Hero

2.7K 101 1
                                    

  » Bucky's pov
  » set after Winter Soldier
  » songfick; Nickelback - Hero
  » 2016

Chaos - to jedyne określenie jakie przychodziło na myśl, by opisać, co działo się w jego głowie. Cienka granica pomiędzy odczuwaniem wszystkich emocji na raz, kiedy to smutek przeplata się z radością, wstyd z dumą, nienawiść z miłością, a stanem kompletnej pustki, wyżerającej od wewnątrz, pozostawiającej po sobie tylko szpetne blizny. Bucky nie wiedział już, kim był. Nie chciał odczuwać dłużej ludzkich uczuć, nie po tym, kiedy na trzeźwo mógł przyjrzeć się im z bliska.

Bo ludzkość miała kompleks wyższości. Zbrodnie, które popełniali, nazywali wyrzeczeniem dla większego dobra, jakby błędy władzy mogły dać cywilom lepsze życie. Kiedy ludziom wydawało się, że są na szczycie, naprawdę starali się zamaskować jak staczają się w otchłań.

A on był taki sam. Marionetka tych, którym nie zdołał się sprzeciwić. Wykorzystany do celów dyktatorów wojny i gdyby nadal był im potrzebny, porzuconoby go niczym zepsuty rekwizyt. Nie wyróżniał się spośród podobnych sobie - posłuszny rozkazom, niezdolny do działania na swoją własną odpowiedzialność. Kiedy świat zaczął się sypać, on mógł się tylko przyglądać i zastanawiać, dokąd to poprowadzi.

Chciał to zmienić. Miał dość życia w cieniu. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział tysiące przerażających scen, które kiedyś odegrały się przy nim - i co gorsza, z jego winy. Słyszał krzyki ofiar, wystrzały, czuł duszący zapach dymu, krwi i strachu. Nie pamiętał juz siebie z dawnych lat. Czy kiedykolwiek był kimś więcej niż tylko nikczemnikiem zasługującym na równie nikczemny los?

Aż w końcu pewnego dnia, nie wyróżniającego się spośród innych, na jego drodze zjawił się on, kolejny bohater, gotów bronić niewinnych, wolności, swoich ideałów. Posłuszny równym sobie, służący ojczyźnie i jej ludziom, gotów poświęcić życie w obronie tego, co kochał. Przekonany, że świat jeszcze można naprawić. Dający przykład nie tylko swoimi działaniami, ale przede wszystkim powtarzający pewne prawdy. Wierzył w dobro, w ludzi, w zmiany. Kompletne przeciwieństwo wyzbytej współczucia i litości maszyny do zabijania. Czy ktoś by wtedy pomyślał, że to uosobienie zwycięstwa sprawiedliwości może naiwnie wyciągnąć dłoń do mordercy, którego krwi na rękach już nic nie zdoła zmyć po tak długim czasie?

A jednak mu zaufał. Doskonale wiedząc, z kim ma do czynienia, nadal twierdził, że może go zmienić. Nie bacząc na to, przez co przeszedł, nadal widział w Buckym iskrę prawości, potencjał, który mógł zapłonąć jasnym płomieniem i tlić się jak dawniej. Żywił nadzieję, że choć zabójca mógł go skrzywdzić jednym ruchem, nigdy tego nie zrobi.

Ktoś mi powiedział, że miłość nas wszystkich ocali. Ale jak może tak być? Spójrz, co miłość nam dała. Świat pełen zabijania i rozlanej krwi. Ten świat nigdy nie nadszedł.

Barnes podziwiał go za to. Nawet w obliczu największego zagrożenia, kiedy spełniał się najczarniejszy ze scenariuszy, on był zdolny do stawiania wszystkiego na myśl, że będzie lepiej. Liczył na powrót do starych czasów, że następnym razem, kiedy przyjdzie mu walczyć, będzie miał pod ręką swojego najwierniejszego sojusznika sprzed lat. Cierpliwie znosił każdy zadany mu cios, utrwalony w przekonaniu, że to ostatni raz, gdy są przeciwko sobie. Był gotów zostać z nim do końca, nie ważne, jak miałby ów koniec wyglądać.

James również chciał w to wierzyć. By to był ostatni pojedynek, kiedy walcząc nie dla siebie, a dla stojących nad nim, musiał pozbywać się resztek siebie sprzed lat. Pragnął tylko wolności, o którą z taką zaciętością starał się jego wróg-przyjaciel, tylko zrzucić krępujące więzy, móc spokojnie pomyśleć, nie czując się jakby ktoś ingerował w jego najgłębiej skrywane marzenia. Tylko zapomnieć przerażenie w oczach każdej ofiary i zasłużyć na ich przebaczenie. Móc rzucić to wszystko i nareszcie poczuć się naprawdę wolnym - jak świat, o który tak starał się Steve.

Cząstka jego, której za wszelką cenę chciał się pozbyć, szeptała, iż tak musi być. Taka już była jego powinność. Choćby żałował wszystkich popełnionych grzechów, wstawał po każdym upadku, nigdy nie zdoła się podnieść. Nie jemu pisane było być herosem. Nie zasłużył na takie życie, nie po tym, przez co przeszedł.

Czy to nadal on, czy już ktoś inny? Ile zostało w nim po Buckym Barnesie? Po tylu latach, kim właściwe jest Zimowy Żołnierz?

A oni mówią, że bohater może nas uratować. Nie zamierzam stać tu i czekać. Złapię się orlich skrzydeł. Spójrz, jak my wszyscy odlatujemy.

Teraz, gdy świat już się nie kończy, przesyłam Ci miłość.
To nie jest miłość bohatera i dlatego obawiam się, że nie wystarczy.

715 słów.

Stucky ✨ 𝕠𝕟𝕖-𝕤𝕙𝕠𝕥𝕤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz