Zawsze Winny [2]

253 20 3
                                    

Natasha zdawała sobie sprawę tego, jak delikatną sprawę miała przed sobą. Gdyby chodziło o cokolwiek innego, od razu spasowałaby. To nie jej liga. Jeśli wymagana była delikatność, lepiej od razu było wysłać Wandę albo Bruce'a, czy nawet ojca roku Clinta, ale zdecydowanie nie ją. Jej nie zależało na tym, czy swoimi czynami zrani innych ludzi, czy nie, choć w tym jednym przypadku nikt inny nie nadawałby się lepiej.

Jednak powodem, dla którego Romanoff stała pod pokojem Kapitana, mógł być również fakt, że nikt inny nie silił się szczególnie do niesienia pomocy. Nie w takim przypadku.

- Steve, czekamy na ciebie - ponagliła go. Przez myśl przemknęło jej, czy może z przyzwyczajenia takie zdanie w jej ustach nie zabrzmiało zbyt chłodno, ale od razu się zreflektowała. Nie bez powodu to ją wytypowano w pierwszej kolejności do pospieszenia Rogersa, choć, szczerze mówiąc, polegało to na rzuceniu jej kilku zaciekawionych spojrzeń, kiedy ona już dawno była w drodze na piętro.

- Nie jestem pewien czy dam radę, Nat. Nie możemy tego przełożyć?

- Wszystko jest już gotowe. Ludzie zebrali się przed budynkiem. - Pauza. Chyba powinna coś od siebie dodać, nawet jeśli miałoby to zabrzmieć sztucznie. Nieważne. Przecież Rogers i tak nigdy nie odbierze tego w ten sposób. - Steve? Rozumiem, jakie to dla ciebie trudne. Wszyscy spodziewaliśmy się czegoś innego.

- Miałaś rację. Wszyscy mieliście.

- Wiesz dobrze, że on wtedy nie był sobą.

- Tak, nie był. Nie był sobą od czterdziestego czwartego. - Może tylko jej się zdawało, a może to ciche westchnienie miało w sobie coś więcej niż tylko wyraz zmęczenia i posmak melancholii. - Myślisz, że ktoś zauważy jeśli wezmę bluzę z kapturem?

- Nie powinieneś. - Natasha w myślach odwzorowała ułożenie mebli w pomieszczeniu, w którym w swoim czasie z pewnością spędziła więcej niż jedną noc. A co za tym idzie, musiała po sobie zostawić jakiś ślad. - Ale, jeśli tak bardzo mimo wszystko boisz się dogryzek Tony'ego, w drugiej szufladzie mam korektor.

- Nieważne. Drugi raz powinienem do tego podejść tak jak należy.

- Sam wiesz ile to by dla niego znaczyło.

- Natasha...

Drzwi otworzyły się. Stan Steve'a i tak wydał się jej o wiele stabilniejszy niż przypuszczała, dlatego nie spodziewała się nawet, że kartka, którą jej podał, mogła zawierać coś tak rujnującego. Wraz z każdym zapisanym prędko, ale z uwagą słowem, spojrzenie Czarnej Wdowy wyrażało coraz mniej emocji.

"Nawet nie wiem od czego powinienem zacząć ani jakich użyć słów. Przez kilka dni traciłem kontrolę i najbardziej boję się, że to się powtórzy... ale skoro znacie tamtą stronę mnie, powinniście wiedzieć, że ta sentymentalna wcale nie jest gorsza. Żadna nie może być.

Przepraszam Cię, Nick, za to całe zamieszanie. Będziesz musiał sprzątać mój syf tygodniami, a ja tymczasem wybiorę się na "wczasy"... to niesprawiedliwe w stosunku do Ciebie. Chciałbym abyście mogli po prostu o mnie zapomnieć, ale zbyt dobrze wiem, że dokumentów z moim nazwiskiem jest więcej niż ktokolwiek by sobie tego życzył. Przepraszam, że zrzuciłem to na Twoje barki i teraz będziesz musiał to wszystko ogarnąć. Czy to takie uczucie zostawić po swojej śmierci nieusuniętą historię przeglądania? Jeśli tak, to naprawdę się cieszę, że nie miałem okazji odkryć tajemnic internetu.

Przepraszam, Tony. Za pierwszym razem mogłeś jeszcze zdobyć dowody potwierdzające moją niewinność, ale teraz sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Nie bez powodu mi nie ufałeś. Absolutnie nie mam Ci tego za złe. Nie myliłeś się. Mam tylko nadzieję, że po tym wszystkim dasz sobie radę. Wiem, że uważasz mnie za potwora bez serca i w zasadzie masz rację, ale chcę mieć pewność, że moje błędy choć zranią, nikogo nie przytłoczą tak, aby nie zdołał się podnieść. Nawet Ciebie. Dodałbym, że jest mi przykro, ale nie oszukujmy się - czy byś mi uwierzył?

Przepraszam, Nat, że Cię zawiodłem. Wierzyłaś we mnie, broniłaś mnie, a ja potraktowałem całe Twoje zaufanie jak nic nie warte śmieci. To nie w porządku z mojej strony, ale mam nadzieję, że Ty i Steve zrozumiecie teraz moją decyzję. Przynajmniej Ty, Nat. Mogę mieć do Ciebie prośbę? Normalnie nawet bym się nie odważył pytać o cokolwiek, ale to nie jest nic egoistycznego. Jeśli Steve sobie nie poradzi, zamknie się w sobie albo popełni jakieś jeszcze gorsze głupstwo, przemów mu do rozumu, dobrze? Zajmij się nim. Tak jak ja nigdy nie mogłem.

Sam... właściwie to jesteś kretynem i nie mam zamiaru przepraszać Cię absolutnie za nic.

Steve. Jeśli chodzi o Ciebie, zdecydowanie mam najwięcej powodów do żałowania i to nie tylko za to, co wydarzyło się ostatnio. Nawet nie błagam Cię o litość - Ty zawsze stałeś za mną murem i tym razem proszę Cię, nie sprzeciwiaj się. Oni mieli rację. Byłem niebezpieczny i to wcale nie z powodu Zimowego Żołnierza. Nie wiem, jak sprawy się potoczą, ale chciałbym abyś zapamiętał we mnie chłopaka z Brooklynu, bo to jest ta ostatnia część, której nie wstydzę się w żadnym stopniu. Możesz mieć inne zdanie - pewnie uważasz, że po tym, co mnie spotkało, stałem się silniejszy. Powstrzymuję się od komentarza tylko dlatego, że to, co ciśnie mi się na usta, tylko jeszcze bardziej by Cię zraniło aniżeli rozbawiło. Boję się tylko jednej rzeczy. Tak, Zimowy Żołnierz boi się, choć to, co tak go przeraża, dotyczyć może tylko Bucky'ego Barnesa. Wiem, że coś z niego we mnie pozostało tylko dlatego, że wciąż towarzyszy mi to uczucie do Ciebie. Będzie mi Cię brakowało najbardziej, Steve. Ktoś kiedyś Cię pokocha, tylko po prostu ja nie jestem tym kimś.

Ciebie też powinienem po tym wszystkim przeprosić, Scott. Należy Ci się to ode mnie i chociaż nie mogę dać nic więcej, przyjmij przynajmniej te kilka szczerych słów. Jest mi naprawdę przykro.

Wando, nie obwiniaj się. To nigdy nie była Twoja wina.

Clint... Ty sam wiesz najlepiej.

Ale najbardziej powinienem przeprosić Ciebie. Nie musisz się o nic martwić - nigdy nie wpuszczą mnie tam, gdzie jesteś teraz. Nareszcie masz swoją upragnioną wolność.

Przepraszam, że Cię zabiłem.

Teraz niech się dzieje co chce. I tak nic nie zdołam już naprawić, więc nawet nie próbuję. Co jeszcze mogę powiedzieć? Wygląda na to, że to już koniec. Chociaż mam serdecznie dość snu, może tym razem przynajmniej wypocznę.

Przepraszam Was. Naprawdę. Miałem być dobrym człowiekiem, ale nic nie poradzę na to, że od samego początku coś było we mnie zepsute. Staraliście się mnie naprawić i zawsze będę Wam za to wdzięczny. Po prostu nie wiedzieliście, że agresywne psy z wadami genetycznymi usypia się nie bez powodu. Może lepiej by było, gdybyście mnie powiesili dużo wcześniej.

Mam tylko nadzieję, że nie zniszczyłem Was zanadto, a Wy niedługo zapomnicie, tak jak ja zapomniałem o Was i złożonych Wam obietnicach.

Czujący się jak podczas podpisywania wyroku na siebie,
Zawsze Winny."

- Steve...

- Chodźmy, Nat. Muszę pochować przyjaciela.

1090 słów.

Stucky ✨ 𝕠𝕟𝕖-𝕤𝕙𝕠𝕥𝕤Where stories live. Discover now