.
Draco przygryzł wargę. Tak, już dawno temu zorientował się, że jego uczucia względem ojca, jego szacunek, podziw i miłość były zabarwione strachem. Zauważył też, że żaden z jego kolegów nie odczuwa tego przeszywającego do szpiku kości lęku przed własnym ojcem. Tego lęku, który on sam tak dobrze znał. Może ich ojcowie nie grozili im regularnie wydziedziczeniem albo nie przypominali cały czas, że jeśli nie spełnią oczekiwań, to skończą marnie, albo w ramach surowego wychowania nie rzucali na nich brutalnych klątw.
Tak, cholernie bał się swojego ojca i miał ku temu dobre powody. Ale nie było szans, żeby przyznał się do tego akurat Potterowi.
Z drugiej strony głupotą było udawanie, że to, o czym mówił Potter, nie było prawdą, bo przecież miał rację. W tej chwili przerażała go obecność Lucjusza w tamtym gabinecie. Nie miał pojęcia, co zrobi mu ojciec, bo już dawno temu przekonał się, że nie ma najmniejszego sensu tego przewidywać. Jego najgorsze obawy bladły zupełnie przy tym, co naprawdę go spotykało.
Przełknął ślinę.
- Do czego zmierzasz, Potter?
- Nie chcę po prostu robić wszystkiego, co oni powiedzą.
- Ja też nie. Ale nie mamy za bardzo wyboru, prawda?
Potter wziął głęboki oddech.
- Chyba nie radzimy sobie z tym za dobrze.
- Po raz kolejny twoje zdolności dostrzegania kompletnie oczywis...
- Zamknij się. Jesteśmy naciskani ze wszystkich stron, nie mówiąc już o nas samych i nawet jeśli będziesz brał eliksir cierpliwości, to nie wystarczy on, byś poradził sobie z twoimi uczuciami w stosunku do mnie czy moich przyjaciół, nie mówiąc już o twoich ocenach.
- Dziękuję ci, Potter. Nigdy sam bym do tego nie doszedł...
- Nie mogę znieść tego, co do ciebie czuję, nienawidzę tego, w jaki sposób traktujesz mnie i moich przyjaciół i tego, jak bardzo popieprzony jest twój światopogląd, i mam naprawdę powyżej uszu bycia na językach całej szkoły i - Potter przełknął ciężko - i jestem kurewsko przerażony na myśl o dopuszczeniu cię blisko mnie albo zbliżeniu się do ciebie.
Draco opadła szczęka. Nastąpiła długa cisza, podczas której przetrawiał to, co właśnie usłyszał.
W końcu odchrząknął.
- Dobrze - zaczął powoli. - Rozumiem, że do czegoś zmierzasz, do czego?
- Musimy to wszystko poukładać sobie jakoś między nami.
- Próbowaliśmy.
- Nie, nie próbowaliśmy. Egzystowaliśmy koło siebie i usiłowaliśmy dać sobie z tym radę, akceptując wszystkie wskazówki, jakich nam udzielano. Praktycznie wcale o tym nie rozmawialiśmy.
- Rozmawialiśmy dzisiaj rano.
- I całkiem nieźle nam poszło.
Draco uśmiechnął się, nie zdając sobie z tego sprawy, póki Potter nie odpowiedział mu uśmiechem.
- Ano tak.
- Czyli jest jakaś szansa. To znaczy, żebyśmy mogli współpracować.
- Tak przypuszczam.
- Więc spróbujmy. Chcesz zrezygnować z zajęć?
- Nie - urwał Draco. No dobra, jeśli Potter wyłożył swoje karty na stół, on pewnie powinien zrobić to samo. Było to sprzeczne z jego ślizgońskim instynktem, ale... Ale alternatywa też mogła okazać się niezbyt zachęcająca, w zależności od tego, co zdecydują w gabinecie Dumbledore'a. - Nie chcę. Ale i tak niczego się teraz nie nauczymy. Ledwo mogę skupić się na tyle długo, żeby napisać moje imię na pergaminie.
Potter uśmiechnął się smutno.
- Wiem, o czym mówisz. Mam wrażenie, jakbym cały czas musiał walczyć, żeby oczyścić umysł, bo jeśli nie... - przerwał i zarumienił się. - Cóż, pewnie możesz zgadnąć, o czym wtedy zacznę myśleć.
- Pewnie tak - zgodził się Draco sucho.
Potter wziął głęboki oddech i przysunął się bliżej.
- To, jak się czuję, jak obaj się czujemy, jest cholernie złe.
- Dlaczego? To tylko fizyczny pociąg. Nie mów, że nigdy wcześniej go nie czułeś.
- Nie tak mocno.
Draco przełknął ciężko.
- Czemu to jest takie złe?
- Bo nie chcę się tak czuć. Nie kochamy się. Nawet się nie lubimy. Nie chcę...
Boże, tylko znowu nie to.
- Potter, mamy po siedemnaście lat. Miłość i lubienie nie ma nic do rzeczy, kiedy chodzi o seks.
- Boję się.
- Czego? - zapytał Draco, zdając sobie sprawę, że było coś niewłaściwego w słuchaniu, co mówił Potter i niewykorzystywaniu tego przeciwko niemu. Ale ojciec był w pokoju obok i Merlin tylko wiedział, o czym tam dyskutowano. Musieli współpracować i musieli to robić teraz.
- Tego, że ktoś mnie skrzywdzi.
- A teraz nie jesteś krzywdzony? - Draco wskazał na zakrwawioną koszulkę Pottera. - Kilka godzin temu o mało nie rzuciłem na ciebie klątwy. Nie mieliśmy zamiaru użyć zaklęcia łaskoczącego czy pomalować się nawzajem na zielono, chcieliśmy naprawdę zrobić sobie krzywdę. Ty jesteś nieszczęśliwy i ja też. Jak uprawianie seksu mogłoby być od tego gorsze?
Potter wzruszył ramionami.
- Strach przed nieznanym, tak mi się wydaje.
Draco pokiwał głową.
- A tak z czystej ciekawości, jak myślisz, co oni tam zdecydują?
- Pewnie żeby dać mi jakiś eliksir albo coś innego, żebym dalej z tym nie walczył. - Potter zarumienił się, odwracając głowę.
- Potter... - Draco wstał i delikatnie położył mu rękę na ramieniu. - Dlaczego to miałby być koniec świata?
- Bo... bo wtedy nie będę miał już żadnej kontroli nad niczym...
- Teraz też nie masz jej za wiele...
- Nie chcę... - Potter spróbował się odsunąć, ale Draco go nie puścił, starając się, żeby jego dotyk był tak delikatny, jak to tylko możliwe, ale nieprzerwany.
- Mogą wcale tego nie zrobić, wiesz o tym, prawda? - Potter objął się ciasno ramionami i Draco zorientował się, że Gryfon drży. - Potter. Znowu panikujesz. - Zaczął przenosić na niego swój spokój, czując, jak towarzysz powoli się uspokaja.
Wtedy Potter przykrył jego rękę swoją dłonią, ich oczy się spotkały i zupełnie nagle przestało chodzić o nerwy, strach czy gniew. Nadal targały nimi emocje, mimo uspokajających eliksirów, ale teraz ich ręce się dotykały, a stale obecne przyciąganie znowu znalazło się na pierwszym miejscu. I Draco nie marzył już o niczym innym, tylko o tym, żeby przysunąć się bliżej, i wtedy Potter naprawdę to zrobił, i zostało między nimi tak mało miejsca, ale Potter był zdenerwowany i Draco nie chciał go spłoszyć, łamiąc swoją obietnicę dotyczącą nienaciskania, i wtedy Potter przysunął się jeszcze trochę, tak blisko, że Draco mógł poczuć jego oddech, i obaj spojrzeli na swoje złączone dłonie, a ich czoła oparły się o siebie, i Draco westchnął, zanim zdążył się opanować.
Na Merlina... To było absurdalne. Czekali przed gabinetem dyrektora i powinni w tej chwili rozmawiać o tym, co zrobić. Zamiast tego on był mocno podniecony i z całą pewnością mógł powiedzieć, że Potter również. A wtedy druga ręka Pottera dotknęła jego ramienia i powędrowała do jego karku, policzka i Draco zamknął oczy, i poddał się temu dotykowi, i poczuł, jak ugięły się pod nim kolana, i to było niesamowite.
Otoczył Pottera ramionami, przyciągając go jeszcze bliżej i Potter trząsł się lekko, a Draco próbował bezskutecznie uspokoić oddech. Czuł ucisk w klatce piersiowej, przenikające całe jego ciało dreszcze i urywany oddech Pottera, tak samo jak dzisiejszego ranka, kiedy śnił. Podniósł wzrok i napotkał jego spojrzenie.
- O Boże - powiedział Potter bardzo cicho, jedną ręką dalej gładząc policzek Draco, a drugą wplatając w jego włosy. Ich wpatrywanie się w siebie zaczynało robić się niezręczne, ale Draco nie miał pojęcia, jak to dalej poprowadzić. Gdyby Potter był dziewczyną, bez wątpienia następnym logicznym krokiem byłby pocałunek, ale z chłopakiem... i to takim, którego właściwie nawet nie lubił... i takim, który sam nie wiedział, czy tego chce... Co powinni zrobić?
Draco pomyślał, że prawdopodobnie wyglądali jak idioci. Obaj podnieceni, ale niemający pojęcia, co dalej z tym wszystkim począć. Potter przysunął się bliżej i teraz stali przytuleni do siebie, i to było trochę zbyt intensywne, bo doskonale czuł erekcję Pottera i wiedział, że on może poczuć jego, i to było po prostu... Odsunął się nieco, a Potter wydał z siebie stłumiony chichot.
- Nie za bardzo wiesz, co teraz zrobić, co?
- Ee... nie.
- A myślałem, że to ja jestem niedoświadczony.
Potter pogładził dłonią jego policzek, a Draco westchnął. Och, to było naprawdę, naprawdę przyjemne. Przesunął ręce wzdłuż pleców Pottera na jego biodra i poczuł, jak jego puls jeszcze bardziej przyśpieszył.
Ponownie przysunął się bliżej, rejestrując nikłą częścią swojego mózgu, która jeszcze jako tako funkcjonowała, że ta cała więź nie była aż taka zła. Zaklęcie, które potrafiło zmienić zwykłe dotykanie się przez ubrania w coś tak intensywnie przyjemnego miało jednak jakąś wartość. Nic dziwnego, że ludzie używali tego zaklęcia nawet, jeśli już byli w sobie zakochani.
Jedna dłoń Pottera dalej spoczywała na jego policzku, a druga delikatnie pieściła kark. Draco zamknął oczy, odchylił głowę do tyłu i westchnął.
- Tak dobrze? - spytał cicho Potter i Draco zadrżał lekko, kiedy oddech partnera owiał jego szyję. Przytaknął, starając się oddychać normalnie, z pulsem galopującym tak szybko jak u Gryfona.
Podniósł rękę do jego twarzy i dotknął policzka. Potter poddał się temu i przycisnął usta do wewnętrznej strony dłoni Draco, który poczuł przeszywającą go rozkosz.
Odruchowo lekko się odsunął i Potter też zaczął to robić, ale Draco mruknął:
- Nie, nie przestawaj, to było... um, nie przestawaj... - I już przysuwał się bliżej, i już czuł oddech Pottera na swoim policzku i nagle miał gdzieś, czy powinien to zrobić, czy nie, chciał tylko... ale... do cholery...
Ich usta były tak blisko siebie. Gdyby Potter chciał, na pewno by się odsunął, prawda? Draco przybliżył się ostrożnie, oddech Pottera zaczął się urywać, ale chłopak się nie poruszył. I nagle Potter pokonał te ostatnie dzielące ich centymetry i ich usta się spotkały. I nie miało już najmniejszego znaczenia, co się właśnie stało, bo wargi Pottera były miękkie, a całowanie go wcale nie różniło się tak bardzo od całowania innych osób, było zmysłowe i pobudzające i ekscytujące, ale jednak odrobinę zbyt intensywne, bo Draco był już na krawędzi, a pragnął tego tak bardzo przez czas, który zdawał się trwać wieki, i wtedy usłyszał cichy pomruk przyjemności, który wydał jeden z nich i naprawdę nie miało znaczenia który...
- Och.
To na pewno Potter wydał ten cichy dźwięk, który zawisł w przestrzeni pomiędzy nimi. Draco przechylił głowę, a Potter otworzył lekko usta i ich języki zetknęły się delikatnie i och, to naprawdę nie różniło się tak bardzo od całowania dziewczyny - może poza tym, że dziewczyny, które Draco całował, nigdy nie przyciągały go do siebie z siłą równą jego własnej. I ten dźwięk, który wydał z siebie Potter, brzmiał znacznie niżej, i dochodziła jeszcze świadomość tego, że było inaczej - ale nie mógł stwierdzić, czy dlatego, że Potter był chłopakiem, czy dlatego, że chodziło tutaj o więź, zresztą to i tak nie miało większego znaczenia.
Ale fakt, że zaczynało mu się lekko kręcić w głowie, miał znaczenie. Zawroty głowy i niepokój, że w każdej chwili z gabinetu Dumbledore'a mógł wysypać się tłum ludzi i im przeszkodzić. Z tego powodu jednocześnie chciał wszystko przyśpieszyć, żeby mogli... nieważne... zanim to się stanie i zwolnić, żeby nie przerwano im w nawet bardziej nieodpowiednim momencie.
Ale, Merlinie, ten żar i podniecenie wywołane pieszczotą dotykających się ust i języków - teraz już mniej delikatnie, z większą pewnością, większym pożądaniem... nie, nie był w stanie tego przerwać...
- Uch. - Potter oderwał się od niego na chwilę. - Powinniśmy, chyba powinniśmy... - I pocałował Draco ponownie, jęknął cicho, a Draco nie wiedział i nie chciał wiedzieć, co Potter miał na myśli. Poza tym, że Potter prawdopodobnie uważał...
- Tak, powinniśmy - szepnął Draco. - Powinniśmy... eee. - Znowu pocałował Pottera. - Musimy prze... - Potter przerwał mu kolejnym pocałunkiem i to wcale nie zmierzało w dobrą stronę, było jak mówienie umierającemu z głodu, żeby po dwóch miesiącach głodówki przestał jeść, to po prostu nie mogło się wydarzyć.
- Nie, nie, musimy... - Potter oderwał się od niego, oddychając ciężko i położył rękę na piersi Draco, odpychając go nieznacznie i Draco mógłby poczuć się odrzucony i zły, ale było to raczej trudne, skoro druga ręka Pottera obejmowała go ciasno w pasie. Potter oddychał ciężko i teraz, opierając czoło na ramieniu Draco, wymamrotał cicho:
- Boże, nie miałem pojęcia, że tak trudno będzie... eee... przestać. - Draco zaśmiał się, a Potter dołączył do niego chwilę później.
- No tak, ta część nigdy nie jest miła.
- Och, cudownie! - Obaj podskoczyli na dźwięk głosu dobiegającego od drzwi, a uzdrowicielka Esposito zachichotała. - Myślałam, że nigdy nie zrobicie przerwy na zaczerpnięcie oddechu.
Zaczęli odsuwać się, ale Potter wzmocnił uścisk i nadal stali blisko siebie, kiedy uzdrowicielka zamknęła drzwi i do nich podeszła.
- Pomyślałam, że chcielibyście wiedzieć, co się dzieje albo raczej, co się właśnie stało - powiedziała, usadawiając się wygodnie na oparciu jednego z foteli. - Generalnie zgodziliśmy się co do tego, że sobie nie radzicie i musimy zainterweniować, ale w tym momencie nasza jednomyślność się skończyła. Jeden obóz uważał, że najlepszą opcją jest eliksir dla pana, panie Potter - Potter gwałtownie wciągnął powietrze, a Draco odruchowo pogładził go uspokajająco po plecach - a drugi twierdził, że jakiś eliksir zmieniający osobowość potrzebny jest panu, panie Malfoy. Ścierały sie także opcje zawieszenia was w prawach ucznia na czas nieokreślony i wysłania prosto do mnie, do Świętego Munga. Pański ojciec, zapewne to pana zainteresuje, panie Malfoy, zadeklarował pomoc w poparciu tego pomysłu, obiecując „zmotywować" pana w odpowiedni sposób, jeśli nie zgodzi się pan na taki kierunek działania.
Draco powstrzymał dreszcz, zastanawiając się, czy jego ojciec powiedział na głos, co to miało znaczyć i z rozmysłem unikał zaciekawionego spojrzenia Pottera.
- Cóż. - Uzdrowicielka obdarzyła ich szerokim uśmiechem. - W skrócie to by było na tyle. Nie, żeby to miało jeszcze jakieś znaczenie, ale pomyślałam, że chcielibyście wiedzieć.
- Dlaczego... eee, dlaczego to nie ma znaczenia? - Głos Pottera był ochrypły i drżał lekko. Uzdrowicielka uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.
- Ponieważ, kiedy wyczułam, co się tutaj dzieje, postawiłam się im i zarządziłam zawieszenie jakichkolwiek dalszych dyskusji na ten temat.
- Wyczuła pani... Zawieszenie... jak? - mówili jeden przez drugiego i Esposito gestem nakazała im usiąść.
- Wyczułam to, bo jestem specjalistką od zaklęć wiążących i szkolono mnie, żeby wyłapywać najmniejsze oznaki poprawy u moich pacjentów, nawet jeśli znajdują się oni w pewnej odległości. Ale nie sądzę, żebym potrzebowała jakiegokolwiek szkolenia, żeby poczuć, co się tutaj działo, pewnie pół szkoły to poczuło.
- Co?!
- Och, na miłość boską, proszę się uspokoić, panie Potter, przesadzam oczywiście.
Ja to wyczułam, tak samo jak pani Pomfrey i profesor Dumbledore. I, z jakiegoś powodu, profesor Snape.
Draco zauważył z rozbawieniem, że Potter lekko zbladł, słysząc ostatnie słowa.
- Każde zaklęcie, które jest aktywowane w tak silny sposób, wysyła pewną ilość energii na zewnątrz. Zapewniam was jednak, że nie musicie się martwić tym, że cała szkoła wie o waszej romantycznej aktywności. Tak czy siak mamy zawieszenie, ponieważ ja nigdy nie wtrącam się, jeśli pary same próbują uratować swoją więź, a próby te są szczere.
- Jakie... jakie próby?
- Oczywiście, nie wiem dokładnie, co do tego doprowadziło - machnęła ręką na nich obu i Draco poczuł, że lekko się rumieni - ale przypuszczam, że poprzedziła to jakaś dyskusja, której efektem było porozumienie w kwestii próby rozwiązania problemu wspólnymi siłami.
Draco i Potter przytaknęli, lekko speszeni.
- No więc właśnie. Nie mamy co prawda żadnej gwarancji, że zadziała, ale to z pewnością krok w dobrym kierunku, a ja zawsze byłam zwolenniczką takich prób i dawania im szansy, a nie przejmowania od razu kontroli. Twój ojciec - kiwnęła w kierunku Draco - nie był zbyt zadowolony i zagroził, że zażąda cofnięcia mojej licencji uzdrowicielskiej. Ale prawdą jest, że jestem uzdrowicielką i będzie musiał dostosować się do moich poleceń, czy tego chce, czy nie. A moim zaleceniem jest, żeby dać wam trochę czasu tylko dla was, żebyście mogli kontynuować to, co udało się tutaj zacząć. Tak długo, jak długo będziecie szczerze zdecydowani rozsądnie wykorzystać ten czas.
- Co to oznacza? - zapytał Draco ostrożnie.
- Nie będziecie chodzić na zajęcia do następnego poniedziałku i macie się do tego czasu cholernie dobrze poznać jako małżonkowie, a przede wszystkim jako ludzie, a nie rywale. Zasugerowaliśmy to już na samym początku, ale oczywiście wtedy nie wiedzieliśmy nic o waszych wzajemnych stosunkach, prawda? Z których wy doskonale zdawaliście sobie sprawę - prychnęła rozbawiona.
- Ale...
- Sza, panie Potter. Zostańcie u siebie albo idźcie na błonia. Porozmawiajcie o swoim dzieciństwie, dowiedzcie się, jakie są wasze ulubione potrawy, drużyny quidditcha. Jeśli wam to pomoże, porozmawiajcie o quidditchu i o tym, jak się czujecie, wiedząc, że nie możecie już grać. Spróbujcie jakoś zaakceptować wzajemny pociąg seksualny. Nie róbcie nic innego przez te kilka dni.
- Pozabijamy się - stwierdził Draco beznamiętnie.
- Nie pozabijacie się. Udowodniliście już, potraficie nad sobą panować, pomimo wrogiej przeszłości, różnych charakterów i stresującej sytuacji, w której się znajdujecie. Udowodniliście, że umiecie sobie jakoś radzić, tak długo, jak macie wsparcie i nie jesteście zbyt sfrustrowani. Udawało wam się to przez sześć dni po tym, jak wypuszczono was ze szpitala.
- Pobiliśmy się. I o mało nie zaczęliśmy rzucać w siebie klątwami - wytknął jej Potter.
- To było tylko napięcie seksualne, wynikające z więzi, połączone z presją ze strony szkoły. To spowodowało ostatni kryzys.
- Jak może być pani tego taka pewna?
Wzruszyła ramionami.
- Nie mogę mieć stuprocentowej pewności. Mogę tylko podzielić się moją przemyślaną opinią, opartą na obserwowaniu przez dwadzieścia pięć lat, jak pary o najróżniejszych osobowościach połączone więzią rozwiązują swoje problemy. Jednakże doszły mnie słuchy, że żaden z was nie panuje zbyt dobrze nad swoim temperamentem. I najwyraźniej takie sytuacje z wymykaniem się magii spod kontroli zdarzały się panu już wcześniej, czyż nie, panie Potter?
- Tak.
- Ale nie przez kilka ostatnich lat. Uważam, że dzisiejszy incydent był wynikiem tego, że wasze emocje karmiły się wzajemnie i dlatego całe zajście było tak... spektakularne.
- Więc jak zostawienie nas samym sobie ma cokolwiek...
- Och, nie nie, koniec z walką. I nie zostaniecie tak naprawdę sami. Będę was monitorować, a wy dostaniecie świstoklik do Świętego Munga, który będziecie nosić przez cały czas i aktywujecie go, gdy któryś z was poczuje się chociaż trochę zagrożony.
- Ale wydawało mi się, że cały pomysł z powrotem do naszych dormitoriów był po to, żebyśmy nie zostali sami...
- I dalej to popieram. Wrócicie, ale dopiero wtedy, kiedy uporacie się z tym całym poznajmy-się-lepiej. Nikt nie będzie was zmuszał do przebywania w odosobnieniu przez resztę roku. Spędzicie razem tylko cztery dni wolne od szkoły i stresów z nią związanych. Pokazaliście już, że sobie poradzicie.
Draco i Harry gapili się na nią bez słowa.
- Jakieś pytania? - Uśmiechnęła się na widok ich skonsternowania. - W takim razie dobrze. Wróćmy teraz do waszych kwater.
- Ale co z...
- Proszę się nie przejmować nikim innym obecnym w tamtym gabinecie, panie Malfoy. Chodźcie za mną. To polecenie uzdrowiciela.

[T] Bond/Związani DrarryWhere stories live. Discover now