Niewinny [1]

371 22 2
                                    

  » Bucky's pov
  » two-shot
  » 2017

Powiedzenie, że życie dało Barnesowi w kość, było monstrualnym niedopowiedzeniem. Ono złamało jego kręgosłup moralny, wyrwało czułe serce i wyprało niewinny umysł, wstawiwszy na ich miejsca zimne odpowiedniki. Obrabowało z litości, spaliło obcą niewinność, zamieniło dawny dom na chłodną celę. Sam Bucky już nigdy nie był człowiekiem, jakim mógł nazywać się przed laty.

Z trudem uniósł ciężkie powieki sklejone spływającą krwią i potem. Przez chwilę przyzwyczajał się do jasnego światła, a kiedy wzrok już mu się wyostrzył, to choć nogi odmawiały posłuszeństwa, wstał. Trzymając się ściany, zrobił kilka chwiejnych kroków dopóki znów nie opadł na poranione kolana. Każdy centymetr jego ciała palił żywym ogniem, byle tylko powstrzymać go przed ruszeniem się z miejsca. Tylko szaleniec szedłby dalej. To coś, co cały czas trzymało go przy normalnym życiu, powoli zanikało przy głosie rozkazującym powrót, jaki był równoznaczny z osobistą porażką. Jak niczego innego nie chciał wracać.

Nie zwracał uwagi na drobne rany, z których wciąż sączyła się świeża krew. Nawet nie starał się zamaskować swoich śladów, bo w końcu chciał, by ktoś go znalazł i zakończył cały ten koszmar. Nie docierał do niego ani ostry warkot silników, ani szorstkie pozostałości szkła na jego nieosłoniętych dłoniach, ani mroźne powietrze powoli przejmujące nad nim kontrolę, ani cichy śpiew ptaków, stłumiony i nieśmiały, jakby ktoś kazał im śpiewać wbrew ich woli. I był bardzo przekonujący.

Musiał jakoś dostać się do bazy. Co powiedzieliby ludzie, gdyby nieopodal autostrady w środku lasu odnaleźli zwłoki niezniszczalnej broni Hydry? Zawiódłby ją. Został stworzony aby być nieśmiertelnym i porażka nie należała do jego możliwości. Jeszcze tylko kilka kilometrów. Już niedaleko. Wiedział, co znajdzie na końcu drogi. Wyrównał oddech. Powłóczył nogami. Robił wszystko, byle tylko nie zamknąć oczu. A może wcale ich nie otworzył?

Powoli opadający na przykrytą liśćmi ziemię śnieg był tym, co najbardziej go rozproszyło. Warunki atmosferyczne z pewnością nie były czymś grającym roli w jakiejkolwiek z misji. Musiał być przygotowany na każde z nich, a ponieważ nigdy nie były ekstremalne, nie zwracał na nie szczególnej uwagi. Oberwanie chmury, sztorm, palące słońce. Co za różnica? Przecież wiedział, że śnieg z deszczem nie niesie ze sobą nic groźnego. Byle tylko prowadził ostrożniej, uważał na śliską powierzchnię i wykorzystał niekorzystną pogodę najlepiej, jak tylko potrafił. Śnieg nie był niczym więcej jak oznaką minusowej temperatury i wilgoci, która w końcu musiała znaleźć sobie ujście. Poczuł się jakby pierwszy raz w swoim życiu ujrzał prawdziwe oblicze listopada. Płatki wirujące na wietrze dały mu znak o nadchodzącej zimie, oznaczającej długie wieczory i coraz krótsze dni. Zawsze odnajdywał sposób na zajęcie sobie czymś tych nieskończonych nocy. Przywołał obraz parującej herbaty, odgłos trzeszczącego radia, ludzi spieszących gdzieś pod kolorowymi parasolkami. Atmosfera panująca zwykle w jego mieszkaniu była prawie namacalna - uczucie bezgranicznego bezpieczeństwa i przekonanie, że cokolwiek się nie wydarzy, będzie miał gdzie wrócić.

I tylko jedno pytanie zrodził ów śnieg, zamiast pomóc wyciągnąć mu wnioski. Czym właściwie był "dom"?

Zazwyczaj nie pozwalał sobie na rozmyślania w drodze powrotnej. Od razu skarcił się w myślach za takie rozproszenie. Kilka cennych sekund, jakie zająłby mu powrót na ziemię, mogły go kosztować życie. Albo przynajmniej to, co miał zamiast niego - beznamiętną, pozbawioną towarzyszących normalnemu żywotowi małych radości gładką egzystencję. Może nagłe odcięcie jej faktycznie było najlepszym rozwiązaniem?

Z trudem przychodził mu każdy kolejny krok, ale przestał się już zastanawiać, czy był sens iść dalej. Nawet nie wiedział skąd wracał. Gotów był przystanąć i w zastanowieniu ściągnąć brwi, wyglądając przy tym zapewne jak ktoś, kto przy swoim stanie nie powinien być tak zapominalski. Miał jednak wrażenie, że gdy już zatrzyma się przed drzwiami do swojego celu, przypomni sobie. Westchnął ciężko, zmęczony niepełnymi oddechami. Odrzucił mokre włosy z czoła i zadał sobie przy tym orientacyjne pytanie, by sprawdzić, czy może jakaś choroba albo zwyczajne nieludzkie zmęczenie nie przejęło nad nim kontroli. Znał odpowiedź. Dobrze.

Stucky ✨ 𝕠𝕟𝕖-𝕤𝕙𝕠𝕥𝕤Onde as histórias ganham vida. Descobre agora