22. Kolacja

476 36 4
                                    

- Dean, rusz dupę tutaj, natychmiast! - krzyknęła dziewczyna od progu, prowadząc opierającego się na niej Samuela.
- Co jest? - zapytał, wychodząc z sypialni. Zorientowanie się w sytuacji zajęło mu tylko chwilkę. Podbiegł do łowców, podpierając brata z drugiej strony i prowadząc na jego łóżko.
- W samochodzie jest mój zestaw do ran. Przynieś mi go. - wydała rozkaz. Kiedy mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, Ivy zajęła się ściąganiem koszulki z poszkodowanego. Okazało się, że na jego idealnie umięśnionej klatce piersiowej widnieje pełno siniaków i drobnych zadrapań.
- Wszystko się zagoi. - starała się go uspokoić. - Tylko jedno będzie do szycia, ale blizna nie zostanie. Dalej będziesz miał klatę jak Kapitan Ameryka.
Mężczyzna prychnął rozbawiony na to porównanie.

***

  Dean zamknął drzwi od pokoju, w którym spał brat. W myślach wychwalał seksowną brunetkę. Przeniósł na nią wzrok i od razu na nowo się zaniepokoił. Siedziała na kanapie z podwiniętymi pod brodę nogami i chowającą głowę w ramionach. Widać było, że mocno cierpi. Winchester podszedł do niej, wyciągając rękę, ale jej ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz, jakby jego dotyk miał ją zranić. Cofnął dłoń, zaskoczony, ale i wściekły. Ta dziewczyna to była jedna wielka niewiadoma. Co miało się jeszcze stać, aby się przed nimi otworzyła?
- Ivy, wszystko gra? - zapytał, kucając naprzeciw niej.
- Tak... tylko trochę mnie głowa boli. - odparła słabo.
- Przecież widzę, że kłamiesz. Co się dzieje? - próbował być łagodny, czuły, ale wewnątrz płonął z niepokoju i złości.
- Muszę iść. Umówiłam się z Tonym. - mruknęła cicho, po czym wstała i unikając spojrzenia łowcy, podniosła torbę z ubraniami oraz skierowała swoje kroki do łazienki.

Kiedy chwilę później wyszła z parującego pomieszczenia, szczeka mu opadła. Założyła krótką, dżinsową spódniczkę i czarną koszulkę z logo Aerosmith, odsłaniającą jej wysportowany brzuch. Gdy przechodziła obok, zostawiała za sobą woń truskawek i mięty, którą on tak uwielbiał.
Wtedy poczuł coś na wzór ukucia zazdrości. Tego wieczoru to nie on będzie patrzył w jej błyszczące, brązowe oczy, które tak bardzo przypominały mu w kolorze czekoladę. To nie on będzie podziwiał jej białe zęby i delikatne zmarszczki wokół oczu, pojawiające się tylko kiedy się śmieje. To nie on będzie trzymał ją za delikatną, a zarazem bardzo silną dłoń. To nie jemu będzie to dane.
Rzucił jej ostatnie, tęskne spojrzenie, a następnie jego twarz pokryła maska obojętności. Starał się nie myśleć o tym, kogo wybrała. A wybrała tego Tony'ego, bo oczywiście nie jego. Nie słynnego Deana Winchestera, nie naczynie anioła. Wybrała bezpieczniejszą opcję.

***

Podczas kolacji czas im strasznie szybko mijał. Rozmawiali o wszystkim co wydarzyło się od ich ostatniego spotkania, a było tego mnóstwo. Ivy była w siódmym niebie. W duchu dziękowała Tony'emu, że właśnie teraz się pojawił. Potrzebowała rozmowy ze starym przyjacielem.
- Na prawdę masz labradora? - zapytał, unosząc wysoko brwi.
- Tak. - odparła ze śmiechem.
- Dave zawsze o takim marzył.
- Wiem. Dlatego go przygarnęłam. To znaczy nie tylko dlatego.
- Zawsze uwielbiałaś psy.
W ich konwersację wdarła się chwila milczenia.
- Potrzebujesz pomocy z łowami, prawda? - zadał pytanie, zupełnie jakby czytał w jej myślach.
- W sumie to tak. Nie zauważyłeś w swoim zachowaniu niczego dziwnego?
- To znaczy?
- Jakaś ochota na coś? Nie wiem jak to wyjaśnić. Na przykład dwójka ludzi tak się pragnęła, że podczas... no podczas seksu zjedli się nawzajem. - poprawiła spódniczkę, zakłopotana.
- Hmm. Pamiętasz, że kiedyś bardzo dużo trenowałem? - twierdzące kiwnięcie głową - No więc teraz... to wróciło jak nałóg. Mam ochotę we wszystko napierdalać.
Przez głowę dziewczyny przeleciała myśl. To nie jest normalne dla żadnego z nadnaturalnych stworzeń. Nawet widma nie działają na tak dużą skalę.
- Co to może być? - mruknęła, bardziej do siebie niż do niego.
- Cholera. - zacisnął mocno powieki.
Ivy znała to uczucie. Miał "atak". Odsunęła się dyskretnie na bezpieczną odległość.
- Tony, musisz stąd uciekać. To zabija ludzi, a ciebie już zaraziło.
- A ty?
- Mój nałóg nie jest niebezpieczny, poza tym panuje nad nim.
"W pewnym sensie" dodała w myślach.
- Co z wendigo? - zapytał, kładąc ręce na skroniach, jakby mogło to pomóc.
- Nie pozbawię cię tej zabawy. Wróć po niego za parę dni. Zadzwonię do ciebie jak wszystko się wyjaśni.
- Nie zostawię cię tu samej.
- Będę z Deanem. On w ogóle nie jest zakażony. Będę bezpieczna. Nie martw się.
- On by mnie zabił.
- On by kazał ci zrobić to samo. Potrafił trzeźwo ocenić sytuację. Dopóki nie zagrażam nikomu wokoło jak ty, mogę tu zostać.
- Nie chcę cię... uderzyć. Spotkamy się następnym razem. Zadzwoń do mnie. Chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna.
- Oczywiście, Tony. Wiesz, że cię kocham...
- Jak brata. - dokończył, uśmiechając się lekko. Najgorsza faza widocznie minęła.
- Do zobaczenia niebawem! - rzucił pospiesznie, a ona posłała mu powietrznego buziaka.

***

  Ivy nie weszła. Ona wparowała głośno i niemal bezczelnie do apartamentu. Pierwsze co zobaczyła to Dean, siedzący przy stole. Podbiegła do niego, nie zastanawiając się ani chwili. Usiadła mu na kolanach i złączyła ich usta w najbardziej namiętnym dotychczas pocałunku. Blondyn był na początku zdziwiony. Dopiero po chwili zaczął niepewnie oddawać pocałunek. Na ten gest dziewczyna jakby otrząsnęła się z amoku i odskoczyła od coraz bardziej zdezorientowanego Winchestera.
Dysząc ciężko przerzuciła wzrok z łowcy na anioła, siedzącego dokładnie naprzeciwko. Miał w rękach nadgryzioną kanapkę, ale zamiast się nią zająć, patrzył szeroko otwartymi oczami na tę scenę.
Jako pierwszy oprzytomniał syn Johna.
- Namierzyliśmy kolejnego jeźdźca apokalipsy.
- Jakiego? - zapytała.
- Głód. - odparł Cas.
- To wszystko wyjaśnia. - przeczesała rozpuszczone włosy palcami.
- Musimy odebrać mu pierścień.
- Ja chyba nie dam rady. - powiedziała, siadając na jednym z wolnych krzeseł.
- Dlaczego? Już Sam nam odpadł, przez te rany i nałóg z demoniczną krwią. - Winchester zmrużył oczy.
- Jestem pod jego wpływem. - wysapała ciężko.
- Co ci jest?
Singer nie mogła w to uwierzyć. On na prawdę tego nie widział? Nie widział, że szaleje za nim jak pies za swoim właścicielem? Dobra, kiepskie porównanie.
Spojrzała na Castiela, wciągającego kolejną kanapkę.
- Popatrz. Tylko ty nie jesteś zarażony.
- Może przez to, że się nie ograniczam?

***
To tyle na dzisiaj 😁 Jestem już  drodze do domu, dojadę pewnie za jakieś dwie godzinki, więc to ostatni rozdział pisany na zapas. Mam nadzieję, że się podobał, piszcie koniecznie co sądzicie o Tony'm (ah, Matt 😍) i ogólnie czy wszystko jest w porządku, czy podoba Wam się.
Do następnego, Miśki

Say somethingWhere stories live. Discover now