9. Odwrót

588 83 7
                                    


Walka.
Rzecz na którą czekała Rose.
Rzecz której obawiał się Owen.
Martwił się, że coś się stanie jego kobiecie. Wiedział, że tak naprawde jeszcze nie jest jego, ale też wiedział, że nikomu jej nie odda. Wczoraj był zazdrosny i nie przyjemny dla niej. Bardzo tego żałował, ale nie mógł znieść widoku jej z Geofreyem. Nienawidził drania. Chciał by stosunki między nimi się unormowały przed bitwą. Jednak kiedy wstał Rose już nie było. Zawołał pachołka by pomógł mu wdziać zbroje po czym wyszedł z namiotu. Rozejrzał się w poszukiwaniu swej damy lecz na próżno. Wszyscy w zbrojach. Niesposób było odróżnić Rose od szarych wojowników. Nie była rycerzem. Więc znikąd herbu czy czegokolwiek. Westchnął zrezygnowany i dosiadł konia. Mimo adrenaliny przed walką, serce szarpał mu niepokój. Co z Rose? Zauważył Sir Piera.
- Sir, czy wiesz gdzie jest Lady Rose?
- Gdzieś z przodu, ale spokojnie jest w tym samym oddziale co my. - odparł i założył hełm. O tyle kamień z serca. Chciał ją jeszcze odszukać, ale nie było czasu. Ruszyli. Z daleka widzieli ustawione wojsko Dany. Na szczycie wzgórza za nim w złotej zbroi stała królowa. Konnica ruszyła więc i my spieliśmy wierzchowce. Rose gnała w pierwszym szeregu. W końcu starli się na środku polany. Dziewczyna tylko cudem nie spadła z wierzchowca a po chwili ostro wywijała mieczem kończąc żywot wrogów. Wszyscy walczyli zaciekle.... tylko Sir Geofrey na samym tyle udawał, że dobija martwych przeciwników. Żałosne.
Bitwa trwała w najlepsze. Wciąż nowe oddziały wyłaniały się z lasów po obu stronach. Król ze smutkiem zauważył, że szala zwycięstwa przechyla się na strone Dany.
Miał wybór zarządzić odwrót, albo dać się wybić do nogi. Wydawała to się być prosta decyzja, jednak czy właściwa?
- Odwrót!!!
Geofrey od razu pognał konia zadowolony. Tylko jeden oddział się nie wycofał. Oddział Sir Piera. Nie mógł zostawić Lady Rose. Razem z Owenem próbowali się przebić do niej. Dziewczyna w felworze walki nawet niezauważyła odwrotu tylko cieła przeciwnika. Nagle Rose upadła. Owenowi serce staneło. Nie wiedział czy jest ranna czy po prostu się przewróciła, cokolwiek.
- Nie!!! - krzyknął i wpadł w taką furie, że wrogowie padali pod jego ostrzem jak muchy.  W minute znalazł się przy dziewczynie. Sir Piere osłaniał go.
- Bierz  ją do obozu! - krzyknął. Rycerz wziął ją na ręce, dosiadł konia i pognał ku obozowi, a za nimi reszta oddziału. Królowa Dany Dzięki Bogu nie zarządziła pościgu i dotarli cali na miejsce.
- Medyka! - zawołał Sir Owen wjeżdżając między namioty. Podszedł mężczyzna zabiegany i pobrudzony krwią innych rannych.
- Ściągnij jej zbroje i ułóż w namiocie. Zaraz przyjdę - Owen od razu uczynił co kazał. Przy okazji oglądnął jej ciało, ale nie znalazł żadnej przyczyny jej stanu. W oczekiwaniu na lekarza ujął jej dłoń i pocałował.
- Rose, proszę, nie zostawiaj mnie. Miłuje cię nad życie, a wojna nie przeżyje straty swej bogini. Bogini wojny nie może na niej zginąć.

Walcz!Where stories live. Discover now