Rozdział VIII

89 20 3
                                    

- Jongdae!

Krzyki.

Stukot butów o podłogę.

Ktoś go dotykał.

Ktoś nim potrząsał.

Ktoś coś do niego mówił.

Ciemność.

-------

Obudził się w pomieszczeniu, którego na początku nie rozpoznał. Nie był to jego pokój. Nie był to szpital. Rozejrzał się dookoła i zauważył siedzącą na krześle postać. Podniósł się powoli, by móc dokładniej się przyjrzeć.

- Nie wstawaj. - Rzucił  chłodno mężczyzna.

- Baek? Co ja tu robię? Dlaczego nie jesteśmy na treningu? - zapytał zdezorientowany wokalista. Sylwetka nierozpoznawalna w ciemności jednak doskonale rozpoznawalna w oczach Jongdae uniosła się z krzesła i podeszła do łóżka, na którym leżał chłopak.

- Jedz. - Powiedział ostro starszy przyjaciel, podając mu batona, który wyglądał na zbyt kalorycznego, żeby ten mógł go wziąć do buzi.

- Nie jestem głodny - odpowiedział szybko. - Mdli mnie. - Dodał po chwili namysłu. Niestety, Baekhyun tego nie kupił.

- Zjedz batona, Dae.

- Zwymiotuję, jeśli coś teraz zjem, proszę, nie teraz.

- Nie każ mi na siłę wpychać ci go do gardła.

- Baek, proszę cię... - Jongdae był blisko płaczu, jednak jego przyjaciel stał nad nim niewzruszony.

- Chyba śnisz. Sehun niósł cię z powrotem do mojego pokoju. Mówił, że prawie nie czuł cię na rękach. Ile ważysz aktualnie? Na pewno mniej niż powinieneś. Mówiłem ci, żebyś nie przesadził! - krzyknął zdenerwowany mężczyzna, podsuwając nieszczęsny kawałek wafla polanego czekoladą prawie pod sam nos swojego przyjaciela. - Udowodnij mi, że się mylę. Błagam Dae, jeden baton...

W pokoju zapanowała cisza.

On wie. Umysł młodego wokalisty krzyczał, panikował. Jednak sam chłopak nie mógł nic zrobić.

- Nie. - odparł ostro po czym powoli zaczął wstawać z łóżka. Musiał uciec. Od Baekhyuna, od tego przeklętego grzechu, który patrzył na niego pod postacią czekoladowego kawałka obrzydlistwa.

Jego przyjaciel jednak był silniejszy niż on i wcisnął go w materac.

- Udowodnij mi, że jesteś tym Dae, którego znam i kocham! - krzyknął ze łzami w oczach, przytulając z całej siły wrak swojego najcenniejszego przyjaciela, jakby delikatniejszy uchwyt sprawił, że te resztki, które ściskał znikłyby na zawsze.

Jongdae siedział cicho, opleciony ramionami Baekhyuna, czując jak łzy spływają po policzkach zarówno jego jak i jego przyjaciela.

- Ty po prostu nic nie rozumiesz. Dobrze jest być idealnym bez najmniejszego wysiłku, co? - spytał ostatecznie, odpychając starszego chłopaka od siebie i wychodząc z pokoju. Zignorował ból w klatce piersiowej gdy jego przyjaciel po raz ostatni wymówił jego imię i skupił się na znajomych mroczkach przed oczami.

Nie potrzebował Baekhyuna. Potrzebował tylko Stromae.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

No to się porobiło~

If you love for(n)ever ·°.Chen.°·Donde viven las historias. Descúbrelo ahora