Two hearts in one home.

84 5 1
                                    

Potworny ból przeszywał moje kości i stawy. Obudziłem się nad ranem, a w pokoju było ciemno, ponieważ rolety były zasunięte. Przez chwilę siedziałem na łóżku okryty kołdrą i próbowałem przyzwyczaić swoje oczy do ciemności, by móc w końcu coś zobaczyć. Odwróciłem głowę w bok, ale Louisa nie było. Jego ubrania lepiły się do mojego ciała od potu. Zarzuciłem na siebie kołdrę i wyszedłem z pokoju. Przeszukałem całe mieszkanie, ale najwidoczniej wyszedł. Nalałem wody do czajnika; uznałem, że ciepła herbata dobrze mi zrobi. Ciągle było mi zimno, więc wróciłem do sypialni i zacząłem przeszukiwać szafę Louisa, żeby wyjąć z niej jakąś ciepłą bluzę. Oczywiście, od naszego rozstania nic się nie zmieniło i wciąż był okropnym bałaganiarzem, zatem i na półkach nie było porządku. Wszystkie ubrania były po prostu wrzucone do szafy i ciężko było coś znaleźć. W końcu jednak zauważyłem jego starą, czerwoną bluzę. Złapałem jej rękaw w palce i pociągnąłem do siebie. Kilka ubrań wypadło na podłogę, a między nimi jakieś kartki. Podniosłem je i.. zamarłem. Nie były to kartki. To były zdjęcia. Nasze zdjęcia. Na pierwszym leżeliśmy razem przytuleni na kanapie, a ja grałem w jakąś grę na konsoli. Na drugim widniałem ja, stojący w kuchni naszego dawnego domu. Pamiętałem ten dzień. Mieliśmy wtedy rocznicę, ale byliśmy zbyt zajęci sprawami zawodowymi, żeby móc gdzieś wyjść, więc ugotowałem dobrą kolację i mogliśmy spędzić razem tylko wieczór. Mimo wszystko i tak było cudownie. Kolejne zdjęcie i my nad morzem. Louis trzymał mnie w pasie od tyłu, kiedy siedzieliśmy w piasku, uśmiechając się do aparatu. W tle widać było ogromną falę, która później w nas uderzyła i popsuła nasz piaskowy zamek. Na następnej fotografii śpię razem z siostrą Louisa na podłodze. Nie pamiętałem, kiedy zrobił to zdjęcie, pewnie byliśmy wyczerpani po zabawie i dlatego usnęliśmy, lecz na jego widok na moją twarz wpełzł niekontrolowany uśmiech. Ja w szlafroku, pijący poranną kawę przy stole. Louis siedzący mi na kolanach, całuje mnie w czoło. Ja grający na gitarze, siedząc przy kominku. My całujący się pod jemiołą w domu jego rodziców. Szybko przeglądam resztę fotografii. Wszystkie są z czasów, kiedy byliśmy jeszcze razem i nie ma ani jednej, na której by mnie nie było. Nie mogłem zrozumieć, po co wciąż je trzymał i to jeszcze w takim miejscu. Może były to tylko moje odczucia, ale uważałem trzymanie fotografii w ubraniach za intymne. Kiedy zamieszkaliśmy razem, zrobiłem mu zdjęcie podczas pierwszego wspólnego poranka. Louis spał wtedy przytulony do mojego boku; wyglądał tak uroczo, że nie mogłem się oprzeć. Po wywołaniu zdjęcia schowałem je do notesu, który włożyłem między ubrania, bo nie chciałem się przyznawać, że zrobiłem coś tak, w moim mniemaniu, żałosnego. A teraz Louis robił to samo. Nerwowo sięgnąłem ręką do środka szafy, włożyłem dłoń pod ubrania i przeciągnąłem nią po półce. Znalazłem tylko kawałek papieru. Wyjąłem go i usiadłem na skraju łóżka. Rozwinąłem kartkę i zacząłem czytać, mimo drżenia rąk.

„Powiedziałem „nigdy" i cholernie żałuję. Obiecałem, że tego nie zrobię i tylko ta obietnica mnie tu trzyma. Nie łamę obietnic, a w szczególności tych złożonych Tobie. Kurwa, to bez sensu. I tak tego nie przeczytasz."

Tusz, którym napisane było ostatnie zdanie, jest rozmazany. Louis płakał, kiedy pisał ten list i nie miałem, co do tego wątpliwości. Kartka była cała pognieciona, pewnie chciał ją wyrzucić. Odtwarzałem w głowie całą tę sytuację, myślałem o tym, jak musiał się czuć, kiedy to pisał. Cały jego sposób zachowania był tylko maską, która przykrywała jego prawdziwe emocje, siedzące w środku niego. Wiedziałem, że był wrażliwy, ale nawet nie wyobrażałem sobie, że mógł trzymać w sobie aż tyle smutku i złości. Tęsknoty. Przede wszystkim tęsknoty. Obiecał i tylko dlatego wciąż był ze mną. Tylko przez jedno, pieprzone „nigdy", bo słowa, które wypowiedział w moją stronę, były dla niego ważniejsze, niż cały ból, którego nie mógł uniknąć. Zrobiło mi się cholernie przykro, bo od razu pomyślałem o tym, co mu powiedziałem w dniu rozstania z Brucem. „To jest twoje wciąż cię kocham?". A jednak kochał. Przeklinałem się w myślach za wszystko, co robiłem, a w szczególności za tę przekletą imprezę, na której tak chętnie okazywałem uczucia Bruce'owi. Wrzuciłem wszystko z powrotem do szafy, żeby Louis nie zauważył, że naruszyłem jego prywatność. Wróciłem do kuchni po herbatę, która co prawda zdążyła już trochę wystygnąć, ale wciąż dało się ją pić, więc usiadłem na parapecie z kubkiem w dłoniach. Za oknem przeraźliwie padało, a wiatr zrzucał liście z drzew. Zastanawiałem się, gdzie Louis mógł wyjść w taką pogodę. Nie trzymał mnie długo w niepewności, bo zaledwie po chwili usłyszałem dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Louis wszedł do mieszkania, trzymając w ręce jakąś reklamówkę.

-Nie śpisz już. – zauważył. –Przepraszam, musiałem zawieźć dziewczyny do szkoły, sam widzisz, co się dzieje za oknem.

Pokiwałem głową, a on odwiesił mokrą kurtkę na wieszak. Wyjął pudełko z reklamówki i mi je podał.

-Naleśniki. – powiedział, siadając naprzeciw mnie.

-Nie mogłeś.. ach, tak.

-To był ostatni raz, kiedy robiłem naleśniki. Nie powinienem zbliżać się do kuchni. – zaśmiał się.

Odwzajemniłem uśmiech i postawiłem kubek między nogami. Otworzyłem pudełko, w myślach zachwycając się zapachem naleśników z czekoladą i owocami.

-Uhm.. rozmawiałem też z moją przyjaciółką, która jest prawnikiem. Powiedziała, że jeśli Bruce się pojawi, to możemy załatwić mu zakaz zbliżania się do ciebie. Uznała też, że lepiej by było, gdybyś nie wychodził teraz z domu. – dodał.

-Och, nie będzie z tym problemu. Wczoraj wyszedłem tylko na chwilę, a i tak zdążyłem się przeziębić. Nie powiem, żeby specjalnie mnie to zachęciło do wyjścia z domu. – odparłem.

-Źle się czujesz? Zaczekaj, powinienem mieć jakieś leki.

Powłóczyłem się za nim do kuchni. Stanął na palcach, żeby sięgnąć do najwyższej półki. Zagryzłem wargę, powstrzymując się od uśmiechu. Kątem oka zobaczyłem, że jest tam też wiele leków nasennych i muszę przyznać, że mocno mnie to zmartwiło.

-Masz problemy ze snem?

-Ee.. nie. Czasem mi się zdarzało, że nie mogłem zasnąć. – odpowiedział niechętnie.

-Wiesz, że tych leków nie można mieszać? Masz ich tam sporo.

Louis pokiwał głową i wciąż szukał odpowiedniego opakowania. W końcu wyjął listek jakiegoś leku i zrezygnowany westchnął głośno.

-Mam tylko witaminę C, mam nadzieję, że chociaż trochę ci pomoże.

Połknąłem tabletki i popiłem je herbatą. Dokończyliśmy wspólnie śniadanie, a ja wspomniałem, że powinienem już chyba wracać do domu.

-Chyba oszalałeś. Nie ma mowy, że puszczę cię w takim stanie. – odparł, przecząco kręcąc głową.

Zaśmiałem się cicho i spojrzałem mu głęboko w oczy, gdy zamilkłem. Odepchnąłem się rękoma od blatu i podszedłem do niego. Niewiele myśląc, ująłem jego twarz w dłonie. Louis wstrzymał oddech, niepewnie patrząc w moje oczy, doszukując się w nich odpowiedzi, co zrobię jako następne. Wpiłem się w jego usta, całując go namiętnie przez kilka minut. Włożył mi ręce pod koszulkę, gładząc mnie po plecach i żebrach.

-Teraz zdecydowanie nigdzie cię nie puszczę. – szepnął.

For your eyes onlyWhere stories live. Discover now