Rozdział 3

86 6 4
                                    



Strażnicy wprowadzili nas do jakiegoś pokoju. Ich kamienne twarze i sylwetki spowite białym mundurem przyprawiały mnie o nie mały dreszcz. Nic nie powiedzieli, kompletnie nic, jedynie nas wprowadzili i wyszli. Drzwi jak i ściana z nimi była cała oszklona, z jednej i z drugiej strony drzwi, na korytarzu stali dwaj strażnicy, odwróceni byli do nas tyłem. Wpatrywałem się chwilę w nich dopóki nie poczułem czyichś palców zaciskających się lekko na moim ramieniu, spojrzałem na swojego przyjaciela, który wskazał na ogromną kanapę stojącą w środku pomieszczenia. Dopiero teraz miałem okazję dokładniej przyjrzeć się pokoju. Ściany były w stonowanych kolorach beżu i czerni, podłoga była wyłożona ciemnymi panelami, w całej Sali było żółte, ciepłe i łagodne światło padające z nowoczesnych białych, wiszących lamp. Kanapa była koloru czerwonego z czarnymi poduszkami, dodatkowo mały, szklany stolik do kawy stojący przed nią, postawiony był na czarnym dywanie shaggy. Wszyscy się gdzieś rozbiegli. Nasza zakochana parka udała się do piłkarzyków, Jess tuliła do siebie swoją młodszą siostrę, widziałem jak obie płakały. Ja zająłem się konsolą, która stała na małej półeczce pod stolikiem. Wielki telewizor powieszony był na ścianie przed kanapą, więc mogłem bardzo dobrze oglądać obraz. Detektyw siedział obok mnie i rozmawiając śledził moje poczynania w grze, inni czytali gazetki, pili kawę. Większość wymieniała się swoimi rozmówcami, jednak nie my, ma bezustannie siedzieliśmy na kanapie rozmawiając jedynie ze sobą.

-DongWo... - odezwałem się ślepo wpatrując w ekran telewizora, na którym była odpalona strzelanka.

-Co jest? – spytał beznamiętnie.

-Dziękuję, że podałeś się za moją rodzinę. Mniej się bałem. – opuściłem głowę i spojrzałem na niego spod byka.

-Nie... - przerwano mu gdy tylko zaczął mówić.

Do Sali weszło czterech ochroniarzy, którzy przybyli by zabrać nas zapewne na podanie wspomagacza. Wszyscy zostaliśmy zabrani do małej Sali położonej w zachodnim skrzydle szpitala. Wprowadzili nas do niej a pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wszechobecna biel. Pomieszczenie swoją budową przypominało salę lekcyjną, pod ścianą naprzeciw jednoosobowych ławek, w których nas usadzono stała mównica, w kolorze ścian. Ławek były trzy rzędy po cztery ławki, na samym przodzie siedziałem wraz z DongWo. Przed mównicą ustawieni byli ochroniarze, a za nimi wszedł mężczyzna w białym kombinezonie. Miał namalowany czerwony prostokąt na wysokości oczu. Skinął głową, a opiekunowie ruszyli ze swoich miejsc i położyli na naszych ławkach jedną małą czerwoną tabletkę po czym wrócili na swoje miejsce. Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu i po chwili dał nam sygnał abyśmy połknęli tabletkę. Wszyscy jak jeden mąż niepewnie chwyciliśmy ją w dłoń, niektórzy od razu wsadzili ją do ust i połknęli, inni jak ja potrzebowali na to chwili. Przyglądałem się jej, ale gdy tylko usłyszałem z boku chrząknięcie mojego przyjaciela, szybko połknąłem specyfik. Wyprowadzono nas z Sali i poprowadzono do łazienki. Zanim mogliśmy do niej wejść, dostawaliśmy czarne mundurki. Wszedłem do kabiny i zacząłem się przebierać. Po wyjściu zauważyłem, że mundurek na prawej kieszonce posiada numerek, co dziwne, każdy z nas miał zupełnie inny. Wróciliśmy do dormu, a przez głośniki rozbrzmiał komunikat.

„Zostały wam podarowane mundurki, jako że jesteście obiektami testowymi, każdy posiada numer. Jest to na potrzeby eksperymentu, numerek jest przypisany do danej osoby i po wpisaniu go w bazę danych, od razu pokazuje się wasz profil. To ułatwia szybkie wyszukiwanie."

Komunikat zakończył się a nas zaczęto rozdzielać do pokoi. Para została razem, mnie dołączyli do DongWo, gdyż myślano, że jesteśmy rodziną. Blondynka trafiła do zakochanej pary, dziwnym trafem, nie dane jej było spać w jednym pokoju ze swoją młodszą siostrą, w ogóle ją gdzieś zabrano, przez co dziewczyna była niespokojna.

Właśnie siedzieliśmy w swoim pokoiku, bo wcale duży to on nie był. Mieliśmy małą toaletę, a w głównym pomieszczeniu, stały tylko dwa łóżka i szafka nocna, na której była zakurzona lampka nocna. Warunki gorsze niż w więzieniu, tam przynajmniej jest miejsce, żeby usiąść i porozmawiać, a my? My mieliśmy miejsce jedynie żeby dojść do toalety i z powrotem. Usadowiliśmy się na swoich łóżkach i obaj zaczęliśmy rozmyślać nad tym co się teraz będzie działo, nim zdążyłem się odezwać pulsujący ból uderzył w moją czaszkę. Zwinąłem się na posłaniu z głośnym syknięciem, czułem jakby coś paliło mi głowę od środka. Nie kontaktowałem, ból był zbyt mocny, łzy zaczęły mi powoli spływać po policzkach, a detektyw kucał przy mnie i coś bełkotał pod nosem. Dopiero po paru minutach, które były dla mnie wiecznością, mogłem coś mówić. Moja czaszka jednak była nadwrażliwa na każdy dźwięk, wtedy właśnie uchyliły się metalowe drzwi, a zardzewiałe zawiasy zaskrzypiały pokazując ile wysiłku kosztowało otworzenie ich. Do naszego przedziału weszło dwóch opiekunów mówiąc, że czas na podanie leku.

Wszyscy spotkaliśmy się w małym korytarzyku, gdzie na jednej ścianie było lustro weneckie, a za nim można było dostrzec salę udekorowaną podobnie do gabinetu dentystycznego. Po środku stał duży fotel z morskim obiciem, obok był wózek na kółkach na których można było dojrzeć dokładnie tyle strzykawek ile było nas. W środku krzątały się pielęgniarki, a przy fotelu stał doktor, który powitał nas wczoraj.  Mężczyzna odwrócił się przodem do lustra i zdawało się jakby nas widział. Wtedy wprowadzono do salki i usadzono na fotelu małą HyeMi. kątem oka zauważyłem, jak Jess się całą spina, oczywistym było, że chciała być obok siostry, która jak niedawno wspomniała boi się igieł. Skoro tak, to przygotowałem się na krzyk, płacz i błagania, jednak co mnie zdziwiło to, to że dziewczynka tylko przymknęła oczy i czekała na dalszy rozwój sytuacji.

Kiedy większość miała już zaaplikowany lek, na salę wprowadzili DongWo. Z nieznanych mi przyczyn w tamtym momencie cały się spiąłem i z niecierpliwością oczekiwałem jego wyjścia. Z mężczyzną poszło szybko, a zaraz potem ja zająłem jego miejsce. Posadzili moje szczupłe, ale umięśnione ciało na fotelu, zaś moją rękę przypięli do oparcia. Wokół mnie zaczęło się krzątać mnóstwo pielęgniarek. Rozejrzałem się szybko dookoła, moim oczom ukazały się lustra na wszystkich ścianach. Zapewne miało to na celu zmylenie naszych umysłów, które lustro było weneckie. Po chwili dopiero przy mojej prawej ręce stanął lekarz w białej maseczce lekarskiej i spojrzał na mnie ze spokojem. Wziął do ręki ostatnią strzykawkę z dość długą igłą. Odwrócił ją, igłą do góry i wystrzyknął powietrze, dopiero wtedy poklepał parę razy po wewnętrznej stronie zgięcia mojego łokcia, żeby móc wbić igłę w moją żyłę. Kiedy tylko poczułem ukłucie, do mojego krwiobiegu dostała się obca substancja, która od teraz miała zadecydować o moim zdrowiu. Poczułem lekki ból w sercu, jednak nie okazałem tego. Następnie wszystkich odprowadzili do pokoi.

_________________________________________________________________

Kolejny rozdział za nami, mam nadzieję, ze wam się podoba jak poprzednie. Dajcie mi dzisiaj dużo miłości, bo humorek nie dopisuje ;_; Powiedzcie jak wam minął tydzień. ♥♥

Mountain Trap | JungkookWhere stories live. Discover now