"Just a little bit of your heart is all i want."

96 8 2
                                    


Wykasujcie z głowy wszystko to, co powiedziałem o silnej miłości, myliłem się. Nie ma takiej.

-Musimy porozmawiać.

Tak właściwie, chyba nie mieliśmy o czym. To była już tylko zwykła formalność, o której nawet nie musieliśmy mówić, bo obaj doskonale wiedzieliśmy, co się stanie. Mimo wszystko może pozostawienie tego bez chociaż słowa wytłumaczenia byłoby okrutne, zważając na to, ile razem przeżyliśmy. Usiedliśmy zatem naprzeciwko siebie przy stole w kuchni, przez dłuższy czas w ciszy zbierając myśli.

-Na pewno wiesz, co chcę powiedzieć, a ja nie chcę nic utrudniać.

-Chcesz odejść. – powiedziałem obojętnie.

-Harry, tak będzie lepiej. Sam widzisz, że od jakiegoś czasu jest inaczej i wiele się zmieniło w naszym życiu; my też się zmieniliśmy i może po prostu nie jesteśmy sobie już dłużej pisani? Nie wiem, ale nie chcę, żebyśmy byli dla siebie wciąż problemem. – ton jego głosu był bardzo stanowczy.

Szczerze, spodziewałem się rozstania, ale nie tego, że Louis uzna mnie za problem. Przyznam, że zabolało mnie to, nawet bardzo. Poczułem się nagle jednocześnie zawiedziony, rozzłoszczony, smutny i tysiąc innych określeń. Spojrzałem w jego oczy, ale nie zobaczyłem tam zupełnie nic, tylko pustkę. Louis mówił to bez żadnych emocji, zrozumiałem zatem, dlaczego się rozstajemy. Coś między nami się zmieniło, a dokładniej jedno z nas przestało kochać drugie. Cześć, jestem drugie.

-Uhm, ja.. pójdę teraz spakować swoje rzeczy i za dwie godziny już mnie nie będzie. – dodał, odchodząc od stołu.

Jedyną rzeczą, która nie zmieniła się tego dnia, było moje wyjście. Założyłem na siebie kurtkę i wyszedłem z domu. Zupełnie nie wiem jak, ale znalazłem się w naszym ulubionym miejscu, na pagórku w lesie. Usiadłem na ziemi i zacząłem skubać trawę. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że właśnie się rozstaliśmy. Niby się tego spodziewałem, ale chyba nie byłem do końca na to gotowy. Pomyślałem, że wszystko się diametralnie zmieni, a ja nie wiem, jak sobie z tym poradzę. W końcu jeszcze nigdy nie żyłem całkiem sam, pomimo moich dwudziestu paru lat na karku, a naprawdę nie chciałem tego próbować. Zrozumiałem, że Louis już nie zrobi mi rano płatków, brudząc przy tym więcej naczyń niż to potrzebne, już nie zrobi mi tej herbaty, która była tak naprawdę zwykłą herbatą, ale smakowała dużo lepiej, kiedy to on ją robił. Nie przytuli mnie już więcej do swojego nagiego torsu w nocy i nie pocałuje w czoło, kiedy obudzę się rano. Nie pogłaszcze po dłoni, kiedy będę smutny i nie roześmieje się już z mojego kiepskiego żartu, tylko po to, by sprawić mi przyjemność. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę to miejsce już nawet nie jest nasze, bo nas już nie ma. Nie ma i już nigdy nie będzie. Co gorsze, rozstaliśmy się w tak okropny sposób – bez emocji, podając sobie tylko informację „między nami wszystko skończone" i godząc się z tym, tak po prostu. Byłem tak skołowany, że nie wiedziałem, co się dzieje.

Wróciłem po trzech godzinach do domu, żeby mieć pewność, że Louisa już nie będzie. Nie chciałem patrzeć, jak wyprowadza się z naszego wspólnego domu, bo chyba pękłoby mi serce z żalu. Rzuciłem kurtkę na podłogę i położyłem się do łóżka, przykrywając się kołdrą aż po sam nos. Już teraz odczuwałem pustkę po drugiej stronie łóżka, a co dopiero miało nastąpić później? Miałem nadzieję, że się przyzwyczaję. Pościel była potwornie zimna; nie mogłem znieść jej dotyku na mojej skórze.

Obudziłem się wczesnym rankiem, kiedy słońce wciskało się do sypialni przez szpary w roletach, rażąc mnie w oczy. Leniwie podniosłem się z łóżka i zszedłem na dół, czując przyjemną woń kawy już ze schodów.

-Gemma? – zapytałem zdziwiony, kiedy zobaczyłem moją siostrę w kuchni.

Wszystko powoli zaczęło do mnie docierać, cały wczorajszy dzień i to, że od wczoraj żyję i mieszkam samotnie.

-Pomyślałam, że wpadnę sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale spałeś, a nie chciałam cię budzić.

-Dlaczego coś ma być nie w porządku? – zapytałem, nalewając sobie kawy do kubka.

-Rozmawiałam wczoraj z Louisem. – odparła niepewnie po chwili zastanowienia. –O wszystkim mi powiedział.

-Och.

-Tak mi przykro, skarbie. – szepnęła, obejmując mnie.

-Niepotrzebnie. Wszystko jest okej.

Odsunęła się ode mnie zdziwiona, zaglądając mi w oczy. Uśmiechnąłem się do niej promiennie, pociągając łyk kawy z kubka.

-Naprawdę. – dodałem po chwili. –Szczerze mówiąc, to jestem umówiony za dwie godziny i nie chcę cię zbywać, ale muszę wziąć prysznic i zacząć się szykować.

- Zobaczymy się wieczorem?

-Może jutro po południu? Wpadnę do was na obiad.

Pożegnałem ją, zapewniając jeszcze raz, że wszystko jest naprawdę w porządku, bo nie chciała mi uwierzyć, a następnie zrobiłem sobie śniadanie. Tak właściwie, to okłamałem Gemmę. Nie byłem z nikim umówiony, ale chciałem zostać po prostu sam i dać sobie trochę czasu na przyswojenie wszystkiego, a gdybym powiedział jej to wprost, na pewno uznałaby, że się załamałem. Nie, żeby było inaczej, ale po wczorajszym zachowaniu Louisa nie chciałem pozostać gorszy i wyjść na desperata.

Wziąłem prysznic i przebrałem się w czyste ubrania. Zawsze, kiedy nie czułem się w humorze, sprzątałem i może niektórym wydaje się to dziwne, ale mnie to uspokajało. Posprzątałem zatem cały dom bardzo dokładnie. Wyjmując ubrania z kosza na pranie zobaczyłem, że Louis zapomniał o swojej ulubionej ciemnozielonej bluzie. Wciąż trzymając ją w rękach, osunąłem się po ścianie i usiadłem na podłodze. Jak miałem żyć dalej, kiedy on wcale nie zniknie tak łatwo z mojego życia? Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że straciłem go na zawsze. Odszedł z mojego życia, brutalnie zabierając mi połowę serca i wyrywając duszę. Odebrał mi wszystko, czego kiedykolwiek chciałem – miłość i szczęście. Łzy płynęły mi po policzkach i spadały na koszulkę, a po chwili utworzyły na niej mokrą plamę. Nie mogłem się uspokoić, chociaż próbowałem za wszelką cenę. Wtuliłem się w jego bluzę, zachłannie wdychając jej zapach. Nie była pierwszej świeżości, bo leżała w koszu z innymi ubraniami, ale wciąż pachniała Louisem. Postanowiłem, że pozbędę się jej jak najszybciej, ale nie potrafiłem jeszcze tego zrobić. Wrzuciłem ją do pralki, włączyłem odpowiedni program i poszedłem napić się kawy. Tylko to było w stanie względnie mnie uspokoić, a nie mogłem się przecież rozklejać, bo Louis tego nie robił.

Resztę dnia spędziłem na odkurzaniu, myciu podłóg i generalnym sprzątaniu. Dopiero wieczorem, kiedy nie miałem już innych zajęć i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, myśli zapanowały nad moim umysłem i już nie potrafiłem od nich uciec. W barku znalazłem whiskey, włączyłem Przyjaciół i usiadłem na kanapie, okrywając się kocem. Przesiedziałem tak cały wieczór, aż wypiłem całą butelkę i byłem naprawdę pijany, a właściwie to ledwo przytomny i dopiero wtedy pozwoliłem na dobre płynąć łzom. Wszystkie emocje powoli opuszczały moje ciało, a ja czułem, że ta cała sytuacja, to tylko moja wina. Byłem wiecznie bezczynny i mimo że bardzo kochałem Louisa, to rzadko mu to okazywałem albo robiłem to w niewłaściwy sposób, a przez ostatnie tygodnie, gdy wszystko się sypało, nie robiłem zupełnie nic, żeby to naprawić. Właściwie, to może nawet tylko pogorszyłem naszą relację, przez to zdjęcie z Nickiem i przez wywoływanie niepotrzebnych kłótni. Nawet w tym momencie siedziałem pijany na kanapie, nie robiąc nic a nic, żeby wrócił. Przeklinałem się za to w myślach, ale co innego mogłem robić, skoro między nami wszystko było już skończone? Louis dosadnie udowodnił, że mnie nie kocha, więc najlepszym wyjściem było danie mu spokoju, skoro właśnie tego chciał. Ciężko było mi się z tym pogodzić, ale uznałem, że postaram się wszystko zmienić i nie wchodzić mu więcej w drogę. 

For your eyes onlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz