XXXII.Rozalia

2.8K 139 5
                                    

   Po Zarę Reyes był już następnego dnia na wieczór. Chciał ją od razu wpakować do odrzutowca, jednak po dzikiej awanturze, jaką mu urządziła poszli na kompromis: wspólnie mają zostać jeszcze trzy dni, ale tylko w obrębie rezydencji i na pierwszą oznakę niebezpieczeństwa Zara wsiada do samolotu i leci do Meksyku. Jestem niemalże w stu procentach pewna, że podczas gdy się na to zgadzała, za plecami splotła palce w krzyżyk; trzeba nie znać Zary lub być naprawdę naiwnym żeby wierzyć w to, że ta dziewczyna ucieknie w chwili, gdy jej rodzina lub przyjaciele będą w niebezpieczeństwie lub jeśli będzie przynajmniej takie podejrzenie. Idealnym przykładem ​jest to, że to właśnie ona powstrzymała Krystiana przed zabiciem Tamary. Była gotowa zaryzykować życie dla osoby, którą poznała zaledwie parę tygodni wcześniej.
     - Dziwnie jest bez was. - Obok mnie staje Kamil. - Pusto, mimo iż brakuje tylko dwóch osób.
     - I zbyt głośni nie jesteśmy. - Spoglądam na niego. - No, przeważnie - poprawiam się, widząc jego ironiczną minę.
     - Nikt w ostatnim czasie nie może sobie znaleźć miejsca - kontynuuje. - Niektórzy nawet sugerują, abyśmy przenieśli siedzibę gangu w całkiem inne położenie i dali jakąś inną nazwę. Tak, żeby cichy gang zniknął, a powstał inny, mniej znany.
   Marszczę czoło.
     - Ale po co tak kombinować?
     - Mówię ci przecież, że bez was tutaj jest dziwnie i nie tylko ja to odczuwam. Wszyscy wiedzą, że coś się dzieje, chociaż tylko grupa jest w to wstajemniczona i dokładnie zapoznana z sytuacją.
     - I sądzą, że jeśli Cichy gang zniknie, nie będzie już problemu​? - Kręcę głową. - Byłoby za dużo zamieszania z całym tym procesem. Poza tym nawet jeśli ten gang zniknie, Dariusz nadal będzie mnie szukał. A nawet jeśli nie, to zawsze będzie już takie podejrzenie. - Wzdycham i przenoszę wzrok na zachodzące słońce. - Taylor nie będzie skłonny zaryzykować. - A ja mam coraz bardziej dość życia na walizkach i jestem gotowa wrócić tu na stałe, nawet z wiszącą nade mną aurą niebezpieczeństwa.
     - Nie, nie będzie - zgadza się ze mną zastępca Taylora - dlatego też od razu przyjął do rozważenia tę propozycję.
     - Że co proszę? - Znowu patrzę na niego. - Chce się zgodzić na ten chory pomysł?
   Wzrusza ramionami i chowa ręce do kieszeni.
     - Nie wiem, czy chce się zgodzić, jednak też nie odrzucił tej propozycji, więc sądzę, że... Gdzie idziesz? - pyta, gdy odwracam się na pięcie i ruszam przed siebie.
     - Wybić mu ten poroniony pomysł z głowy.
   Od razu kieruję się do biura Taylora. Na szczęście tam go zastaję. Gdy wchodzę do pomieszczenia kończy właśnie rozmawiać przez telefon. Na mój widok uśmiecha się, jednak gdy dostrzega moją minę jego uśmiech znika.
     - Co się stało? - chce wiedzieć, robiąc krok w moim kierunku.
     - Oszalałeś?! - krzyczę. - Przecież ten pomysł jest idiotyczny!
   Marszczy brwi.
     - O czym ty mówisz? - nie rozumie.
     - Jak możesz w ogóle rozważać taką możliwość! - nadal się drę. - Czy ty upadłeś na głowę?! Na pewno tak! Gdyby było inaczej i myślałbyś jasno, od razu byś odmówił!
     - Rozalia - przybiera ostry ton. - Zamiast dawać mi reprymendy i zdzierać sobie gardło wytłumacz mi, o co ci chodzi.
     - O co mi chodzi? Ty jeszcze nie wiesz? Ach, no tak. Oczywiście, że nie wiesz. Zapewne nie planowałeś mi o tym w ogóle mówić!
     - O czym? - warczy. - Powiedz wreszcie, o co jesteś zła, abyśmy mogli rozwiązać problem.
     - Jestem zła o to, że chcesz zniszczyć całą historię, jaką utworzył ten gang! Że niby cichy gang zniknie, a powstanie nowy?
     - A więc się dowiedziałaś. - Na jego twarz wstępuje zrozumienie. - Owszem, nie planowałem ci o tym mówić, dopóki nie podjąłbym decyzji.
     - No a po co niby miałbyś mi mówić - z chwili na chwilę jestem coraz bardziej zdenerwowana. - Przecież ja nie należę do gangu i jestem za głupia, by powiedzieć coś wartego uwagi w tej kwestii, nieprawdaż?
     - Dobrze wiesz, że wcale tak nie uważam. - Kątem oka dostrzegam, jak jego dłonie zwijają się w pięści.
     - Gdybym nie była teraz tak zdenerwowana to wiedziałabym, że Taylorowi również kończy się cierpliwość i bym przystopowała. Problem w tym, że jeszcze nie skończyłam się żalić.
     - Nie jesteś tak głupi, by sądzić, że zmienienie tożsamości tego gangu coś da! Dobrze wiesz, że to przyniesie więcej szkód niż korzyści! Stracicie wszystkie kontakty i jako "nowi" będziecie mieli więcej wrogów niż przyjaciół. Nie myślisz o tym?!
     - Oczywiście, że myślę! - wreszcie nie wytrzymuje. - Przemyślałem każde cholerne za i przeciw i wiem, że masz rację! I nigdy więcej nie próbuj mi nawet sugerować, że w jakikolwiek sposób odsuwam cię lub poniżam!
   Teraz już oboje drżymy z buzujących w nas negatywnych emocji. Wpatrujemy się w siebie, starając się przewidzieć kolejny ruch strony przeciwnej.
     - A nie robisz tego? - pytam. - Nie odsuwasz mnie od społeczności, jaką tworzy gang?
     - Oczywiście, że nie! Nigdy nie miałem takiego zamiaru! Jak mogło ci to przyjść do głowy?!
     - Najwidoczniej mogło! Nic dziwnego, skoro nie powiedziałeś mi o czymś tak ważnym!
     - To nie jest wcale takie ważne!
     - I dlatego mówi o tym prawie cały gang?! Dlaczego w ogóle to rozważasz?!
     - Bo mam już dość! Mam dość ukrywania się! Chcę móc nie martwić się o to, że ktoś odgadnie nasze położenie! Chcę być wśród swoich przyjaciół, a nie w obcym mieście! Chcę żyć tak, jak dotychczas, nim zaczęło się całe to szaleństwo!
   Odwraca się do mnie plecami i kieruje do okna, więc nie widzi, jak silnie działają na mnie jego słowa. Nie widzi, że całe moje ciało zamiera. Nie widzi bólu, który zapewne maluje się na mojej twarzy. Nie widzi łez gromadzących się w moich oczach, które zaczynają mnie piec.
   Chwiejnym krokiem zbliżam się do niego i kładę powoli drżącą dłoń na jego napiętym ramieniu.
     - Przykro mi - szepczę, a wszelkie chęci do walki zniknęły; został tylko żal i smutek. - Przepraszam, że zabrałam ci tak dużo ze względu na moją przeszłość, która nie chce mnie opuścić. Nie dziwię ci się, że szukasz sposobu, aby wszystko unormować - ja też mam dość ucieczek. Ale nie rozwiązuj cichego gangu. - Biorę głęboki oddech. - Pamiętaj, że wystarczy słowo, a odejdę. Wtedy jeśli dotrze to do Dariusza, on na pewno...
     - Zamknij się - przerywa mi, łapiąc mnie nagle za dłoń i odwracając się w moją stronę. - Nigdy więcej nie wygaduj takich głupot, bo przysięgam na Boga, że jak bardzo cię kocham, tak mocne lanie ci spuszczę. - Obejmuje moją twarz dłońmi i patrzy mi głęboko w oczy. - Nie pozwolę ci odejść. Już ci to mówiłem.
     - Ale nie niszcz cichego gangu, nie z mojego powodu - proszę go, kładąc swoje dłonie na jego.
   Wzdycha.
     - Dobrze, nie zrobię tego. Znajdziemy jakieś inne wyjście z tej sytuacji. A teraz zapomnijmy o tym, okej?
     - Okej. - Staję na palcach, a on pochyla głowę tak, że nasze usta się stykają. - Nie lubię się z tobą kłócić - wyznaję, przygryzając delikatnie jego wargę.
     - A ja lubię. - Śmieje się, widząc moje zaskoczone spojrzenie. - Wiesz dlaczego?
     - Jeśli się nie dowiem, nie zasnę dzisiaj.
     - Lubię kłótnie, ponieważ po nich następuje fajny proces godzenia się - wyjaśnia, podciągając mnie nagle do góry.
     - Jesteś niemożliwy - mamroczę z uśmiechem, gdy kieruje się w stronę sofy.
     - I twój. - Całuje mnie żarliwie.
     - Mój - mruczę pomiędzy pocałunkami.

*****

   Pozdrowienia z gorących Włoch. Zdjęcie to mój widok z dachu. Mam nadzieję, że również macie udane wakacje.

    Daniela

Jesteś moja, kochanie II || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz