Epilog

52.1K 2.4K 2.4K
                                    

Jake:

Jednak to prawda, że jak coś się raz się nie uda, sypie się cała reszta. Śmierć najlepszego przyjaciela, jest chyba najgorszą rzeczą jaka może cię spotkać w życiu. Sama chwila pożegnania, to nic, w stosunku do tego, co uświadamiasz sobie, po pewnym czasie, kiedy zdasz sobie sprawę, że ktoś zniknął z twojego życia bezpowrotnie. 

Zaciągnąłem nosem, patrząc jak dębowa trumna zostaje opuszczana na sznurach do wielkiej dziury. Podtrzymywałem Vanessę, która ledwo co trzymała się na nogach. W końcu straciła chłopaka, z którym planowała przyszłe życie. Nagle bum! Jeden błąd zabrał im wszystko. Zabrał im szczęście i miłość, a przyniósł tylko ból i tęsknotę. Ból, który na zawsze z nami pozostanie. Bo jeśli ktoś jest dla ciebie ważny i go kochasz, nigdy go nie zapomnisz, nieważne jakbyś bardzo się o to starał. 

Szlochom i zaciąganiom nosem nie było końca. Nikt nic nie mówił, bo nikt nie wiedział co powiedzieć. Zginął chłopak, który miał przed sobą jeszcze całe życie. MY, mieliśmy przed sobą całe życie. 

Było tyle spraw, o których chciałem mu powiedzieć. Tyle rzeczy i wspólnych marzeń mieliśmy razem spełnić.... Setki, lub nawet tysiące. 

- Czy ktoś z zebranych tu osób, chciałby coś powiedzieć? - usłyszałem poważny głos księdza. 

Nikt się nie odezwał. Tak jak wspominałem wcześniej - nikt tak naprawdę nie miał nic do powiedzenia. 

Bo co można powiedzieć w takiej sytuacji? Że wszystko się ułoży i będzie dobrze? Że ból z czasem minie? Gówno prawda. 

Po moim policzku swobodnie spływała łza, a za nią kolejna. Nie miałem zamiaru ukrywać tego, że płaczę. Nie teraz, gdy mój przyjaciel leży tam na dole. 

- Ja. - usłyszałem cichutki głos Vanessy. Zmarszczyłem brwi, odwracając wzrok od dziury na nią. - Ja bym chciała. - powtórzyła nieco głośniej. Jej głos, był tak cholernie smutny i załamany. Patrząc na tą dziewczynę, śmiało można było stwierdzić, że jest swoim własnym cieniem. 

- W takim razie zapraszam. - odpowiedział mężczyzna i ustąpił miejsce dziewczynie. 

Niechętnie puściłem ją, a ta wolnym krokiem skierowała się do wyznaczonego miejsca. 

- Jak może niektórzy wiedzą, byłam dziewczyną Zack'a. - jej głos się załamał, a z ust wyleciał cichy szloch. Na sam jej widok, żołądek zawiązywał mi się w supeł, a w gardle pojawiała się gula. - Właściwie to narzeczona. Kilka dni, przed tym wypadkiem, zaręczyliśmy się. - zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. - Większość uważała go za zwykłego bandytę, w ogóle go nie znając. Takie osoby... nie wiem co powinny teraz zrobić. Nienawidzę ich za to. Ja go poznałam i co najważniejsze pokochałam. I teraz, mogę tylko powiedzieć jedno, nigdy nie spotkałam tak cudownego człowieka jakim był Zack. Nikt, nigdy nie będzie mógł go zastąpić. - popatrzyła swoimi dużymi oczami, na wszystkich zebranych ludzi i upadła na kolana, wpadając w jeszcze większy płacz. - Żegnaj skarbie. - wyczytałem z ruchu jej warg. Ścisnęło mnie serce, a po policzku zaczęło spływać jeszcze więcej łez. Starłem je zewnętrzną stroną dłoni, a z moich ust wydobył się cichy, żałosny szloch. Spojrzałem jeszcze na Vanessę, która ściskała w ręku kawałek papieru. Ucałowała kartkę i wrzuciła go do dziury. - Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać.

Dlaczego nas zostawiłeś, Zack?

**

Wolnym krokiem, z butelką wódki w ręku, skierowałem się prosto na grób przyjaciela. W końcu po kilku minutach spaceru, doszedłem. W moich oczach od razu pojawiły się łzy. Zacisnąłem powieki i nie przejmując się błotem, który przez dzisiejszy deszcz się utworzyło, usiadłem na ziemi. Upiłem łyk wódki, i uśmiechnąłem się smutno sam do siebie. 

Mój brat już śpi ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz