Rozdział 12

1.3K 156 57
                                    

- Co ty wyprawiasz? - odepchnęłam go.

Na jego twarzy był widoczny szeroki uśmiech. 

- Taka okazja i nie skorzystać? Nie możesz mnie uderzyć skoro pocałowałem swoją żonę - szczerzył się. - Chodź idziemy na słodkie ziemniaki, tu niedaleko jest stoisko. 

Złapał mnie za rękę i ciągnął za sobą, od jednego do drugiego stoiska. Śmiał się, żartował i był niezwykle uprzejmy. Coś tu musiało być nie tak... 

- Dlaczego mam wrażenie, że ta sytuacja cie bawi? - zadałam to pytanie gdy wracaliśmy już do domku. 

- Nie zamierzam cały czas zachowywać się jak obrażony tak jak ty to robisz - uderzył mnie biodrem. 

- Nie jestem obrażona mam taki styl bycia i tyle - wzruszyłam ramionami.

Gdy weszłam do sypialni Kobo już spał na mojej poduszce, więc szybko przygotowałam się do snu. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. 

Było mi całkiem wygodnie i ciepło ale coś budziło mój niepokój więc otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie widziałam za wiele, bo był środek nocy. Wiedziałam, że w pokoju jest Kiba, bo lekko pochrapywał. Kobo spał przewieszony przez koc oddzielający mnie od szatyna. Myślałam, że czuje podświadomy niepokój, bo Akamaru jest blisko ale jego nie było w zasięgu mojego wzroku. 

Wstała i wyszłam z sypialni, rozglądnęłam się po pomieszczeniach ale wszędzie był spokój. Wyjrzałam na ganek, o mało nie dostałam zawału gdyż Akamaru spał zaraz koło drzwi. Miałam już wracać gdy na skraju lasu zobaczyłam jakąś postać. Wytężyłam wzrok by się upewnić czy aby na pewno dobrze widzę. Niewiele myśląc zerwałam się z miejsca widząc jak intruz ucieka. nie liczyło się nawet, że jestem na boso i beż żadnej broni chciałam złapać tego kogoś. Ale nie uciekał jak shinobi, on po prostu biegł. 

Nagle mi zniknął więc stanęłam rozglądając się do koła. Starałam się go usłyszeć, musiał się jakoś poruszać. Nasłuchiwałam go a gdy po swojej lewej stronie usłyszałam pękającą gałązkę ruszyłam w tym kierunku ale nie mogłam go odszukać. Zła na siebie skierowałam się z powrotem. Gdy wyczułam, z ktoś się do mnie zbliża schowałam się w ogromnych krzakach uzbrojona w kawal konaru, który wcześniej leżał na ziemi tuż kolo mojej kryjówki i czekałam. Jak tylko napastnik zbliżył się dostatecznie blisko zrobiłam zamach i najmocniej jak umiałam wykonałam cios. Zostałam szybko odparta i obezwładniona.

- Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz w środku nocy w lesie? - zapytał Kiba.

- Ktoś nas obserwował, próbowałam go złapać ale mu uciekł - ziewnęłam.

Szatyn przez chwile milczał i był spokojny ale jak to mówią cisza przed burzą.

- Czyś ty na głowę upadła?! Sama poszłaś?! I to boso! 

- Nie miałam czasu cie budzić - burknęłam.

- Mogłaś zawołać Akamaru! - warknął i nie ostrzegając wziął mnie na ręce jak księżniczkę. 

- O co się wściekasz? Nic mi nie jest i mnie puść jeszcze chodzić umiem.

- Masz poranione stopy jak możesz nie czuć jak bolą - znów warknął.

- Bolą ale każdy ból da się znieść jeżeli wiesz, że istnieje coś bardziej bolesnego - odpowiedziałam wymijająco. 

- Jeszcze raz wyjdziesz w nocy sama bez wcześniejszego omówienia tego ze mną pożałujesz - trochę się już uspokoił. 

- Kiba jesteśmy drużyną, nie dowodzisz tylko możesz składać sugestie i nic więcej. Wiem, że hokage kazała nam udawać małżeństwo ale za bardzo się wczuwasz - pokręciłam głową. 

- Hokage kazała? - prychnął - Akamaru dawał nam ślub! 

- To był żart - przypomniałam.

Ale nastała głucha cisza.

- To był żart, prawda? - dopytałam lekko przerażona.

- W tradycji mojego klanu jest, że to psy udzielają stosowne błogosławieństwo ... więc.... tak jakby.... - sam nie wiedział co chce powiedzieć.

- Kiba my nie jesteśmy małżeństwem - powiedziałam już całkiem spanikowana.

- A widzisz ja bym z tego zdania wykreślił jedno słowo - uśmiechnął się. - Pani Inuzuka.  

   

Kiba: Akamaru To Pies Czy Kot?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz