Wypaleni

1.1K 58 4
                                    

  » Steve's pov
  » post-traumatic stress disorder
     » 2017

Okolica, w jakiej spotykała się grupa wsparcia, wyglądała jakby sama potrzebowała pomocy. Cienie tańczące na ścianach, rozrzucone śmieci i rozbite butelki, wszystko to w pewnym sensie przypominało straceńcom ich dawne życie. Trudno było uwierzyć, że w takim budynku ktokolwiek może wyciągnąć pomocną dłoń.

Z ciężkim sercem pociągnął za klamkę. Kilku obecnych zwróciło na niego swoje zagubione spojrzenia i zanim zdążyłyby się nawet skrzyżować, znów zaczęły wpatrywać się w odrapane ściany. Zajął miejsce na środku, pozwalając innym schować się w mroku. Chociaż sam nie miał pewności, czy powinien był przychodzić, nie chciał krzątać się bo kątach. Miał w sobie wystarczająco dużo odwagi z dawnych lat by wyjść do przodu i pokazać swoją twarz.

Naprzeciw niego znajdowała się młoda kobieta. Z potarganymi włosami, niechlujnym ubraniem i niemal zwierzęcym strachem w oczach mogła wzbudzić różne emocje. Ile ludzi, tyle opinii - widać to było po pogardliwych postawach niektórych z członków grupy. Jednak dla niego nic się nie zmieniło, w ciągu swojego długiego życia widział wiele podobnych osób, zawsze wywołujących w nim tylko współczucie. Jaka była jej historia? Czy świat wystarczająco mocno ją skrzywdził, by musiała żyć na ulicy zdana tylko na siebie?

Uśmiechnął się do niej nieśmiało. Tak niepozorny gest mógł przełamywać góry lodowe, udowadniając, że nie wszyscy w tym niesprawiedliwym świecie są kompletnie wyprani z uczuć. Spanikowana dziewczyna nerwowo założyła nogę na nogę i zignorowała to. Ktoś potrzebujący pomocy nie zaufa obcym z dnia na dzień i Rogers to rozumiał.

Przyjrzał się pozostałym. Osobliwości nie brakowało: od uzależnionych, którym używki odebrały całe dotychczasowe życie, przez depresantów, patrzących wyłącznie przez czarne okulary, po zwyczajnych, samotnych ludzi, łaknących cudzego towarzystwa. Wydawało się, iż wystarczy parę czułych gestów, miłych słów, obietnic, że wszystko będzie dobrze, a niezbędna do ruszenia dalej nadzieja zatli się w sercach potrzebujących. Niezależnie od natężenia i natury konfliktu, obecni mieli jedną wspólną cechę - chcieli wzajemnie dać sobie wsparcie, by zmobilizować się i pójść dalej.

Ostatni raz drzwi zaskrzypiały, wpuszczając do pomieszczenia długowłosego mężczyznę i spotkanie rozpoczęło się.

Głos wziął chłopak pod oknem. Nie wyglądał, jakby był tam pierwszy raz, szeptem rozmawiając z sąsiadami. Miał wystarczająco dużo odwagi by zacząć opowiadać, co tylko umocniło Steve'a w przekonaniu o długotrwałej już walce młodzieńca.

Następnie swoją historią podzieliła się alkoholiczka, której jedyną nadzieją była grupa, gdyż AA spotykało się poza jej zasięgiem. Później samotny mężczyzna wyznał, że dzieci zostawiły go i nie miał już nawet do kogo się odezwać. Pewien chłopiec, gimnazjalista, może nawet młodszy, nie radził sobie z atakami ze strony starszych kolegów. Nieśmiała dziewczyna siedząca naprzeciwko okazała się być ofiarą przemocy domowej.

Steve milczał, nie wiedząc, czy powinien się odezwać. Chociaż zdawał się być anonimowy, używając nieprawdziwego nazwiska i skrywając się za okularami, swojej historii nie mógł sfałszować. Czy tego chciał, czy nie, był emerytowanym superbohaterem, ukrywającym się pod granicami Nowego Jorku. Dawne zajęcie pozostawiło po sobie wyraźne ślady i nie dawało zapomnieć mu o wszystkim co było.

Kolejna osoba zrzuciła z siebie emocjonalny ciężar i nastała chwilowa cisza. W oczekiwaniu wszyscy wodzili wzrokiem po kolejnych - obcych i znajomych, młodych i pełnych doświadczenia, dzielnych i przerażonych - twarzach, chcąc dodać odwagi do wykonania pierwszego kroku. Steve musiał przyznać, że stawianie czoła wrogim armiom przychodziło mu z większą łatwością niż wyznanie grupie nieznanych ludzi swoich największych lęków i obaw.

Stucky ✨ 𝕠𝕟𝕖-𝕤𝕙𝕠𝕥𝕤Where stories live. Discover now