12. Anioły

691 46 0
                                    

- Więc myślicie, że to przez ten proszek? - zapytał z niedowierzaniem Sam.
- Tak. Ale jednak nie pasuje mi ten buzzer. Przecież to tylko zabawka. - mruknęła dziewczyna, obracając w palcach prezent.
- Zaraz się przekonamy. Ivy, weź tego demona, a ty, Sammy mi pomożesz. - zarządził starszy
brat.
Singer uniosła ręce w akcie poddania i wyszła z pomieszczenia. Nie miała nastroju na obserwowanie wygłupów i marnowania czasu mężczyzn. Zagwizdała na zwierzaka i wyszła z hotelu. Postanowiła zadzwonić do ojca, z którym nie rozmawiała od dłuższego czasu.
Usiadła na ławce, przy drzewie, pod którym jeszcze wczorajszego wieczoru obściskiwała się z Deanem. Westchnęła cicho, nie wiedząc co myśleć o tej całej sytuacji. Z jednej strony była po uszy zakochana w mężczyźnie. Z drugiej jednak był on dla niej przyjacielem. Nie chciała, aby kiedykolwiek coś się zepsuło między nimi. Gdyby jednak coś nie wyszło, po zerwaniu ciężko by było wrócić im do relacji sprzed związku. Poza tym Sammy mógłby czuć się niezręcznie. Nie. Musi się uspokoić. To nie jest odpowiedni mężczyzna. Żaden mężczyzna nie jest odpowiedni. Łowiectwo zobowiązuje.
  Siedziała już tak dobre dziesięć minut i obserwowała Alexa, rozrabiającego z innymi psami. Wtem zwierzę rozejrzało się niespokojnie i podbiegło do właścicielki, warcząc pod nosem. Dziewczyna wyrwała się z rozmyślań i podrapała go za uchem, wzrokiem poszukując przyczyny zdenerwowania przyjaciela. I wtedy go zobaczyła. Blond włosy, niesfornie opadające na czoło, niebieskie oczy, obserwujące każdego z osobna, umięśnione ciało, okryte skórzaną kurtką. To był Dave.
Ivy przez chwilę siedziała osłupiona. Nie mogła uwierzyć. Serce biło jej trzy razy szybciej niż zwykle, w gardle poczuła wielką gulę. Zamrugała szybciej powiekami, by odpędzić łzy. I wtedy zrozumiała. Uświadomiła sobie, że musi to być prawdziwy Dave. Nie kto inny. Nie da się go pomylić z nikim innym! To na pewno on. Zerwała się na równe nogi i sprintem ruszyła do postaci mężczyzny. On, widząc ją, uśmiechnął się zalotnie i ruszył biegiem w drugą stronę.
- Dave! - krzyknęła oszołomiona.
Wszystko zadawało jej się stać w miejscu. Tylko on niebezpiecznie się oddalał. "Nie dam ci drugi raz odejść." pomyślała i przyspieszyła kroku.
Goniła go tak dobre pięć minut, przez wszystkie zakątki parku. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest zmęczona. Adrenalina pulsowała w żyłach, a włosy rozwiane przez wiatr, co chwilę przysłaniały widoczność. Ale ona nie chciała nic widzieć. Nic, prócz niego.
Wtem blondyn zatrzymał się i oparł o ścianę budynku, ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Nie wyglądał na zmęczonego. Czekał na nią.
Singer widząc, że to ostatnia prosta, dała z siebie wszystko. Oczami wyobraźni widziała jak wpada mu w ramiona, a on delikatnie głaszcze ją po włosach, szepcząc cicho "Nie zostawię cię już nigdy. Kocham cię."
Niestety nie dany był jej taki los. Poczuła mocne uderzenie w głowę i cały lewy bok. Później tylko usłyszała trzask i zdawało jej się, że coś jej odcięło rękę. Ciemność otoczyła ją ze wszystkich stron.

***

  Powieki wydawały jej się niemiłosiernie ciężkie. Nie mogła otworzyć oczu. Spróbowała poruszyć ręką. Bez żadnego efektu. Nie miała siły myśleć. Zastanawiała się jedynie czy to już jej czas. Czy to już koniec? Odejdzie stąd bez pożegnania, bez słowa wyjaśnienia? A może to tak wygląda śmierć? Człowiek leży uwięziony we własnym ciele, niczym w klatce. Nie może się poruszyć. Pozostaje mu tylko świadomość jak mało zrobił i jak wiele go jeszcze czekało do zrobienia.
Niespodziewanie usłyszała odgłos kroków, jakby na korytarzu szpitalnym. Dobrze znała ten dźwięk. Zbyt dobrze. Ktoś wbiegł do pomieszczenia, głośno szarpiąc za klamkę.
- Ivy! - usłyszała tak dobrze znajomy głos, a zaraz potem ciepły oddech na swoim czole.
Zaraz potem cztery ciepłe ręce złapały ją za dłonie. Sam po prawej, Dean po lewej.
- Obudzisz, się słyszysz! Obiecuję ci to! Zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś się obudziła! Cas! Gdzie jesteś do cholery?!
- Dean. Zamknij się. Nie denerwuj jej. - odezwał się Sammy.
Mężczyzna miał w stu procentach rację. Przez krzyki starszego brata, młodej Singer chciało się płakać i odczuwała tak nieznośny ból psychiczny...
- Co my najlepszego zrobiliśmy, Sammy. - głos blondyna przypominał lament. - Zamiast od razu jej szukać, myśleliśmy, że znalazła sobie jakiegoś faceta. Jacy z nas durnie.
- Nie pomoglibyśmy jej. Jedyne co to dręczyły by nas wyrzuty sumienia w związku z porzuconą sprawą. A tak jesteśmy przy Ivy, a antychryst nikomu nie zagraża. - poczuła, jak ciepła dłoń głaszcze ją po włosach. - Wyjdzie z tego. Zobaczysz. Przyprowadzę tu Alexa, bo z tęsknoty zaraz... - przerwał. Ciepłe wargi dotknęły jej czoła. Potem odczuła brak jednego z braci.

Starszy Winchester siedział przy niej cały czas. Czasem coś mówił, ale dziewczyna wyczuwała w jego głosie tak wielką rozpacz, że wolała, kiedy milczał.
- Czekam na ciebie. Nie pozwolę ci odejść. Jesteś dla nas zbyt ważna. Dla mnie, Sammy'ego, Bobby'ego, a nawet tego małego demona, Alexa. Wiesz, że będziemy cię męczyć swoją obecnością cały czas? Nie damy ci odpocząć. Chcę być przy tobie już na zawsze. - dziewczyna poczuła pojedynczą łzę na skórze.
Chciała zrobić cokolwiek, żeby dać znać Deanowi, że go słyszy. Skupiła się i najmocniej jak potrafiła, poruszyła palcem.
Winchester czując delikatny, ledwo wyczuwalny ruch, uśmiechnął się przez łzy. Nachylił się nad śpiącą i złączył ich usta w spokojnym pocałunku.

Say somethingWhere stories live. Discover now