6. Niczego się nie boję

717 85 11
                                    


Dojechali do celu. Front. W lesie byli ich rycerze. Lady Rose i Owen zatrzymali się na skraju i zostawili pachołkowi. Młodzik popatrzył zdumiony na kobiete, ale czmychnął nic nie mówiąc. Musieli się zameldować królowi i generałowi Alanowi.
- Gdzie generał i król? - spytał rycerz jakiegoś przechodzącego wojaka.
- W namiocie - wskazał na wielki czerwono złoty  namiot. Gdy szli wszyscy gapili się na kobiete, a w szczególności sir Geofrey. Spoczątku zdumiał się jej widokiem lecz później uśmiechnął się i z zadowoleniem obserwował jej smukłą sylwetkę. Gniew poczuł dopiero gdy zobaczył z kim jego dama się tu pojawiła. Przeklęty sir Owen.
W końcu znikneła z towarzyszem w namiocie.
- Miłościwy panie. Generale - skłonili się. Ich wzrok zamarł na Lady Rose.
- Co ona tu robi? - odezwał się wzburzony generał.
- Spokojnie, Alanie -  uspokoił go król po czym zwrócił się do damy.
- Kim pani jesteś i co tu robisz?
- Jestem Lady Rose, córka Sir Evana i Lady Caroline. Przyszłam bronić swej ojczyzny - Owen patrzył z dumą na poczynania swej niewiasty, Generał natomiast był zniesmaczony.
- To bardzo chwalebne, jednak kobiety nie biorą udziału w takich przedsięwzięciach. - wyjaśnił lekko rozbawiony, ale i zaintrygowany pewnością tej damy. Piękna, mądra i silna. Niezwykła.
- Po tym jak moja matka, Lady Caroline, wygrała turniej rycerski, miłościwy król Arthur pozwolił kobietom mojego rodu robić to samo co mężczyźni. W tym brać udział w wojnach. - oznajmiła z powagą. Generała i króla zamurowało. Rzeczywiście obiło im się o uszy coś takiego. Ród Caroline. Walecznych kobiet. Nie mieli prawa jej odmówić skorzystania z tego przywileju.
- Dobrze, dziękuje wam za zgłoszenie się. Możecie walczyć jednak Sir Owenie proszę pilnuj naszej małej wojowniczki.
- Dziękuje ci Panie, z całego serca - powiedziała uśmiechnięta Rose, a jej niebieskie oczy zalśniły z podniecenia.
- No dobrze, idźcie już. Mamy z generałem ważne sprawy do omówienia - skłonili się i wyszli.
- I co? Mówiłam że się uda - posłała mu zwycięzki uśmiech.
- Miałaś racje, lecz teraz rzecz jeszcze trudniejsza.
- Jaka? - spytała Rose.
- Przeżyć, Rose. Wojna mimo, że zaczyna się waśnią to zawsze dla rycerzy jest tylko o przetrwanie. - powiedział poważnie.
- Wiem, że to nie zabawa. Poradzę sobie...a jeśli nie to ty mnie obronisz - uśmiechneła się do niego łagodnie.
- Nawet za cenę życia, Lady - odparł od razu.
- Nie mów tak do mnie. Jesteśmy na wojnie. Nie czas na uprzejmości. Poprostu Rose.
- Rose. Chodź musimy rozbić namiot. - rycerz pociągnął ją na obrzeża obozu. Tam pachołek mile ich zaskoczył. Namiot już stał.
- Dziękuje ci, Philipe - odparł Owen i wszedł do środka z dziewczyną.
- Trochę ciasno, ale zmieścimy się.
- To my śpimy razem? - zdziwiła się dziewczyna.
- Wolałabyś z kim innym dzielić łoże? - spytał lekko rozgniewany. Napewno nie pozwoli, by poszła do namiotu innego mężczyzny.
- Wolałabym spać sama. - oznajmiła udając wciąż spokojną. Z mężczyzną czuła się swobodnie tylko na polu walki.
- A masz swój namiot? - zadał pytanie retoryczne. Wiedział, że nie ma. Nie była pasowana na rycerza i czegoś takiego nie posiadała. Mogła teoretycznie pożyczyć od ojca, ale tego nie zrobiła.
- Nie...ale mogę spać pod gołym niebem. - zasugerowała obejmując się ramionami.
- Chcesz zostać pomylona z markietantką, dziwką czy miłośnicą?
Dziewczyna aż wzdrygneła się na tę uwagę.
- Czego się boisz? - spytał młodzieniec podchodząc blisko dziewczyny. Tak blisko, że ich oddechy się mieszały.
Rose serce zaczeło szybciej bić. Dlatego nie chciała przy nim spać. Za mocno na niego reagowała.
- Ja... niczego się nie boje - wyszeptała.
- Więc tego też nie. - Sir Owen przyciągnął uległe ciało dziewczyny i złączył ich usta w namiętnym pocałunku.

Walcz!Where stories live. Discover now