4. Cmentarz

1.1K 60 2
                                    

Dean złapał Bobby'ego za koszulę i uderzył go pięścią w twarz. Starszy łowca uśmiechnął się tylko pobłażliwie. Wtem do pomieszczenia wbiegło kilka osób. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Cała trójka wyglądała na zadowolonych i pewnych siebie. Jeden z nieznajomych odciągnął blondyna od mężczyzny. Wszyscy zaczęli o czymś rozmawiać. Pogawędka szybko została zakończona, przez Singera, który rzucił się na Winchestera. Szarpanina doprowadziła do tego, że syn Johna został przyparty do ściany ze spluwą pod szyją. Jednak Bobby nie strzelił w przyjaciela, tylko w swój brzuch.

***

Ivy zerwała się z łóżka i rozejrzała wokoło. Znajdowała się w pokoju hotelowym. Oddychała ciężko. Otarła kropelki potu, spływające jej z czoła. "Pierdolony sen" -pomyślała. Nigdy nie miała snów, dlatego ten wydawał jej się tak makabryczny.
- Ehhh, trzeba iść do sklepu zrobić zakupy. - powiedziała na głos, jak miała to w zwyczaju - Ubrania, szczoteczka do zębów, pasta, szczotka do włosów... Cholera! Mogłam przed przyjazdem tutaj wstąpić do domu... No ale nic. Przynajmniej coś zjem przy okazji.
  Szare ulice monotonnego miasteczka imponowały dziewczynie. Rozglądała się uważnie. To miejsce żyło samo z siebie. Przynajmniej tak powiedziała jej właścicielka hotelu i matka blondynki, z którą udało jej się przez chwilę porozmawiać. Była ona dużo starsza od recepcjonistki. Siwizna pokrywała znacznie większą część jej głowy, a błękitne oczy wpatrzone były zazwyczaj w jeden punkt.
- Najmocniej przepraszam. - mruknęła brunetka rozcierając obolałe czoło, po zderzeniu z męskim barkiem.
- Nic się nie stało. - dopiero teraz łowczyni spojrzała na twarz przechodnia. Miał krótkie, jasno brązowe włosy, delikatny zarost i przepiękne szare tęczówki. Uśmiechał się przyjaźnie - Jestem Dylan. - wyciągnął rękę, którą Ivy nieśmiało uścisnęła.
- Ivy.
- Masz może ochotę na kawę? - zapytał, susząc zęby w uśmiechu.
- Wiesz, w sumie to bardzo chętnie.

***

- Jesteś tu przejazdem? - zapytał, gdy już siedzieli w pobliskim pubie.
- Dokładnie. Przyjechałam w interesach.
- Jakich interesach?
- Prowadzę rodzinną firmę. - odpowiedziała, sięgając po filiżankę z kawą - A zmieniając temat, czy dzieje się tutaj coś dziwnego?
- Tu stale dzieją się dziwne rzeczy. Na przykład miesiąc temu urodził się cielak z dwoma głowami. Co prawda nie przeżył, ale zawsze... - rozległ się dźwięczny śmiech dziewczyny.
- Chodziło mi raczej o innego typu sprawy. Morderstwa, porwania? - mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony.
- Jaka to firma, skoro interesują cię tego typu sprawy? - nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuował - No więc, ostatnio zamordowano tu jakiegoś turystę. Nie znam szczegółów, wiem tylko, że jego ciało znaleziono przy wejściu na cmentarz.
- Rozumiem. Coś jeszcze?
- Z tego co wiem zaginęło tu całkiem sporo osób. Ale o to musisz się spytać miejscowego.
- A ty nie jesteś miejscowy?
- Nie. Ja przyjechałem tu do rodziny na weekend. A teraz muszę cię przeprosić. - położył na stole pieniądze - Jutro wyjeżdżam, a nie zdążyłem się nawet spakować. Do zobaczenia.
- Cześć. - odparła, trochę zdumiona. Wydawało jej się dziwnym, że mężczyzna tak nagle zakończył konwersację. Podeszła do baru.
- Dzień dobry, czy mogłybyśmy chwileczkę porozmawiać na osobności? - zapytała rudej kelnerki, pokazując fałszywą odznakę. Dziewczyna jakby zbita z tropu, machnęła na nią ręką i zaprowadziła na zaplecze.
- Chodzi o porwania i morderstwo, które miały miejsce w ostatnim czasie. - ruda westchnęła z wyraźną ulgą.
- No ja to malo wjem. - mówiła z wyraźnym rosyjskim akcentem - Ale tutaj dziejo sie dziwne rzeczy. Matka mojej koleżanki zostala porwana! Ja i Lidka... znaczy sie moja koleżanka podejrzewamy miejscowych zbójów! Ale policja mówi, że to matka sama uciekla. Pewno sensacji nie chco i dlatego tak mówio.
- Na pewno. A można wiedzieć kiedy i gdzie widziałyście matkę ostatnio?
- Ostatnio to w domu. Wychodzila akurat na cmentarz, zmarlemu bratu kwiotki zaniość. - ze zrozumieniem ostatniego zdania Ivy miała wyraźne problemy. Kiedy jednak domyśliła się o co chodzi, postanowiła odwiedzić miejsce tutejszego spoczynku.
  Gdy doszła do celu, nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Miasteczko niby małe, a jednak kilkanaście kilometrów na piechotę zrobiła.
Cmentarz wydawał jej się bardzo zadbany i nowoczesny, jak na standardy wsi. Przed każdym grobem leżał conajmniej jeden wieniec i conajmniej jeden zapalony znicz. "Może mają pracowitego grabarza" - pomyślała.
Chatka opiekuna tego miejsca stała po lewej stronie od wejścia. Była zbudowana z szarej cegły, dzięki czemu pasowała idealnie do klimatu cmentarza. Dziewczyna zapukała trzy razy w drewniane, ale wyglądające na stabilne, drzwi. Ponieważ nikt nie odpowiadał, spróbowała je otworzyć. Niestety, zamknięte na klucz. "No kto by się tego spodziewał" - podrapała się po głowie. Nie chciała się włamywać, a z drugiej strony jeszcze bardziej nie chciała przychodzić tu następnego dnia. Postanowiła przejść się pomiędzy grobami.
Minęła może z godzina, kiedy dotarła do rodzinnego miejsca spoczynku. Kaplica była zbudowana z tego samego kamienia, co chatka grabarza.
- Rodzina Walter. - przeczytała napis wyryty na glinianej tabliczce, przymocowanej przy drzwiach. Nacisnęła na klamkę. Ku jej zdziwieniu, te drzwi były otwarte. Wyciągając pistolet, weszła do pomieszczenia. Drewniane wrota zamknęły się natychmiast. Ciemność otaczała ją ze wszystkich stron.
- Nie żebym nie lubiła mrocznych klimatów, ale mógłbyś się chociaż pokazać. - powiedziała na tyle głośno, żeby na pewno tajemniczy osobnik usłyszał - Czym jesteś? Duchem? Nie wydaje mi się... Wilkołak też odpada. A więc wampir? - uśmiechnęła się cierpko. Wiedziała, że w obecnych warunkach nie miała szans. Musiałaby zdobyć ukochaną katanę, albo chociaż wyciągnąć potwora na zewnątrz. Wtedy miałaby przynajmniej szanse uciec, a potem wrócić i zabić gnoja.
- No... odezwij się, skarbie. Nie każ damie prosić.
  Nie zdążyła zareagować, kiedy coś złapało ją za kostkę i pociągnęło tak, że aż upadła.
- Puść, dupku to się nad tobą zlituję! - krzyknęła, ale stalowy uścisk pogłębił chwyt. Monstrum zaczęło ją ciągnąć na prawo od drzwi wejściowych. Ivy miotała się jak opętana. Chciała przynajmniej upewnić się z czym walczy. Wampiry miały inne metody na łapanie zdobyczy. "Może to demon? W końcu teraz pełno tego tałatajstwa.".
  Nim się obejrzała, w połowie znajdowała się pod ziemią. Coś wciągało ją w dziurę w podłodze. Zaczęła nerwowo szukać po omacku czegoś, czego mogłaby się przytrzymać. Jednak jej paznokcie natrafiały tylko na śliskie płytki. "Czy to już czas, aby zacząć krzyczeć?".
- To co? Przedstawisz mi się? - już nie mogła opanować drżenia głosu. Zaczęła rozpaczliwie myśleć: "Co to może być? Wendigo? Nie! Coś co żyje pod ziemią, w kanałach. Pewnie tam mnie ciągnie. O cholera! Zmiennokształtny! Zaraz... jak się je zabijało? Odcięcie głowy? Nie! Sól? Też nie! O mój Boże, umrę tu.". Łzy zaczęły napływać jej do oczu. "Nie poddam się" - rozpaczliwe wyrywanie się niewiele dawało, ale w dziewczynę wstępowały nowe nadzieje. "Nie ma mowy! Nie umrę tu! Zbyt dużo przeżyłam, a jednocześnie za młoda jestem. Srebrna kula powinna załatwić sprawę. Zaraz... GDZIE MÓJ PISTOLET! O nie! Upuściłam go! Muszę sięgnąć do tego małego. Jest w lewej nogawce spodni, która jest pod ziemią!". Nowy plan rysował się w głowie łowczyni. Z całych sił odepchnęła się w kierunku dziury i już po chwili czuła jak spada w dół. Upadkowi towarzyszył trzask łamanej kości. Ale nie jej kości. Poczuła, że upadła na coś miękkiego. Nie było czasu zastanawiać się na co. Błyskawicznie zerwała się na równe nogi, wyciągając pistolet z nogawki spodni. Pociągnęła za spust. Wystrzał spowodował małe osunięcie się ziemi. Kilka kamieni spadło do wody. Dziewczyna wyciągnęła zapalniczkę z kieszeni i ją zapaliła. Znajdowała się w kanałach. Woda płynęła pół metra od niej. Spojrzała teraz na stwora. Spodziewała się zmiennokształtnego, zrzucającego skórę, ale ujrzała tylko Dylana. Krew ciekła mu ciurkiem z klatki piersiowej. Brunetka kucnęła obok niego. W tym momencie usłyszała piosenkę zespołu Blur, a mianowicie Song 2. Uśmiechnęła się i sięgnęła po telefon. Dzwonił Dean. Serce jej szybciej zabiło. Zupełnie nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, że nie spodziewała się tu zasięgu? A może nie spodziewała się, że to on pierwszy zadzwoni. A może dlatego, że mało co nie pożegnała się ze swoim życiem i ostatnie o czym teraz marzy to kolejna zła wiadomość. Odebrała i przyłożyła smartfon do ucha. Chwilę później była nieprzytomna.

***

No więc to koniec tego rozdziału 😄 nie wiem jak Wy, ale ja jestem dumna z tego... zdaję sobie sprawę, że mogłam mniej chaotycznie i z większą ilością opisów otoczenia to napisać, no ale dopiero się uczę 😂 (przypominam, że gwiazdki+komentarze=moje szczęście❤️❤️) do zobaczenia w następnych rozdziałach 😘

Say somethingWhere stories live. Discover now