26. Rozstanie

489 39 4
                                    

- Dzięki - wysapał, zrzucając z siebie ciało kobiety.
Jego twarz była cała w ślinie pani Jones, ale poza tym nie odniósł żadnych obrażeń. Singer podała mu chusteczkę i nieufnie trąciła czubkiem buta ciało. Nie poruszyło się.
- Nie podoba mi się to. - Założyła ręce na piersi.
- Pani Jones była pierwszą, która wstała z grobu.
- To znaczy, że Karen zamieni się w takiego samego potwora. Trzeba zadzwonić do Deana. Niech ją zastrzeli, nim będzie za późno.
- Myślisz, że Bobby na to pozwoli? - zapytał z troską, obserwując minę Ivy.
- Mam pozwolić mu zginąć? - Emocje wzięły górę i w oczach brunetki pojawiły się ślady łez. Nie chciała okazywać słabości, ale to było dla niej zbyt dużo. Nigdy nie miała podobnych rodzinnych problemów.
Sam nie zastanawiając się zbyt długo, objął ją ramionami. Prawie natychmiast schowała twarz w jego koszulce. Nie musiał długo czekać, aby wyczuć mokry ślad na materiale. Ivy nie potrzebowała w tamtym momencie ciepłych słów pocieszenia. Potrzebowała, żeby ktoś ją w ciszy przytulił i pozwolił się wypłakać. Była mu wdzięczna.

Nim minęło pięć minut łowcy wracali już czarną impalą do domu. Postanowili poważnie porozmawiać z mężczyzną i wszystko mu wytłumaczyć.
- Kiedy to wszystko się skończy, biorę chorobowe - zaśmiała się, pociągając nosem.
- Wszystkim nam się przyda odpoczynek - odparł, skupiając wzrok na drodze.
- To co powiecie na małą wycieczkę nad morze? Dawno nie byłam - próbowała zająć czymś swoje myśli.
- Dean będzie zachwycony.
Dziewczyna pomyślała o blondynie. Może faktycznie krótki wyjazd wyjaśni ich skomplikowaną relację. Nigdy nie chciała być w normalnym związku, jedynym jej marzeniem od zawsze były łowy, ale odkąd poznała Winchesterów... wszystko uległo zmianie. Coraz częściej myślała jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie była związana z nadnaturalnym światem.

Rozmyślania przerwało jej szarpnięcie towarzyszące gwałtownemu zatrzymaniu samochodu.
- Sam! - wyrwało się łowczyni.
Mężczyzna jednak nie odpowiedział. Wpatrywał się intensywnie w drogę przed sobą, wyciągając jednocześnie pistolet. Ivy wystarczył moment, aby zorientować się w zaistniałej sytuacji. Przed nimi stał mały chłopiec pożerający ciało ojca. Matka przyglądała się temu oniemiała.
- Odsuń się! - wydał rozkaz Samuel.
Kobieta zwróciła przerażone spojrzenie swoich zielononiebieskich oczu. Singer domyślała się co może czuć kobieta. Właśnie w tej chwili jej zmartwychwstały syn pożywia się ciałem jej ukochanego męża.
- Osłaniaj mnie, ja zabiorę tę kobietę - powiedziała na tyle cicho, aby tylko przyjaciel mógł ją usłyszeć. Kiwnął głową na znak zgody.
Łowczyni podeszła powoli i złapała za rękę blondynkę. Kątem oka dostrzegła gwiazdkę szeryfa na kurtce. Zombie w ogóle nie było zainteresowane tym co dzieje się wokół niego.
Brunetka próbowała pociągnąć za sobą ofiarę szoku, jednak w tym momencie pani szeryf zrobiła najbardziej nierozsądną rzecz w swoim życiu. Krzyknęła. Głośno, aczkolwiek krótko. Niestety, to wystarczyło. Ivy odepchnęła matkę, przyjmując cały atak na siebie. Zacisnęła mocno powieki.
Dwa strzały wykonane niemal jednocześnie.
Otworzyła oczy. Pod jej nogami leżało ciało dziecka, a w nim dwa otwory po kulach. Oba w głowie.
- Ivy, nic ci nie jest? - spodziewała się tego pytania ze strony Sama, ale to nie jego głos rozpoznała.
- Żyję, co w tych okolicznościach jest dobrym znakiem - odparła.
Już kilka sekund później znajdowała się w ramionach mężczyzny. Już drugi raz tego dnia była przytulana nie przez swojego chłopaka.
- Tony? Co ty tu robisz? - zapytała, odwzajemniając uścisk.
- Bobby zadzwonił do mnie.
Singer nie zdążyła nic na to odpowiedzieć, bo w tym momencie podszedł do nich młodszy Winchester.
- Sam, Tony, poznajcie się.
Mężczyźni kulturalnie uścisnęli sobie dłonie. Ivy w duchu cieszyła się, że nie doszło między nimi do jakiejkolwiek wymiany zdań. Nie miała siły na awantury.
- Czemu tata do ciebie zadzwonił?
- Mówił, że Karen zmartwychwstała. Jeśli można to tak nazwać. Zadzwonił dwie godziny temu i powiedział, że mam cię stąd zabrać.
- Dlaczego? - po raz pierwszy odezwał się brunet.
- Karen, zanim ją zastrzelił powiedziała mu, że ma dla niego wiadomość od śmierci. Chcą was wystraszyć, żebyście przestali pomagać synom Johna.
- Poniekąd im się udało -  mruknęła.
- Gdzie chcesz ją zabrać?
- Na kilka dni do Nebraski. Obiecałem siostrze, że zaopiekuję się siostrzeńcami, a Ivy będzie tam bezpieczna.
- Nie mówicie jakby mnie tu nie było. - splotła ręce na piersi, okazując swoje niezadowolenie.
- Co jej tu grozi? Będzie z nami. - Samuel widocznie się wahał.
- Nic jej nie grozi. To znaczy nic poza szalejącymi zombie.
- Więc widocznie nie ma powodu, aby od nas uciekała.
Brunetka położyła brunetowi rękę na ramieniu. Nie chciała słuchać jak się o nią kłócą.
- Tony... Za dobrze cię znam. O co chodzi? Coś się stało? - zadała pytanie, choć znała na nie odpowiedź.
Twarz mężczyzny pogrążyła się w smutku. Przetarł dłonią twarz i słabym głosem powiedział:
- Moja siostra widziała Dave'a. W jej domu. Następnego dnia ślad po niej zaginął.

***
Bardzo ciężko pisało mi się ten rozdział, dlatego przepraszam za tak duże opóźnienie 😔 ponieważ jestem w 2 klasie liceum mam strasznie dużo nauki i naprawdę nie wiem w jakim stopniu będę mogła się poświęcić wattpadowi... Postanowiłam, że będę dodawać rozdziały, kiedy tylko jakiś napiszę, ale postaram się żeby pojawiały się conajmniej raz w miesiącu 😖 to samo tyczy się „Let her go", mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie i mnie nie opuścicie ❤️
Poza tym napiszcie mi koniecznie jak minęły wakacje i ogólnie co u Was słychać 😘 Standardowo, dziękuję, że jesteście, Miśki 💙

Say somethingWhere stories live. Discover now